Jeśli do tej pory liczyła jeszcze na jakieś dobre wieści, to w tej chwili musiała przestać. Wprawdzie wieść, że mogą mieć w kolonii kogoś, kto potencjalnie mógłby im pomóc powinna napawać większym optymizmem, ale nie, nie napawała. W zestawieniu ze wszelkimi danymi, na jakie Luccarius zdążyła rzucić okiem w międzyczasie, uzyskanie tej ewentualnej pomocy było czymś... Nie chciała mówić, że niemożliwym, ale na pewno bardzo trudnym.
Ostatecznie major westchnęła więc cicho i po zakończeniu odprawy - na odchodnym zasalutowała oczywiście przełożonemu tak, jak wymagały tego zasady - opuściła pomieszczenie jako pierwsza. Tym razem jednak nie wyrwała do przodu, zaczekała natomiast na Vallokiusa. Wychodziło na to, że tym razem mieli trochę popracować, więc... Wypadało zacząć się do tej współpracy przyzwyczajać. Od tego, jak się dogadają, miało zależeć przecież, w jakim stanie wrócą z kolonii. Czy w ogóle wrócą.
-
To nie wygląda dobrze, nieprawdaż? - zapytała więc spokojnie, jednocześnie ruchem głowy wskazując, by razem udali się do punktu zaopatrzenia. Skoro nie dało się uniknąć biurokracji, dobrze byłoby chociaż zredukować ją do minimum. Priorytet priorytetem, ale wystąpienie z zapotrzebowaniem we dwoje też mogło swoje zrobić.
W efekcie sprzęt dostali... Szybko. Za szybko, jeśli Alana mogła to oceniać. I więcej niż tak naprawdę się spodziewała. Z jednej strony to powinno cieszyć, ale nie, również nie cieszyło. Taka rozrzutność w kwestii zaopatrzenia tylko dodatkowo podkreślała, jak źle może być w miejscu docelowym. To swoją drogą zabawne, że najlepiej wyposaża się tych, którzy mają spore prawdopodobieństwo nie wrócić i w efekcie zmarnować przydzielony im sprzęt, nieprawdaż?
Tak czy inaczej, mieli noktowizory, tarcze awaryjne i kilka zestawów sensorów do rozdziału. Pierwszych i drugich starczyło dla wszystkich, nie było więc z tym problemu - by usprawnić procedurę transportu sprzętu na pokłady okrętów Luccarius przejęła inicjatywę i zarządziła, by rozdzielono zapasy na pół, tak, by wszystkie zespoły mogły wyposażyć się już w drodze - natomiast nieco większy problem był w przypadku sensorów. W te zaopatrzyć mogli jedynie połowę swych podwładnych, więc...
-
Niech pan je weźmie - stwierdziła wreszcie, decydując się na oddanie większej części modułów na rzecz ekip Vallokiusa. -
W pana szeregach przydadzą się bardziej, u mnie wystarczy po jednym na oddział. - Stwierdziła krótko. Plan był prosty - skoro to podwładni Vergulla mieli robić tu za główną siłę ofensywną, to oni powinni być wyposażeni lepiej. W przypadku kabalistów Luccarius uznała, że wystarczy im po jednym zestawie na każdy oddział - nie było potrzeby wzmacniania większej ilości biotyków.
W efekcie uwinęli się względnie szybko. Gdy tylko transport został ustalony, Alana odetchnęła głęboko i spojrzała na Vallokiusa. To był moment na rozejście się ich dróg przynajmniej na czas lotu - każdy w końcu musiał zadbać o swoje zespoły.
-
Cóż, do zobaczenia na miejscu, kapitanie - stwierdziła więc spokojnie i uśmiechnęła się nieznacznie. Oczywiście, mieli pozostać w kontakcie - w końcu przed wylądowaniem dobrze byłoby też ustalić, gdzie w ogóle chcą osiąść - ale na bezpośrednią rozmowę twarzą w twarz będą musieli nieco poczekać.
Tidan. Opuszczając wydział zaopatrzenia, zaliczając konieczną wizytę w punkcie medycznym i kierując się wreszcie do doku, w którym stacjonował
Bazyliszek, Luccarius potrząsnęła lekko głową. To nie będzie łatwe. Ani trochę.
Wyświetl wiadomość pozafabularną