Na pełne niezadowolenia słowa Palmiry, Saterlie mogła tylko obejrzeć się na nią z nieukrywanym politowaniem.
- Kto jak kto, ale pani doktor powinna najlepiej wiedzieć, z czym wiąże się wchodzenie w strefę kwarantanny. - Wzruszyła lekko ramionami, dalszą drogą prowadząc ich bez słowa.
Fenenna, William
Gdy kilka kroków dalej Tocco zdecydowała się obrać inną drogę, rudowłosa nie wyraziła sprzeciwu. Skinąwszy lekko głową, uśmiechnęła się nawet półgębkiem.
- Powodzenia. Uważajcie na siebie.
Z tym słowy sama ruszyła dalej, nie czekając, aż Błękitni znikną jej z pola widzenia.
Kilka pierwszych samodzielnych metrów nie przyniosło niespodzianek. Wybrany korytarz był pusty i cichy, jak zresztą wszystkie pozostałe, które dotąd mijali. Także skrzyżowanie i odchodzące od niego odnogi wydawały się być zupełnie opustoszałymi. Najwyraźniej epidemia, wespół z panoszącymi się grupami przestępców i szubrawców, bez trudu zbierała swe żniwo. Wybujała wyobraźnia mogła podsuwać obrazy zarażonych umierających w mękach w swych mieszkaniach, w których zostali zamknięci przez co bardziej brutalnych, nie znających miłosierdzia osobników.
A jednak ktoś tu był. Rejestrując najpierw zamknięte drzwi apartamentów w korytarzu po lewej stronie, a potem dwa ciała (które od pewnego czasu nie mogły być już żywymi) oparte o ścianę mieszkania po drugiej stronie skrzyżowania, Tocco zauważyła coś jeszcze. Kątem oka dostrzegła ruch. Coś przemieszczało się w alejce po prawej stronie, daleko przed nimi, zmierzając ku czemuś, co z tej odległości wyglądało jak dziedziniec.
Korytarz był jednak zbyt zacieniony - zepsute lampy to zapalały się, to gasły w nieregularnym rytmie - a oni byli zbyt daleko, by móc dokładnie określić, z kim mają do czynienia. Prawdę mówiąc, niewiele brakowało, by Fenenna zupełnie przegapiła tę obecność (tak, jak miało to miejsce w przypadku Williama) - to, że ją dostrzegła zawdzięczała najpewniej tylko temu, że nieokreślona postać zatrzymała się na krótką chwilę na końcu krótszej ściany mieszkania, za którym skryci byli teraz Błękitni.
Palmira
Po rozdzieleniu się z Błękitnymi, Ava lekkim ruchem głowy wskazała korytarz przed sobą. W ich przypadku droga była stosunkowo prosta i jeśli tylko nie napotkają żadnych niespodzianek, powinny znaleźć się w okolicach Nory nie tylko przed pozostałą dwójką, ale również zanim Deriet dotarłby do terminala. To pozwoliłoby im rozejrzeć się trochę jeszcze przed otrzymaniem ewentualnej lokalizacji Ferrena od drella.
Zbliżając się do trzeciego z napotkanych skrzyżowań - w odnodze pierwszego oddzielił się Kent, przy drugim rozdzielili się z Błękitnymi - Saterlie wyjrzała ostrożnie za róg budynku i nie dostrzegając tam nic niebezpiecznego, zerknęła na Palmirę. Gdyby nie hełm asarii, kapitan dostrzegłaby zapewne delikatne symptomy niedobrego samopoczucia pani doktor, teraz jednak nic takiego nie rzuciło jej się w oczy. Ponownie więc zajrzała za budynek i upewniwszy się, że niczego tam nie ma - dziwna postać, którą kątem oka zauważyła Fenenna, musiała przejść już dalej - chyłkiem przemieściła się do kolejnej ściany. I tam poświęcając chwilę na obserwację mijanego korytarza, wreszcie przylgnęła do rogu apartamentu, przygotowując się do zajrzenia w korytarz, którym miały podążyć. I właśnie wtedy, gdy wychylała się już, by spojrzeć w alejkę, rozległo się...
-
Zabijcie mnie, błagam, zabijcie mnie... - Przerażającą, wypowiadaną cicho, z wyraźnym trudem litanię przerwał donośny kaszel, głośniejszy od samych słów. To właśnie dzięki temu możliwe było określenie źródła dźwięku - dochodził on niewątpliwie z mieszkania po drugiej stronie korytarza. Kontrolka przy drzwiach do apartamentu nie jaśniała jedną barwą, ale połyskiwała to czerwienią, to zielenią, sugerując uszkodzenie lub nieudolne zablokowanie mechanizmu wejścia.
Deriet
Plan był stosunkowo prosty i całkiem niezły. Wspięcie się na niewysoki budynek nie było trudne, toteż chwilę później Deriet, niczym nie niepokojony, spoglądał na fragment dzielnicy z góry. Kiedy pierwsza obserwacja nie dała szczególnych efektów - ot, kilka pustych korytarzy i milczących mieszkań, gdzieś jakieś ciało kogoś, kto przegrał walkę z chorobą, gdzieś ktoś, kto właśnie ją przegrywał, dusząc się w spazmatycznym kaszlu - drell ruszył dalej. Jeden skok, drugi i... Bystre oko uchwyciło ruch, co z kolei skłoniło szpiega do zatrzymania się. Ruch w wymarłej strefie był czymś nieoczekiwanym, wręcz - nienaturalnym. Tym bardziej dziwne było, że ten ktoś - z pewnością nie zwierzę, a ktoś humanoidalny - ni z tego, ni z owego zatrzymał się, rozejrzał niespokojnie, obejrzał za siebie i... zamarł. Nie mógł widzieć drella, był zbyt daleko, by rozróżnić sylwetkę. Może jednak dostrzegł cień, a może chodziło o coś innego, coś między nim a Kentem, coś, czego ten ostatni w tym momencie nie mógł dostrzec. Niezależnie od tego, co to było, postać w jednej chwili obróciła się i umknęła w najbliższy korytarz, ewidentnie przed czymś uciekając.
Wyświetl wiadomość pozafabularnąschemat
fioletowe kropki - martwi
szare kwadraty - niezidentyfikowane postaci
Pomalowanie budynków na szaro oznacza przeniesienie się na poziom ich dachów.