Miano: Artemida T'Milo (właściwe - Mila Cervinis)
Wiek: 457 (urodzona 19.02.1729)
Rasa: asari
Płeć: -
Specjalizacja: adept
Przynależność: społeczność galaktyczna
Zawód: agentka Handlarza Cieni
Aparycja: Wręcz promieniuje elegancją i pewnością siebie. Uwagę przyciągają jej szlachetne, pociągłe rysy, wysokie kości policzkowe oraz wiecznie przymknięte powieki nadające jej twarzy nieco uwodzicielski wyraz. Podłużny, wąski nos, stosunkowo wysokie czoło, płynnie przechodzące w nieco ciemniejszy kolorystycznie grzebień. Posiada miękką i miejscami szorstką w dotyku skórę barwy jasnego fioletu. Pełne, ale nie przesadnie duże usta często maluje na biało i przekreśla purpurową kreską.
Pomimo dość kobiecej sylwetki, nie stara się eksponować. Od stóp po samą szyję jej ciało skrywa czarny kombinezon, wykańczany mocnymi klamrami. Mierzy około 180 cm, w dużej mierze dzięki swym długim i zgrabnym nogom, nadającym jej sylwetce swoistej elegancji. Ich ruch także przykuwa oko. Zawsze porusza się z wyjątkową, kocią gracją - jej kroki, zarówno przy leniwym spacerze jak i biegu, są posuwiste, sprężyste i obszerne. Od lekko skośnych, obramowanych na czarno, lazurowych oczu bije chłód, pewność siebie i stanowczość.
Osobowość: Artemida na pierwszy rzut oka sprawia wrażenie osoby spokojnej, wiecznie opanowanej, a nawet podchodzącej do otoczenia nieco lekceważąco. Wystarczy jednak nieco dokładniej jej się przyjrzeć, aby wyczuć, że jest to spokój nie płynący z charakteru, a doskonale wypracowany i równie doskonale wykorzystywany. Sprawia wrażenie kota, cierpliwie przyczajonego, ale w każdej chwili gotowego rzucić się na bezbronną ofiarę w celu przegryzienia jej gardła.
Ceni sobie inteligentne towarzystwo i jeśli nadarzy się okazja, chętnie zawiera nowe znajomości, oczywiście nie bez dozy wrodzonej podejrzliwości. Zależy jej na dobrych kontaktach i bynajmniej nie dąży do stworzenia sobie armii wrogów. Niektórych traktuje z góry już na starcie, fundując im mieszaninę łaskawej pobłażliwości i znudzonej uwagi. Nigdy jednak nie pozwala sobie na lekceważenie ich. Doskonale zdaje sobie sprawę z wiszącego nad nią niebezpieczeństwa, tak jak i swojej władzy. Zawsze zachowuje czujność, starając się w porę wyłapać wszelkie oznaki niekorzystnych dla niej działań.
Nierzadko zachowuje się uprzejmie, ale nigdy służalczo. Zachowuje umiar we wszystkim co robi - stara się wyczuć jaki nastrój ma rozmówca i odpowiednio modyfikuje swoje działania.
Jeśli do czegoś dąży, potrafi być naprawdę cierpliwa. Z natury jest nieco uparta, a także konsekwentna. Lubi komfort, dobrą zabawę i muzykę, ale ma też zapędy sadystyczne, które są tak oczywiste, że chyba nie muszę o nich wspominać. Bywa zarozumiała, lecz nie zadufana w sobie. Zna swoją wartość i nie daje się stłamsić. Jej pojęcie honoru, jeśli istnieje, jest bardzo płynne - zawsze robi to, co uważa za słuszne, nawet jeśli wymaga to ofiar (zarówno ze strony innych, jak i własnej). Dąży do perfekcji we wszystkim, za co się weźmie - nie jest to jednak jej priorytet, a raczej sposób na życie, z którego w każdej chwili może zrezygnować na rzecz czegoś innego. Nie jest zatwardziała w postanowieniach - stawia raczej na zmiany i rozwój, jeśli są one korzystne.
Nienawidzi niekompetencji, głupoty, dziadostwa oraz nudy i sumiennie je zwalcza. Jest przede wszystkim uważna i choć nie cofnie się przed podjętą decyzją, nigdy nie działa pochopnie, woli kalkulować.
