Baza danych to dział, do którego wklejamy nasze karty postaci z tym, że w tym przypadku jesteśmy w stanie je dowolnie zmieniać, aktualizować i dopisywać w historii z biegiem czasu nowe wydarzenia.

Ester Harrison
Awatar użytkownika
Posty: 5
Rejestracja: 5 cze 2012, o 22:02
Miano: Ester "Dragonfly" Harrison
Wiek: 26
Klasa: Inżynier
Rasa: Człowiek
Zawód: Pilot
Kredyty: 30.000

Ester "Dragonfly" Harrison

8 cze 2012, o 20:59


Miano: Ester "Dragonfly" Harrison
Wiek: 27.03.2160 - 26 lat
Rasa: Człowiek
Płeć: Kobieta
Specjalizacja: Inżynier
Przynależność: Przymierze
Zawód: Pilot

Aparycja: Budzik zadzwonił boleśnie raniąc jej uszy. Uciszyła go celnym pacnięciem ręki. Jak zwykle położyła się za późno, więc teraz miała problemy z doprowadzeniem siebie do stanu używalności. Wstała powoli z łóżka i skierowała się do łazienki. Spojrzała w lustro. Spoglądało na nią odbicie młodej dziewczyny o sympatycznej, okrągłej twarzy. Brązowe włosy sięgające ramion były nieco rozczochrane. Kilka niesfornych kosmyków odstawało w różne strony. Niezwykłe, zielone oczy o barwie naturalnej, głębokiej zieleni były lekko podkrążone, ale nawet teraz można było dopatrzyć się w nich zadziornych iskier, świadczących o tym, że ich właścicielka ma twardy i stanowczy charakter. Ester przysunęła się bliżej do lustra, przyglądając się dokładnie swojej twarzy. Nie miała żadnych śladów blizn, czy znamion. Jej skóra była dość blada, przez co często pytano ją czy nie jest chora. Na lewej ręce miała wytatuowanego smoka, który ciągnął się wzdłuż całego ramienia. Gad zacznał się głową umieszczoną nad jej lewą piersią i kończył kolczastym ogonem nad lewą dłonią. Jego stworzenie kosztowało sporo bólu i kredytów, jednak musiała to zrobić. Jest to hołd złożony pierwszemu okrętowi na jakim służyła i jego załodze. Dopełniła poranej toalety i wróciła do pokoju, gdzie zaczęła dosyć pospiesznie zakładać swój ulubiony strój - przylegający do ciała kombinezon z czarnego matriału, z pasem zawierającym mnóstwo praktycznych kieszeni. Przejrzała się jeszcze raz w lustrze, żeby uniknąć jakichś niespodzianek. Była średniego wzrostu kobietą, o dosyć filigranowej budowie ciała, co potęgowało wrażenie niepozorności. Wbrew pozorom nie była jednak cherlakiem. Większość wolnego czasu poświęcała na ćwiczenia i treningi, co odznaczyło się zarówno na jej ciele, jaki i na umyśle. Zadowolona, wiązała wysokie, czarne oficerki i wyszła sprężystym krokiem z kajuty.

