Miano: Quash Warg „Pusty”;
Wiek: 1 września 2089, 97lat;
Rasa: Kroganin;
Płeć: Samiec;
Specjalizacja: Szturmowiec;
Przynależność: Społeczność Galaktyczna;
Zawód: Najemnik;
Aparycja: Pusty, jak każdy kroganin jest chodzącą górą mięśni, kości i narządów, Warg nie jest tu wyjątkiem, nie jest silniejszy od większości z pobratymców, ani bardziej zwinny, stąd budowa ciała zachowała się gdzieś pomiędzy, wyciągając średnią. Mimo młodego wieku, który dostrzec mogą oczy wprawione w jego ocenie u tej rasy, nosi już liczne ślady starć, najdrastyczniejsza, a zarazem najbardziej widoczna jest spora szrama na twarzy. Wżer, spowodowany wybuchem granatu blisko, za blisko głowy Warga, podczas jednej z plemiennych walk, szczęśliwie oczy nie odniosły obrażeń. Liczne blizny i szramy, pozostałości po wszelkich ranach, i tak wiecznie ukryte pod pancerzem, gubią się na tle skóry z pogranicza brązu i szarości, niczym w kamuflażu. Zawsze spokojna, pusta twarz wyklętego z Quash kroganina wykrzywia się tylko w bojowym okrzyku, który wydobywa się z potężnej piersi zdaje się tylko po to by sparaliżować mniej odważnych wrogów, bądź w sztucznym, wypaczonym uśmiechu, gdy Warg pochyla się na kolejnym zmasakrowanym ciałem swego niedawnego przeciwnika.
Wizerunku dopełniają złote oczy, które równie chłodne jak mimika twarzy, przy dłuższym kontakcie zdają się być puste, jakby pozbawione wszelkiej nadziei, w oczach nigdy nie gości strach, a jedynie obojętność, która w śmiertelnym boju powoduje u przeciwników ucisk w żołądku.
Osobowość: Od urodzenia nie odczuwa emocji, biorąc pod uwagę występowanie już od pierwszych chwil życia tej przypadłości i brak jakichkolwiek urazów przy porodzie w pierwszych chwilach życia, śmiało można mówić o Wargu jako o anomalii. Wszak występowanie w organizmie krogan zmultiplikowanych narządów i zdolności do samonapraw tych ważniejszych zdaję się być taka przypadłość niemożliwa. A jednak, kiedy spotka go coś dobrego - nie odczuwa radości, nie uśmiecha się, ma tylko świadomość, że to zdarzenie jest pozytywne i że zareagować nań powinien radością. Analogicznie jest we wszystkich pozostałych przypadkach. Warg uznaje jednak za zbędne okazywanie tych emocji "na siłę", sztucznie, z jednym wyjątkiem. Gniew - mając świadomość kiedy powinien unosić się nim, robi to, tak to przynajmniej może wyglądać, wewnątrz pozostaje bowiem chłodny jak stal, ten "gniew" prezentując tylko w czynach, czasem i mimice, dziwnie przecież wygląda, kiedy ktoś zamiast unieść się złością po obeldze, krzycząc i marszcząc czoło, pozostaje na twarzy spokojny, żądając jednocześnie pojedynku na życie i śmierć. Choć ostatni przypadek, odnoszący się również do poczucia strachu przysporzyć potrafi respektu, jak nie szanować wszak kogoś pozostającego zimnym i spokojnym w obliczu śmierci.
W gruncie rzeczy, Warg jest dość opanowanym i chłodnym kroganinem, który gdyby nie szukał okazji do walki z powodu instynktu i rasowego jej lubowania, pozostawałby spokojny nawet w morzu obelg i w obliczu największej tragedii.
Warg pała tajemniczą, nawet dla siebie, lubością to przemocy i brutalności, zdaje się to być zakorzenione we krwi, krwi Quash.
I choć młody kroganin nie tyle nie jest częścią plemienia, co jest z niego wyklęty, a jego imię wymawia się z tym wstrętem co wspomnienie o złych duchach, to nie potrafi porzucić utożsamiania się z nim, stąd dla obcych ras jest Quash Wargiem, dla swoich z kolei Pustym.