Historia:
Febe na Thessi
Wyświetl wiadomość pozafabularną
Dawny sen:
Wyświetl wiadomość pozafabularnąSamo południe. Słońce stało wysoko na niebie, okryte delikatną mgłą chmur. Nie dawało już takiego ciepła, jak kilka miesięcy temu. Pora jesiennych liści permanentnie zawładnęła niedużym miastem na południu Thessi. Mila pięła się wytrwale w górę, na szczyt wzgórza. Odkąd nauczyła się chodzić, często przychodziła tu z Alagne, dlatego było to jedno z miejsc, które zakodowały się w jej pamięci jako przyjemne. Wielkie, lazurowe oczy młodej asari wpatrywały się w drogę, a źrenice zwężały się, lub rozszerzały, zależnie od kąta padania światła.
Oddychała niespokojnie i urywanie, a na ziemię raz po raz opadały krople słonych łez.
Wspinała się po czarnym wzgórzu, obserwując zbliżający się punkt na jego szczycie. Było to rosłe, wiekowe drzewo, o rozłożystych koronach pstrzących się czerwienią, pomarańczą, oraz ulotnym granatem. Ujrzała na szczycie dwa ptaki, jeden zupełnie czarny, o połyskliwym piórze, a drugi malutki, o skórze niemal przeźroczystej, delikatny, niby duch. Przysiadła obok drzewa i upadła na ziemię, zanosząc się płaczem. Mijały dni, miesiące, lata. Gdy wreszcie podniosła wzrok ujrzała tego samego, bialutkiego ptaka na drzewie. Czuła jego ulotne życie, które zależało jedynie od jej woli. Ptak wysmuklał nieco, nabrał pysznych, opływowych kształtów, głowa stała się smuklejsza, dziób nieco masywniejszy i krótszy, rażący szczerozłotą barwą przekreśloną paskiem czerwieni. Ślepia ptaka zamgliły się, upłynniły i uczyniły przestworem koloru tęczy, niczym opal zmieniały barwę w zależności pod jakim kontem się na nie spojrzało. Raz były niebieskie, a zaraz zielone, srebrne, czerwone, złote... Pióra na karku wysłużyły się nieco, nabrały bajecznych, kolisto eliptycznych krawędzi. Całe ciało ptaka kryło się kolorową masą piór, można było rozróżnić na nic błękit, żywą zieleń, złoto, czerwień, biel, ulotną nić czerni, fioletu. Ptak uniósł skrzydła, a te na ich oczach wydłużyły się, przybierając masę barwnych, opalizujących złoto srebrzyście lotek. W gonie wyrósł pęk nowych sterówek, długich, zawijających się w lekkie fale, raziły po oczach intensywnością barw, zieleń, czerwień, ogniste złoto, biel. Łapy stały się szczerym złotem ze szponami zrobionymi z rubinów. Wtedy Rajski Ptak w jej głowie zaświergolił najpiękniejszym głosem, jaki mogła sobie wyobrazić Mila. Były to dźwięki delikatnego wiatru, plusku wody, szelest liści, śpiew skowronka, ukryty pisk. A potem... ptak machnął od niechcenia potężnymi, bajkowymi piórami i wzbił się w powietrze. Dookoła niego utworzyło się kilka wirujących, pomarańczowych liści oraz, co zaskakujące, płatki puszystego śniegu. Rajski Ptak zakołował nad jej głową, zmierzając radośnie, majestatycznie ku tarczy złotego słońca. Śledziła jego powolny, majestatyczny tor lotu. Jego skrzydła mieniły się w zachodzącym słońcu, posyłając na ziemię migotliwe odblaski. Potem ptak zniknął.
A ona się obudziła.
