9 lip 2015, o 22:36
Wiedza o tym, że ścigacze były na solary, wyjaśniała po części dodatkowy powód rozpoczęcia misji z samego rana. Dzięki temu zabiegowi, ścigacze od samego początku zbierałyby energię, ale nie tylko to było istotne. W sytuacji awaryjnej byłyby nieocenione, jeżeli nie bezcenne.
Krótkie napomknięcie o słońcu i południowej porze dnia, zmusiło Konrada do próby przypomnienia sobie, jakie właściwie na planecie panują zwykle normalne warunki. Bezskutecznie. Przyleciał tutaj handlować i nie myślał o tym, że będzie wychodził pospacerować po pustkowiu.
Nie miał też nic przeciwko temu, by Smithson ich prowadziła, bo w końcu była przewodniczką i to należało do jej obowiązków. Wciąż jednak miał złe przeczucia co do wybranej przez nich drogi, choć nie potrafił ich nazwać. Wiedział, że postępują źle wybierając drogę lądową zamiast łodzi i choć miał tą myśl na wyciągnięcie ręki, to mu umykała. Nie chodziło o to, że po prostu nie lubił schodzenia kilkunastu metrów w dół, oraz uważał to za mało bezpieczne, ale było jeszcze kilka innych powodów, które w głowie Konrada świeciły ostrzegawczą żółcią.
Od dalszego rozważania ich losu, oderwał go niezapowiedziany lot quarianina, który wymachując w locie rękoma, przeleciał z kilka metrów i wylądował na twarzy. Wolno podleciał do niego swoim ścigaczem i patrząc na leżącego Zeto, przekrzywiał głowę to w lewo, to w prawo, chcą się upewnić, że wszystko jest w porządku i nie poplamił piachu czymkolwiek, co mogłoby wyciec z jego kombinezonu, gdyby ten był uszkodzony. Wyglądało jednak, że wszystko jest w porządku, więc nie zsiadając ze ścigacza, wyciągnął ku niemu rękę, by pomóc mu się podnieść, ale ten poradził sobie sam.
- Dawaj, bo ich nie dogonimy. - odezwał się, ciut się uśmiechając rozbawiony. Tak, ta sytuacja była zabawna, bo coś takiego jest niecodzienne, ale mogła stać się natychmiast poważna, gdyby się okazało, że ich mechanik i snajper, będzie miał problemy zdrowotne. Nikt tego nie chciał, a przynajmniej nie Strauss. Kiedy więc upewnił się, że jego dobrowolny podwładny i podopieczny, jest w stanie wsiąść na ścigacz, prowadzić i jechać z resztą, to dopiero wtedy ruszył z miejsca. Nie miał zamiaru zostawiać kogoś z tyłu, a przynajmniej nie na tym etapie.
Podróż trwała dokładnie tyle, ile wspominała Page i było to ciut monotonne. Godzinna jazda ścigaczem po pustyni, gdzie było wszystko do siebie podobne, potrafiła być niezwykle nużąca. Piach, wydma i dolina. Piach, dolina, wydma. Wydma, piach, piach. Na Treches powinny powstać huty szkła i cały przemysł szklarski, zaczynając na szybach, a kończąc na świecidełkach i innych pamiątkach, które potem by sprzedawano na światach żyjących z turystyki.
W zasadzie blondyn ledwie dostrzegł, kiedy grunt przeszedł z piaszczystego w skalisty, bo był tak zajęty swoimi myślami, chcąc na chwilę zapomnieć, że całe powodzenie misji, zależeć może od niego.
Chwil kilka minęło, a zobaczył jak pozostali na przedzie zwalniają, więc sam też zaczął zwalniać, aż w końcu zatrzymał się przy nich, by zaparkować tam gdzie reszta i zgasić silnik.
Będąc kilka metrów od krawędzi urwiska i mając dobry widok na jezioro poniżej, musiał stwierdzić, że widok jest bardzo ładny, a może wręcz malowniczy. Przez chwilę nawet zastanawiał się, czy by nie zrobić fotki, ale przypomniał sobie, że wszystko nagrywał cały czas.