Warg jest lojalny, jeśli przyjdzie mu wykonać misję z kompanem zrobi ją mimo wszystkiego co ich spotka, i choćby doszło między nimi do poważnej kłótni będzie chronił go za cenę własnego życia, jednakże już po misji żądał będzie walki o honor, czy też sam go sobie odbierze, wedle swojego krogańskiego pojęcia o nim.
W towarzystwie tłumu, jak na przykład bary i tego typu miejsca, Quash jest podwójnie spokojny, pomyśleć można by nawet „Jak nie kroganin”, więc spróbuj wspomnieć o jego przeszłości, a któryś z was przejdzie do smutnej historii.
I faktycznie, będąc z krogańskiej rasy i plemienia Quash, Warg wewnętrznie ubóstwia walkę, przemoc i broń, pozbawiony odgórnego dążenia, przeszłości, klanu i rodziny wypełnia sobie wszystkie te wartości jedną, walką. W takich przypadkach na myśl przychodzi przysłowie „Trafi kosa na kamień”, o niczym jednak innym Warg nie marzy, jak o polegnięciu w pojedynku o własny honor z mocniejszym przeciwnikiem.
„Nic do stracenia, do zyskania wszystko.” - żyjąc praktycznie dlatego, że nie udało mu się jeszcze zginąć Warg stosuje desperacki styl walki, rzucając się między przeciwników jakby z niemym wyzwanie „Prędzej wy mnie, czy ja was?”. Niewiele obrony, maksimum ataku.
Jest desperatem, który stara się żyć, nie myśląc już po co, wszak świadomie wie, że na to pytanie odpowiedzi by nie znalazł, a za dużo ma godności by popaść w alkoholizm, czy dać się łatwo zabić, a co dopiero popełnić samobójstwo. Szuka godnej śmierci.
Historia:
Quash
Jedno z krogańskich plemion na Tuchance, ludzka rasa w rozmowach między sobą porównuje je do ich Starożytnej Sparty. Całe życie Quash'a jest paradą swej siły i swojej odwagi, z tą delikatną różnicą, że tu praktycznie nie sposób przekroczyć granicę między odwagą, a głupotą, śmierć bowiem z nadmiaru odwagi i przecenienia się, zatem głupoty, jest oklaskiwana równie bardzo jak ta zwyczajnie odważna.
Będąc odpowiednikiem Spratan na Tuchance, Quashowie stawiają na siłę. Będąc kroganami dziedziczą umiejętności biotyczne, ze względu na tradycję i zakazy nie rozwijają ich i nigdy z nich nie korzystają. Jest to dla nich spory cios w walkach międzyplemiennych, stąd niskie znaczenie klanu, Quashowie jednak wyznają życie wedle zasad ponad znaczeniem, lepiej jest bowiem być uciskanym, ale takim jakim być się powinno, niż zmienić się i zyskać na sile.
Kultura Quash i niewiele samic, których przez tą właśnie słabą pozycję zdobyć więcej nie mogą, sprawia, że wychowanie u nich jest inne. Dzieci odbiera się matkom, po czym umieszcza we wspólnych ośrodkach wychowawczych, gdzie bez poznania własnej matki i ojca od małego kształcone są w wojskowej manierze, na wojowników klanu.
Właśnie tam, na ziemiach Quash przyszedł na świat Warg.
Wczesne dzieciństwo:
Wargowi nie dane było spędzić szczęśliwie nawet dzieciństwa. Nie chodzi tu jednak o warunki dorastania na Tuchance, nawet wśród Quash'ów. Mimo, że Kroganom wśród nie dane jest poznać ojca, czy matki, a wychowywane są zbiorczo, młody Warg nigdy nie odczuwał tego jako straty, miało to tyle wad co i korzyści, przyjął to zatem jako fakt i żył nie wracając do tego w przyszłości. Dojrzewał na równi z rówieśnikami, zachowaniami nie odstawał na krok od nich, czasami nawet plasując się na czele, w rywalizacji, zajadłości i samozaparciu. Dzieciństwa szczęśliwie nie spędził zwyczajnie dlatego, że szczęścia nigdy nie czuł, nie był w stanie.