Osobowość: Dwóch młodych żołnierzy Przymierza siedziało przy barze popijając drinki, wszak pierwsza przepustka zobowiązywała do bezowocnego trwonienia wolnego czasu. Jeden ze degustatorów, oglądał się za dziewczyną siedzącą przy stoliku i oglądającą coś w omnikluczu. Trącił swojego kompana łokciem.
- Widzisz to samo co ja? - wskazał szklanką w kierunku kobiety.
- Nawet o tym nie myśl. Prędzej poderwiesz krogankę.
- Aż tak źle? Nie wygląda jakoś niebezpiecznie.
- Znam ją trochę, mieszkaliśmy w jednym akademiku. Wiesz dlaczego wołają ją Dragonfly?
- Bo jest mała?
- Jesteś bardziej tępy niż łyżka którą jadłeś obiad. Może i wygląda niepozornie, ale wierz mi, to twarda i konkretna babka i to bardziej niż myślisz. Jest pilotem, a tam lubią trudne charaktery. Jest za mała na smoka, to nazwali ją "Ważką", bo choć nie wygląda spektakularnie, to ona jest łowcą. Takich loewlasów łudź się, na pewno przejrzy cię w kilka minut i delikatnie zasugeruje żebyś poszedł do diabła. Jeśli nie zrozumiesz sugestii, zrobi to dosadniej. Zwykle nie atakuje niesprowokowana, ale gdy przekroczysz granicę wypali którąś ze swoich sztuczek.
- Znaczy?
- Jest piekielnie zdolnym inżynierem. Lubi grzebać przy elektornice, to jej żywioł i pasja, tak samo jak latanie. Jeśli coś jest zepsute, daj jej to, a za dwa dni będzie jak nowe. Albo pogadaj z nią o statkach, o tym może gadać bez końca. To czasami aż deprymuje.
- Mhmmhm, nie dość, że ładna to jeszcze intelignetna bestia. Ciekawe wyzwanie. Wiesz coś więcej? Na przykład co lubi?
- Powiem ci, ale od razu mówię, że nie mam zamiaru zbierać cię później z podłogi. Twoje ryzyko.
- Znasz mnie. Lubię ryzyko. - żołdak uśmiechnął się do dziewczyny, która akurat patrzyła w ich kierunku. Został pernamentnie zignorowany.
- Nie stroni od ludzi, ale raczej trzyma się bardziej z boku. Nie przepada za tłokiem, więc raczej omijała nasze imprezy. Wiesz, taki bardziej stonowany typ, co to zamiast chlania na umór woli popatrzeć się na gwiazdy.
- Czyli kameralnie, stolik z winem i świecącym hanarem?
- Coś w ten deseń. No i lubi muzykę. Dobry kawałek działa na nią jak rynkol na krogana.
- Czegoś tu nie rozumiem. Z jednej strony mówisz, że jest twarda, a z drugiej, że jest spokojna i wrażliwa?
- Wydaje mi się, że taka właśnie jest. Twarda z wierzchu i miękka w środku. Większość trzyma na dystans. Nie zaskarbisz sobie jej zaufania paroma słowami i uśmiechem. Mam jednak wrażenie, że coś z nią jest nie tak. Z wierzchu jest całkiem normalna, ale...sam nie wiem. Coś mi w niej nie pasuje. Nie odkryła jeszcze wszystkich kart, przynajmniej przede mną. Ta mała dziewczyna kryje tajemnicę. Wierz mi, że takiego indywiduum jeszcze nie spotkałeś.

Historia: ***
Cześć, jestem Ester. To mój pierwszy log. Jestem z miasta Chicago, na Ziemi, w Układzie Słoneczym i mam 8 lat. Nie mam rodziców. Nikt z nas nie ma rodziców. Czasami przychodzą ludzie i niektórych zabierają do siebie. Wszyscy mieszkamy w dużym domu, ale chciałabym kiedyś trafić do takiego prawdziwego Domu. Z rodzicami, którzy mnie kiedyś adaptują do siebie. Ale nie jest tu źle. Nie mamy tylu zabawek co inni, ale nie jest nam smutno. To na razie tyle, ale na pewno napiszę więcej.
***
Życie jest niesprawiedliwe. Dlaczego tak jest? Dlaczego inni dostają nowy dom, a ja nie? Dlatego że nie jestem ładna? Przecież ja wcale nie jestem chorowita! Oceniają mnie, choć nic o mnie nie wiedzą. Tak bardzo chciałabym się stąd wyrwać. Od 15 lat te same mury, mam wrażenie, że od nich oszaleję. Wciąż to samo i samo. Ale to nie jest najgorsze. Z nikim się tym nie dzieliłam...

Czuję się strasznie samotna. Nie mam tu przyjaciół. Ale takich w prawdziwym sensie tego słowa. Nie takich jak są w gazetech, tylko takich...prawdziwych, którym mogę wszystko powiedzieć i nie bać się, że mnie zdradzą. Rzadko trafiam na kogoś podobnego do mnie, a jeśli już zawsze muszą go gdzieś przenieść. Chciałabym być otwarta tak jak na przykłąd Missy, ona zawsze wie jak zagadać do ludzi. Ja tak nie potrafię. Nie wiem z czego to wynika. Boję się, że ktoś wbije mi nóż w plecy. Widziałam już jacy potrafią być ludzie, co dzieje się na ulicach, na świecie. Nie potrafię przed tym bronić. To takie dołujące... Jedyną pociechę znajduję w moich klamotach. Mam w swojej skrzynce dużo ciekawych mechanizów. To czasami takie zabawne jak niektórzy mają problem z naprawieniem prostej zabawki, albo napisaniem prostego programu. Przecież to żadne wyzwanie. Choć czasami mówią mi, że jestem nienormalna, że tak grzebię w elektornice, że tak nie przystaje dziewczynie. Ech, co oni tam wiedzą. Mam to gdzieś! Nie porzucę swojej pasji, tylko dlatego, że "dziewczynce nie przystoi".