Zsiadł ze ścigacza i niespiesznie podszedł do krawędzi, by spojrzeć na obozowisko poniżej. Zachowywał oczywiście uzasadnioną ostrożność, bo upadek z tej wysokości byłby śmiertelny. Przyszła też kolej na rozeznanie się w nastrojach i wyczucie, co tak właściwie mają zamiar robić wszyscy. Oczywiste było, że zrobią to, co powie im Marcus, o ile inżynier się nie odezwie i nie wspomni o swoich wątpliwościach. A na pewno wszyscy by zeszli w dół, gdyby to zrobiła choćby jedna osoba.
I właśnie wtedy Zeto jako pierwszy zaczął się porządnie przymierzać do zejścia w dół. Widząc to, sierżant stanowczo chwycił go za ramię, zanim ten jeszcze zgiął kolana by zejść.
- Czekaj. - powiedział do niego krótko i miał nadzieję, że tyle wystarczy. - Co do tego schodzenia w dół, to mam spore wątpliwości. Poważne wręcz. - odezwał się, przestając wyobrażać sobie, jak któreś z nich tam spada i łamie sobie kręgosłup. Szczególnie Zeto, którego fizycznie powstrzymał od zejścia w dół. Spojrzał na wszystkich po kolei, by zatrzymać się na tych najbardziej napalonych na chodzenie w dół.
- Na pewno dobrze to wszystko przemyśleliście? - spytał, mrużąc jedno oko, w sceptycznym grymasie i odchodząc od krawędzi. Widział, jak Marcus i Elana wyciągają sprzęt do wspinaczki, by móc realizować swoje założenia. - Bo w moich oczach zachowujecie się trochę nierozsądnie, pchani do przodu emocjami i bez zastanawiania się nad tym, co będzie dalej.
Zdawał sobie sprawę, że po tych słowach ta dwójka go nie pokocha i z pewnością będą mieli coś do powiedzenia w odwecie, ale szybko się odezwał, zanim którekolwiek z nich otworzyłoby usta.
- Zejdziemy wszyscy na dół po linach, pokręcimy się na dole robiąc swoje i zechcemy wrócić do góry. Bo do tego w końcu dojdzie. Musi do tego dojść. A co, jak zastaniemy nasze ścigacze uszkodzone? Co, jeżeli u góry nie będzie naszych ścigaczy i tego, co zostawimy? - mówił wyraźnym i twardym tonem, ale jednocześnie spokojnie i nie chcąc podnosić głosu, bo to było zbyteczne - Co, jak nie będzie lin po których mielibyśmy się wspiąć do góry, lub będą przecięte/przegryzione? Wybierzcie sobie.
Miał nadzieję, że tym co teraz mówił, zdobył wystarczająco uwagi wszystkich, by chociaż zmusić ich do refleksji nad tym, co właściwie robili i co miało się wydarzyć dalej.
- Zachowujecie się jakbyście zapomnieli, że ta okolica jest potencjalnie niebezpieczna, a te ścigacze i liny to też ważne i kluczowe zasoby dla nas. Bo jak coś się zrypie na dole, to prom tam nie wyląduje po nas. A jak wydarzy się jedna z rzeczy o których mówiłem, to jesteśmy wszyscy w ciemnej dupie. - mówiąc ostatnie zdanie nie mógł się powstrzymać i wylał wypowiadane słowa całą irytację, jaką odczuwał podczas każdej wypowiedzianej przez nich głupoty.
Konrad skupił swoje spojrzenie na Marcusie, bo pomijając siebie, był on jedynym mężczyzną w ekipie i z parciem na władzę.
- Khan. - zaczął na powrót spokojniej, choć gdzieś w głosie słychać było nuty poprzednich emocji. - Powiedz mi, że jako facet, który wziął na siebie dowodzenie, masz pomysł jak się upewnić, że nasz sprzęt i droga powrotna będą bezpieczne, jeżeli zaczniemy schodzić tędy w dół.
Długo się wstrzymywał z wszystkim co miał do powiedzenia, ale obecnie znajdowali się przed kluczowym momentem i trzeba było zmierzyć się z wypowiedzianymi pytaniami i podjąć jakieś decyzje. Oby dobre i przemyślane.
Theme Ubiór cywilny
Wszystko co słyszymy jest opinią, a nie faktem.Wszystko co widzimy jest perspektywą, a nie prawdą. - Marek Aureliusz