Problemem, a może i darem, były jego emocje, konkretnie ich brak, praktycznie nie odczuwał ich, twarz nie zmieniała wyrazu, pozostając zawsze skrajnie zobojętniała, pozbawiona nadziei, jakby była świadoma sytuacji swojej i swej rasy już od pierwszego oddechu. Warg potrafił udać gniew, czy radość, robił to jednak na siłę, nie było to dla niego naturalne. Nic go nie martwiło, a i nic go nie cieszyło. Nie czuł także gniewu, choć miał świadomość kiedy powinien go odczuwać i jak reagować i to właśnie robił, bardziej zawzięcie niźli byłoby to naturalne.
Wychowując się w klanie Quash, miał spore pole do popisu, nie było tam wielu pretendentów na prawdziwych Krogańskich Czempionów, kroganie tam byli wybitnie przeciętni, do tego było ich niewielu, a on miał wrodzone predyspozycje na przywódcę, nie pod względem samych umiejętności, ale także autorytetu.
Widząc to starsi wzięli go pod szczególną opiekę, nie znaczy to jednak, że miał łatwiej, nic bardziej mylnego, było dokładnie odwrotnie.
Wychowany w plemiennym reżimie chętnie walczył, dla samej przyjemności ze sprawdzenia przewagi sił. Lubił także ryzyko, nawet głupie. Nie było rozkazu, którego wykonania by się nie podjął, nawet gdyby uczciwie zapowiedziano mu iż jest to misja samobójcza, tak ślepo zapatrzony był w Starszych.
Dorastanie:
Lata „szczególnego” traktowania hartowały Warga, a on nie narzekał i nie powątpiewał, znosił mordercze treningi i skrajne zimno ze strony wyższych żołnierzy klanu, bo z tymi przebywał najwięcej. Był za to wszystko wdzięczny, będąc szczerze oddanym klanowi dążył do perfekcji, by być dla niego jak najprzydatniejszym, rwał się do klanowych wojen pozbawiony strachu, spokojny, skupiony i stanowczy. Problemy zaczęły się kiedy zaczął odkrywać zdolności biotyczne. Wśród plemienia Quash biotycy byli pogardzani, a już szczególnie krogańscy biotycy.
Nie tyle osobniki mające zdolności biotyczne, samego ich posiadania nie szło bowiem powstrzymać, co te korzystające z nich i rozwijające je, uznawali jakby zasadę, że nie ważne kim się urodziłeś, a jako kto żyjesz.
Kroganin dostał niepodlegający dyskusji zakaz korzystania z biotycznych mocy. Warg jednak poczuł do nich szczerą pasję, czując, że to jego dziedzina, przez kilka kolejnych lat starał się wypełniać rozkaz, choć zdarzało mu się go sporadycznie łamać, leciały na niego za to liczne kary i nagany. Dowiedziawszy się, że w innych plemionach kroganie biotycy często awansowani są na oficerów, zwątpił podwójnie, a jego serce rozdarło się między klan, a umiejętności.
Ucieczka:
Kary i nagany dla Warga stały się standardem, zwiększała się jednak ich częstotliwość, nie potrafił nie korzystać z mocy biotyka, czując do nich wewnętrzny pociąg i będąc zafascynowanym ich możliwościami. Efekt ten wzmogła ich rzadkość w plemieniu Quash, konkretnie całkowity brak.
Z czasem zaczął czuć uraz i pogardę, za brak zrozumienia dla niego, a także tej dziedziny walki.
Tłumiony żal narastał, by w końcu osiągnąć masę krytyczną.
Nadszedł dzień egzaminu dojrzałości dla Warga, nie było wątpliwości, że młody kroganin zda go bez mrugnięcia okiem, tak też było, nie licząc jednego szczegółu, niemal nieświadomie, automatycznie, skorzystał podczas próby ze zdolności biotycznych.
Starsi byli jednomyślni – próba zakończona niepowodzeniem.