Wspomnienie z dzieciństwa;
Wyświetl wiadomość pozafabularnąW dzieciństwie to była jej ulubiona zabawa. Puzzle jak puzzle, nic takiego. Układa się obrazek z setek albo i tysięcy kawałeczków o różnych kształtach. Ale te puzzle były przezroczyste. Cieniutki, mieniący się różnymi barwami plastik jak zwiewna mgła, a gdy patrzyło się przez niego na żarówkę, widać było rozżarzony drucik. Układała te puzzle niemal pół roku. Sama! Teraz już wie, że były zbyt skomplikowane dla dzieci – pięć tysięcy kawałków przezroczystego plastiku. Malinowe i marmurkowe, czekoladowe i fioletowe, lazurowe i rude, cytrynowe i purpurowe, marengo i szare jak kurz, węgiel i karmin. Obrazek układał się opornie, jakby urażony tym, że pracuje nad nim dziesięcioletnia smarkula, z uporem garbiąca się na podłodze w pokoju dziecinnym. Surowo zabroniła rodzicom sprzątać ze swojego pokoju – mogliby zniszczyć powstający pod moimi dłońmi świat. Ale jej matka i tak sprzątała, gdy była w szkole, starannie omijając puzzle. Z tęczowych kawałeczków powstawał mur. Kamienny mur średniowiecznego klasztoru, pokryty mchem, z wyszczerbionymi spoinami, z jaskrawo ubarwioną jaszczurką w wapieniu, wygrzewającą się w promieniach słońca. I witrażowe okno. Półprzeźroczyste, nierealne, za którym majaczyły niewyraźne cienie osób. Kolorowe okno, a na nim bogini w lśniącej szacie pochylała się przed piękną damą w białej sukni. Puzzle jeszcze nie były ułożone, ale ona już mogłam godzinami zachwycać się boginią i wierną dziewicą. Denerwowało ją, że suknia bogini, na pozór lśniąca i wspaniała, jest pogięta, a gdzieniegdzie nawet zachlapana błotem. Zdumiewało, że na twarzy damy nie widać zachwytu i radości, tylko żal i smutek. Ale i tak patrząc na puzzle, wymyślała historię bogini i księżniczki (młoda dama mogła być tylko księżniczką!). W końcu doszła do wniosku, że bogini dopiero co spotkała się z młodą damą, po trudach podróży, a teraz musi wracać. Stąd zniszczona, ubłocona zbroja, stąd smutek na twarzy księżniczki.
Różnokolorowe elementy znajdowały swoje miejsca, jedyne i niepowtarzalne. Nad boginią i księżniczką zapłonęła tęcza. Na ciemnym, takich jak jej, grzebieniu księżniczki zamigotał tren zdobiony szlachetnymi kamieniami. Jaszczurka na murze zyskała przyjaciółkę.
Rodzice przestali się pobłażliwie uśmiechać, patrząc na jej walkę z witrażem. Teraz i oni lubili podejść cichutko i popatrzeć na kolorowe okno pojawiające się w bialutkim murze. Na pewno nieraz zauważali pasujące elementy wcześniej od niej, ale nigdy nie podpowiadali – takie były reguły.
Musiała to zrobić sama.
I wreszcie nadszedł dzień, gdy zrozumiała – dzisiaj ułoży puzzle do końca. Zostało jeszcze co najmniej pięćdziesiąt kawałków, najtrudniejszych, niemal identycznych. Ale wiedziała, że jeszcze dziś zobaczy cały obrazek.
Nie jadła obiadu, nie przyszła na kolację, ale mama nie krzyczała, tylko przyniosła mi kanapki i herbatę. Nawet nie zauważyła, kiedy je zjadła.
Kawałeczek do kawałeczka. Kolorowa mozaika stworzyła kompletny wzór.
Zostało już tylko jedno puste miejsce na ostatni kawałek – nawet wiedziała jaki. Przezroczysty, z trzema wypustkami. Nie był szczególnie ważny – zwykły przezroczysty element między pochyloną głową bogini a wyciągniętą dłonią księżniczki. Sięgnęła do pudełka, próbując znaleźć brakujący kawałek po omacku, nie odrywając wzroku od obrazka.
Pudełko było puste.
Wywróciła pokój do góry nogami, płakała w ramionach ojca i na kolanach mamy. Tata obiecywał, że napisze list do firmy, która wyprodukowała puzzle, i że na pewno przyślą mi brakujący kawałek. I jeszcze jedno pudełko puzzli w ramach zadośćuczynienia.
Późnym wieczorem wróciła do swojego pokoju, do prawie skończonej układanki. Gdyby ktoś nie wiedział o zaginionym kawałku, nie zauważyłby jego braku.
Ale ona znałam już teraz prawdę. Wiedziała, dlaczego księżniczka jest smutna, dlaczego bogini z takim zmęczeniem i bezradnością skłania głowę. Księżniczka nigdy nie dotknie pochylonej głowy bogini. Między nimi jest pustka.