Czasem mam ochotę uciec i wsiąść na pierwszy, lepszy statek i odlecieć w kosmos. W tą odległą Galaktykę. Galaktyka mnie fascynuje, tak samo jak statki. Ciekawe jak to jest, lecieć w takim olbrzymim okręcie wojennym i widzieć dookoła siebie przestrzeń pełną gwiazd.

Tak bardzobym chciała wiedzieć, dlaczego tu jestem. Mamo, Tato, dlaczego mnie tu zostawiliście? Zawiniętą w koc, z tym głupim naszyjnikiem i kartką z imieniem. Dlaczego?
***
Zaczna się coś nowego. Piszę tego loga siedząc w promie, który ma mnie zawieść do Akademii Marynarki Wojennej Przymierza. Trzy miesiące temu skończyłam 18 lat i nie wahałam się długo. Nie widzę dla siebie innej przyszłości. Kupiłam sobie omniklucz za pieniądze ubierane z drobnych prac. Szukałam jakiejś dobrej, stałej pracy, ale nigdzie nie chcą kobity-inżyniera. Nie będę pracować w jakimś podrzędnym porcie albo salonie naprawczym, składając do kupy rozpadające się wraki. Czuję się podekscytowana, ale zarazem mam pewne obawy. Nie wiem co mnie czeka. Dostałam się do Akademii, zobaczę kawał Galaktyki, ale też zupełnie nie wiem czego się spodziewać. Wolę nie wierzyć w opowieści ludzi, często będące bajkami wyssanymi z palca na zasadzie "powiedział mi to kolega kolegi kolegi kolegi". Ostanio dużo rozmyślałam o swojej przyszłości. O tym co chcę robić, kim być. Wiem jedno - lepiej zginąć gdzieś na wojnie, niż w chicagowskim rynsztoku. Najgorszą śmiercią jest zapomnienie. Chciałabym coś po sobie zostawić, co sprawi, że przetrwam w pamieci innych ludzi, a nie będę kolejną z miliardów anonimowych śmierci.

Nie myślę już o rodzicach. Skoro zostawili mnie w domu dziecka, a na śmietniku, był widocznie jakiś tego powód, powód tego, że żyję. Chcę by byli ze mnie dumni...lub żałowali, że mnie porzucili.
***
Tak wiele się mieniło, od czasu kiedy wsiadłam do tego promu, smarkata i żądna życia. Nie żałuję jednak żadnej podjętej decyzji. "Światowe" życie samo do mnie przyszło, zabieracjąc po drodze cały swój inwetarz za sobą.

Życie w akademii nie było złe, choć z pewnością surowe. Kobiety w armii nie mają lekko, nie mówiąc już o takim dziwolągu na roczniku jak ja. Kobita-pilot! Kiedy wybierałam kierunek szkolenia naiwnie sądziłam, że po prostu wsadzą nas do symulatorów i zaczną uczyć latać. Błąd. Myślałam, że ludzie będą tu sobie wzajemnie pomagać. Duży błąd. Myślałam, że przez to, że od małego kręciłam się przy statkach, będzie mi łatwiej. Jeszcze większy błąd. Pilotowanie statku to nie tylko operowanie sterem. To umiejętność perfekcyjnego wybrania współrzędnych do skoku nawet kiedy wrogie działa przypalają ci dupę. To umiejętność obrony systemów statku przed atakiem hakera. To umiejętność szybkiego sprawienia, że maszyna będzie działać nawet pozlepiana gumką recepturką. Nie byłam mistrzem w żadnej z tych dziedzin. Ale dzisiaj kończę szkolenie z wyróżnieniem, ucierając nosa wielu ulizanym chłopcom z "ze znamienitych rodów, mających wojaczkę we krwi". Robię to prawdziwą przyjemnością, zwykła dziewczyna z rynsztoka! Rozpiera mnie sadysfakcja. Za te wszystkie docinki. Za wszystkie upokorzenia. Za pełne strachu noce. Za każdą wylaną łzę, kroplę krwi i potu. Za każde klepnięcie w tyłek.