Ten cios przechylił szalę goryczy we wnętrzu Warga, na ten moment pękła w nim nić wiążąca go z klanem, opuścił klan, mordując przy tym niewielką jego część. Głównie starszych już od dawna w spoczynku, choć wciąż mocnych korzystając z zaskoczenia. Nie spodziewali się po nim takiego zachowania podczas rozmowy po nieudanej próbie. Lecz i tych, którzy stanęli mu na drodze do tego, było ich raptem dwóch, reszta nie mogła pojąć sytuacji, nie potrafiła zadziałaś bez rozkazu. Dotychczas Warg był jednym z nich, kreowanym na dowódcę, miał dobre stosunki u reszty i budził w niektórych zdrowy respekt. Nie warknął, nie krzyknął, wyglądało to wręcz nienaturalnie, kiedy kroganin ze stoickim spokojem zaczął brutalnie eksterminować swoich niedawnych przełożonych.
Opuściwszy terytorium swojego klanu szukał miejsca u pozostałych, na ten czas przyjął imię „Pusty” był bowiem jak naczynie, pozbawiony emocji, a zatem pusty. Zrobił to głównie by uniknąć przedstawiania swego imienia, w jego sąsiedztwie musiałby podać bowiem klan, a to byłoby przekłamaniem, o którym sporo krogan ze wszystkich plemion wiedziało, nie podając klanu swego pochodzenia czuł się nieswojo. W żadnym z nich nie czuł się jednak „swój”, dodatkowo zniknęła nienawiść, która zrodziła się na tamtą, krótką chwilę i Warg nie czuł się dobrze mordując Quash'ów z którymi przyszło mu kilkukrotnie walczyć.
Podróż:
Historia Warga na Tuchance skończyła się, bo skończyć musiała. Nie było dla niego miejsca wśród okolicznych plemion, a i on by się w żadnym nie odnalazł.
Nieistotną kwestią było z kim, ani jak, opuścił tą planetę, ważny był sam fakt. Gotów był opuścić planetę każdym dostępnym środkiem i za każdą cenę. Podczas podróży po plemionach nierzadko dostał wynagrodzenie, odkładał je. Okazało się, że nie na darmo, kiedy na planecie pojawili się przemytnicy. Nie leciał jednak w ciemno, prowadziła go historia Ganara Wranga, która była do jego.
Przywódca Krwawej Hordy, do której dołączenie stało się celem nadrzędnym Warga.
Pokrótce odbyło się tak, że będąc w drodze z jednego plemienia do drugiego natknął się na dwójkę ludzi, sprzedawali broń, a to tylko przykrywka, wiele to o nich powiedziało, że nawet ich przykrywka była nie do końca legalna. Warg nie wnikał, a i w końcu nie dowiedział się co tam tak naprawdę robili, sedno było takie, że za „skromną opłatą” zgodzili się zabrać go na swoją fregatę i przetransportować na Omegę.
Fregata:
Warg ledwo stanął na pokładzie tej łajby, a już były problemy, że się panoszy, że zajmuje miejsce.
Za coś dał im te 500 kredytów i o ile go pamięć nie myli to nie za ich utyskiwania. Przez pierwsze dwie godziny znosił to potulnie, dla każdego kroganina przychodzi jednak granica bycia pomiatanym. Załoga składała się z trzech ludzi, jeden był pilotem i swoje zadanie sumiennie wykonywał, nie naprzykrzając się kroganinowi, dwóch pozostałych było tu chyba na działalność, którą prowadzili poza statkiem, a podczas lotu nudziło im się do tego stopnia, że igrali z lodem, ten żywioł opisywał Warga lepiej niż ogień, będąc jednakowo zabójczym.
-Ej kupo mięch... – zaczął, i tym razem nie skończył, jeden z nich zahaczając o ramię Warga. Na imię zdaje się było mu Aleks, Aleks więc w tym momencie pluł już krwią, po zwykłym uderzeniu pięścią wypluł obie górne jedynki i pokaźną ilość krwi, spora, krogańska pięść nie oszczędziła złamanego już teraz nosa.
Spokojnie wydychając powietrze, niczym Oaza spokoju Warg odpowiedział:
-Człowieku, ile można, rób swoje i nie zwracaj na coś uwagi, za coś wam zapłaciłem, tak?