Przykucnęłam, położyła dłonie na obrazku i rozsunęła je.
Mury zamku pękły, jaszczurkę rozerwało na pół, bogini rozpadła się na lśniące kawałeczki szaty, księżniczka zmieniła w białe strzępy sukni.
Purpura, rdza, ochra, stare złoto, beż…
Tęcza, kolorowa zamieć, różnobarwny śnieg…
Jakaś ciepła mnie otacza cisza wokół,
Padam z nóg i czuję ręce na ramionach,
Do nóg czyichś schylam głowę, jak pod topór.
Moje stopy poranione świecą w mroku,
Lecz panika – nie wiem skąd wiem – jest już dla mnie skończona.
Urodziła się w Febe na Thessi, 1729-tego roku. Jej rodzicami były dwie czystokrwiste Matrony, Theshya i Alagne. Gdyby wiedziały, jaki 'prezent' sprawią swojej córce, zapewne nigdy by się do siebie nie zbliżały.
Jej życie nie różniło się znacząco od żyć innych młodych asari w jej wieku, aż do roku 1771. Właśnie wtedy wykryto u niej gen, który czynił ją seksualną zabójczynią. Ardat-Yakshi, Demonem Nocnych Wiatrów, jak kto woli. Obydwie jej matki były nosicielkami jego łagodniejszej, ukrytej formy. Niestety, był on niemożliwy do wykrycia wcześniej. Dano jej prosty i zarazem okrutny wybór - śmierć lub dożywotnie więzienie, bo właśnie tak Artemida postrzegała Klasztor na Lessusie. W trosce o swoje życie zgodziła się na wyjazd, ale niedługo potem zabiła po raz pierwszy i odkryła płynące z tego korzyści. Z uwagi na ten incydent, Matki nadzorujące Klasztor objęły ją szczególną ochroną. Jednak ona nie potrafiła zapomnieć o euforii płynącej z kontaktu z partnerem, ani o wolności czekającej na nią poza planetą i zapowiedzi potęgi, jaką mogła zdobyć. Nienawidziła Matek za to, że ją tu zamknęły, nienawidziła siebie dlatego, że przyszła na świat nie taka jak trzeba i całej reszty świata za to, że nie wiedział jakie niesprawiedliwości muszą znosić asari z parą niefortunnych genów! I ponad to wszystko, wiedziała, że jeśli tu zostanie, najpewniej oszaleje. W pierwszych dniach robiła wszystko, aby się wymknąć, ale każda próba kończyła się fiaskiem, a ona pogrążała się coraz bardziej.
Pewnego dnia Matki oświadczyły, że organizują wycieczkę na Thessię. Uważały, że nawet ktoś taki jak one powinien znać swoją ojczystą planetę. Przeczytały listę uczestniczek, na której jej oczywiście nie było i dodały, że reszta ma jeszcze czas na poprawę swojego zachowania. W jej głowie zaczął kreować się plan, który mógł zakończyć się sukcesem.
Jej zachowanie momentalnie uległo zmianie. Wstawała o wyznaczonej godzinie, posłusznie medytowała i trenowała z innymi, już nie skradała się nocą do koleżanek, ani nie próbowała flirtować z rzadko pojawiającymi się tu przyjezdnymi. Poprawa w jej zachowaniu musiała być znacząca, bo została dopisana do listy. Naiwne Matki uznały, że wreszcie się dostosowała. Ta! Najbardziej znienawidzonej wykradła połowę kredytów z podręcznego konta na omni-kluczu, dzień przed wyjazdem. Zanim zauważy różnicę, minie trochę czasu, tymczasem ona może wykreślić kolejny punkt potrzebny do osiągnięcia sukcesu.
Rzeczywiście, pojechały na Thessię, do samej stolicy. Była tu tylko jeden raz, jeszcze z rodzicami. Miała może 20 lat, zupełnie młodziutka. Największe wrażenie wywarły na niej smukłe, eleganckie wieżowce, centrum pełne kolorów, ludzi i śmiechu oraz wielkie białe mosty przewieszone nad szumiącą w dole wodą. Teraz nie było inaczej. Pochłaniała wzrokiem każdy skrawek tego obrazka, żywcem z widokówki, ale ciągle było jej mało. Chciała wolności, wmieszania się w ten tłum od którego trzymano je z daleka. Zdaje się, że mieszkańcy Lirii nie mieli pojęcia o grupce Ardat-Yakshi przechadzającej się po muzeach. Intrygował ich podobny ubiór młodych asari, lecz nie na tyle, aby się o nie pytali.