Poznałam nieco jacy potrafią być ludzie. Jakimi perfidnymi i dwulicowymi gadami. Ale poznałam też ludzi, którzy wyciągneli do mnie rękę. Za którymi mogłabym skoczyć w ogień. Jest ich niewielu, ale są i ta świadomość daje mi siłę.

Dostałam pierwszy przydział. Będę pilotować SSV Dragon, lekką fregatę bojową pod dowództwem kpt. Jamie'go "Wolf'a" Shazzena. Mamy eskortować MSV Beauty Betty (nie mam pojęcia skąd taka dziwna nazwa), który będzie przewoził jakiś ładunek eksperymentalnej broni. Problem w tym, że musi on wykonać kilka kursów bardzo blisko granicy z Terminusem, gdzie grasują batariańscy piraci. Musimy być gotowi na wszystko, bo batarianie to cholernie niebezpieczne bestie. Oficjalnie nic specjalnego nam nie opowiadano, ale nieoficjalnie, między żołdakami krażą opowieści o tym co z jeńcami robią piraci. O ile jakichś wogóle biorą.

Wolf i jego ludzie to ciekawa zbieranina różnych osobistości, mniej lub bardziej oryginalnych, ale w gruncie rzeczy to swoje chłopy. Na początku traktowali mnie z dystansem, ale po pierwszym mniej oficjalnym zebraniu załogi w pobliskiej knajpie przełamaliśmy pierwsze lody. Przynajmniej wreszcie odpocznę od tych wszystkich ulizanych dupków.

Czas rozpocząć służbę w barwach Floty Przymierza.
***
Error 404 - page not found.
***
Co cię nie zabije, to cię wzmocni.

Dopiero jakiś czas temu udało mi się wyjść na prostą. Pozbierałam się do kupy i zaczęłam ponownie żyć. Długo zastanawiałam się nad tym wpisem, ale nie ma sensu wypierać tego z pamięci. To już na zawsze ze mną pozostanie. Mówią, że czas goi rany. Gówno prawda. Czas pozwala nam oswoić się ze stratą i sprawia, że nie szalejemy niczym dzikie zwierze w klatce.

Nasza misja trwała rok. Przez cały ten czas osłanialiśmy "Beauty Betty". Co za ironia. "Ślicznotka" jak każda taka, okazała się zdzirą.

Transportowiec regularnie kursował blisko Terminusa, na swoim pokładzie przewożąc moduły do broni, jej plany, ulepszenia, prototypy. Batarianie często dawali o sobie znać, jednak nigdy nie mogli dać nam rady. Były gorsze i lepsze kursy, ale byliśmy po prostu za dobrzy, żeby dać dupy. Nauczyłam się słuchać "Dragon'a", a kiedy do działek siadali chłopcy Wolf'a, nie było na nas mocnych. Wzajemnie się uzupełnialiśmy i co najważniejsze, ufaliśmy sobie. To był najlepszy okres mojego życia. Nie doceniliśmy jednak przeciwnika.

Nigdy specjalnie nie interesowaliśmy się załogą "Beuty Betty". To był nasz pierwszy błąd. Batarianie nie mogli dać nam odporu, więc uderzyli od wewnątrz. Ostanie czego mogliśmy się spodziewać, to fakt, że zdrajca służył na bliźniaczym statku. Dla lokalnych piratów zaczynaliśmy być cierniem wbitym w tyłek. Fakt załatwienia nas był niemal tak samo ważny jak broń. Kąsek byt łakomy. Przywódca największej szajki podkupił kapitana "Beauty Betty". Zaproponował mu okrągłą sumkę, a ten skurwiel z radością wystawił mu nas i ładunek.