Uciekła gdy zrobiły postój na toaletę. Po prostu, przez okno, kiedy nikt nie patrzył. Być może nie był to najlepszy sposób na ucieczkę, ale jeden z najlepszych, na jakie było ją stać. Biegła co tchu, byle daleko stąd, przyciągając zdziwione spojrzenia i starając się na nikogo nie wpaść. Nie uciekaj w tę stronę, w którą cię gonić będą, ktoś kiedyś powiedział. Chyba mądrze. Zwolniła kroku, zziajana i przestraszona, po czym wpadła do pobliskiej
galerii handlowej. Czuła się... dziwnie, widząc, że wszyscy ją ignorują. Nie znali jej, nie wiedzieli
czym jest, więc ich nie obchodziła. To podniosło ją na duchu i sprawiło, że jej plan ucieczki mógł naprawdę wypalić. Wśród nieznajomych mogła być
nikim. Chociaż niewątpliwie wolałaby być
kimś, bycie nikim było dobrą przykrywką. Wtedy właśnie, gdy zobaczyła, że nikt nie traktuje jej inaczej, zapałała nienawiścią do wszystkich, którzy chcieli jej śmierci i zniewolenia. Nie mieli prawa! Była taka jak oni, a nawet lepsza! Mogła być silniejsza, piękniejsza, szybsza, mądrzejsza i doskonalsza niż oni! Wzbraniali jej to wszystko, odbierali jej wolność z zazdrości. Nie była chora, tylko
ulepszona. Dlatego też będzie robić to, do czego była stworzona, tak jak one były stworzone do nienawiści i polowania na prawdę oraz przyszłość, jaką była.
Nie mogła zostać na Thessi dłużej. Za parę godzin mogli wszcząć alarm i zablokować wszystkie promy odjeżdżające z planety, a ona
musiała się stąd wydostać. Teraz, kiedy odzyskała wolność, prędzej umrze niż wróci do Klasztoru. Załapała się na prom i zapłaciła za miejsce kredytami ukradzionymi matce. Zaczynało się dla niej nowe życie. Nowa przyszłość. Ciekawsza. Lepsza.
Niedługo potem zawarła układ z Handlarzem Cieni. Chronił ją w zamian za informacje, które miała dla niego zdobywać. Pomógł jej zmienić tożsamość, ubiór, w niedużej mierze również wygląd, jednak nawet jemu nie mogła ufać. A może powinnam powiedzieć - tym bardziej? Nauczyła się polegać tylko na sobie i tylko o siebie dbać, ale dla Handlarza pracuje cały czas, głównie z uwagi na kredyty, które przesyła na jej konto za dobrze wykonaną robotę.
Od ponad 400 lat żyje tak, jak zawsze chciała. Naturalnie, nic nie jest idealne, w końcu musi uważać gdzie stawia każdy swój krok, ale poza tym podróżuje po galaktyce, zwiedza, zbiera informacje i zabija za każdym razem stając się potężniejszą.
Raport z 1773
Wyświetl wiadomość pozafabularnąData zarejestrowania rozmowy: 29.04.73
Ilość rozmówców na linii: trzech
Tożsamość rozmówców:
1 rozm. - podejrzana - Mila Cervinis
2 rozm. - nieznany
3 rozm. - nieznany
Lokalizacja rozmówców: nieznana
Treść:
...
- ...dzieć...Cervinis...? ... ofertę, która m... ię zainteresować... [nieczytelne] imię...
- Czy możemy spotkać się gdzieś, aby wyjaś... rawę? Musimy... r [nieczytelne]
- [nieczytelne]
- Dobrze, będę tam czekać.
Koniec konwersacji.
Ekwipunek: omni-klucz, M-6 Kat, M-8 Mściciel, środki nasenne
Środek transportu: brak
Dodatkowe informacje:
- jest wyznawczynią siari
- kocha muzykę i podróże, uwielbia też towarzystwo interesujących ludzi
- stara się nie zbliżać do przedstawicielek swojej rasy
- jest uzależniona od 'polowań' na ofiary
- nie lubi alkoholu
Wykonane misje:
-