Ładownia "Betty" była otoczona systemem zabezpieczeń. Żeby je złamać, trzeba było mieć dostęp do kodów, które powierzono mnie, żeby zminimalizować ryzyko. Wiedziały o tym obie załogi. Pewnego razu "Betty" dała sygnał o awarii silników, w środku jakiegoś pustego układu. Potrzebny był im główny inżynier, który pokierowałby pracą innych. Skierowałam więc "Dragona" i połączyłam śluzą z transportowcem. Kiedy tylko możliwe stało się przejście między statkami, przekupiona część załogi "Betty" razem ze swoim kapitanem, wparowała nam na pokład. Chcieli kodów. Wolf szybko zorientował się o co chodzi i co to wszystko znaczy. Mieliśmy za mało ludzi, żeby odeprzeć atak. Jego ludzie ukryli mnie w systemie wentylacyjnym, a potem rozproszyli się po całym okręcie, żeby zwieść przeciwnika. Chwytali ich jeden za drugim, by na końcu złapać i samego Wolfa. Dowódzwo kierujące projektem miało otrzymywać codzienne raporty od obu załóg, bo całe przedsięwzięcie było zbyt kosztowne. Pięć dni. Pięć długich dni minęło, zanim nas odnaleźli. Pięć dni, w czasie których "Beauty Betty" zdążyła uciec, a ja otrzeć się o granicę szaleństwa, zamknięta w ciasnych rurach. W głowie cały czas rozbrzmiewały mi krzyki załogi, choć wcale ich nie torturowali. Kiedy dowiedzieli się, że nie oni mają kody i nie zamierzają zdradzić co ze mną zrobili, po prostu wpakowali ich do kapsuł i wystrzelili w stronę słońca.

Mnie jako jedyną ocalałą awansowali za "poświęcenie bojowe" i dali ładny medal, żebym nie rozpowiadała jacy ludzie służą w Przymierzu. A później pokazali nagranie jakie udało się odebrać od jednej z kapsuł. Głos Wolfa. "Nie opłakuj nas, Dragonfly". I tyle.

Życie się dla mnie skończyło. Kapitana "Beauty Betty" złapano, a nastepnie rozstrzelano.

Dużo czasu zajęło mi pozbieranie się z gruzów, do chwiejnej całości, a potem stabilnej całości. Właściwie dopiero od niedawna czuję spokój. Pogodziłam się z tym i zamierzam wykonać ostatni rozkaz. Na cześć Twojej pamięci, Wolf.

Na żadnym statku nie zagrzałam dłużej miejsca. Sama składałam wnioski o przeniesienie. Bałam się kolejego zżycia z załogą, a później ich utraty. Czuję się jednak silniejsza. Przeżyłam i zamierzam żyć dalej. Teraz czekam na kolejny przydział. Po raz kolejny chcę wziąść życie na rogi.
***
Coś się kończy, a coś zaczyna. Powoli stanęłam na nogi, a i tak zdarzyło się coś, co zachwiało całym moim światopoglądem. Dołączyłam do załogi SSV Skyline, ale tam też nie zagrzałam za dużo czasu. Choć początek był obiecujący, a statek całkiem niezły, to cóż z tego, skoro cały czas uwiązany był na Cytadeli.

Podczas tego niewdzięcznego oczekiwania na działanie, gdy odwiedzałam salę koncertową Dillinga, skontaktowała się ze mną agentka Cebrerusa. Zaproponowała mi udział w misji. Mi, pilotowi Przymierza! Zgodziłam się, po trochu z ciekawości, a po trochu z wrodzonej złośliwości na bezczynność moich przełożonych. Trafiłam na jeden z ich dużych okrętów, a naszym zadaniem była penetracja martwego Żniwiarza. Zostaliśmy podzieleni na kilka grup złożonych z rozmaitych indywiduułów. Choć było ciężko, udało nam się wykonać zadanie.

A teraz? Czekam na kolejny przydział.

Ekwipunek: M-3 Predator, M-4 Shuriken
Środek transportu: Brak, obecnie czeka na przydział.
Dodatkowe informacje:
- Melomanka - lubi słuchać muzyki w wolnym czasie, nie ma ulubionego gatunku, słucha wszystkiego co wpadnie jej w ucho
- Barowy Wilk - długi czas bez przydziału sprawił, że zagustowała w przesiadywaniu w rozmaitych knajpach
- Mam czarny pas. - sporo wolnego czasu spędziła na szlifowaniu umiejętności walki wręcz oraz z użyciem omni-klucza i do dzisiaj lubi okładać worek treningowy lub...czyjąś gębę jeśli zachodzi taka potrzeba.
Obrazek

Wróć do „Baza danych”