Istotnie, cios był dla zasady, a nie ze szczerej złości, wszak mieli na pokładzie „Pustego”.
-Brad! Temu kroganinowi odbiło, zrób coś z nim. – cóż, tak naprawdę brzmiało to trochę inaczej, ciężko jednak oddać bulgotanie krwi sączącej się przez drogi oddechowe.
Ważne, że przekaz zrozumiany został przez tego do kogo był kierowany i w chwilę później w pomieszczeniu gdzieś na tyłach fregaty pojawił się ów Brad, z pistoletem w dłoni.
Czujne oko Warga poznało Predatora, zrządzenie szczęścia kroganina i głupoty tej dwójki sprawiło, że Warg cały lot siedział z własną strzelbą, seryjna Katana, ale na tych pachołków miała wystarczyć.
Nim Brad zdążył dobrze wycelować, kroganin zdążył pociągnąć za spust, sprawiając, że nawet jeśli w czaszce tego idioty mieściły się jakiekolwiek zalążki mózgu, to teraz wszelki ślad po nich zaginął, drugi z mężczyzn był bez broni, a w świetle obecności kroganina równocześnie bezbronny w każdym tego słowa znaczeniu.
Pusty spokojnie przygotował broń do drugiego strzału, po czym przystawił lufę do czoła krwawiącego mężczyzny, którego twarz przestała być jedynym miejscem „wycieków”.
-Pomogę Ci policzyć, to był jeden, zostały zatem jeszcze cztery, a tyle wystarczy by musieli pozbierać Cię skrobaczką. – po spokojnej przemowie Warg schował broń, rozbroił trupa i pozwolił mężczyźnie zająć się sobą, ufając w resztki jego inteligencji.
Przeanalizowawszy zajście do końca lotu Pusty podjął pewną decyzję, w najbliższym porcie wyrzucić miał panoszącego się mężczyznę, który z zakrwawioną twarzą nie stawiał zbyt mocnego oporu, równocześnie przejmując Fregatę, na kilka jednak minut przed dokowaniem zmienił zdanie. Poszedł go znaleźć.
Mężczyzna siedział w jednym z pomieszczeń na podrdzewiałej ławce.
-Jak tam twarz? Już lepiej? - zagaił kroganin stając przed nim.
Plan jego wysadzenia na pobliskim postoju był już między nimi obgadany. W ekipie to ten martwy był od stawiania oporu, a ten od planowania, zgodził się więc bez szemrania.
-I tak Cię kiedyś znajdę! Zajebię Cię! Wynajmę ludzi! - odgrażał się, a to wyglądało niemal komicznie w jego stanie.
-Cholera, nie mogę na to pozwolić. - wymamrotał Quash, głosem usilnie brzmiącym na zmartwiony.
Płynnym ruchem ręki wyciągnął katanę, wymierzył i pociągnął za spust, całość trwała na tyle krótko, że mężczyzna zrozumiał co się dzieje na ułamek sekundy przed śmiercią.
Pilot mimo początkowych oporów, spowodowanych głównie strachem w końcu zgodził się współpracować z Wargiem, który obiecał mu w późniejszym czasie jakiś udział w zarobkach i znalezienie drugiego pilota.
Statek nie należał do niego w żadnym procencie, był zwyczajnie wynajmowany przez tą dwójkę, a po dłuższej chwili rozważań uznał kroganina za nawet przyjemniejszego i mniej problematycznego pracodawcę.
Tak dotarli na Omegę, Krainę Możliwości, dla Pustego podwójną, na rządzonym przez najemników terenie liczył mieć szansę na dołączenie do Krwawej Hordy.
Ekwipunek:
Standardowy generator tarcz;
Omni-klucz "Primo";
20 tysięcy kredytów.
Środek transportu: Niewielka, czteroosobowa fregata, leciwa, w stanie umożliwiającym co najwyżej loty, o walce, czy nawet przetrzymaniu lekkiego ostrzału nie ma mowy. Składa się oprócz kokpitu z trzech pomieszczeń transportowych, są zatem dość spore. Idea statku do przemytów sprawia, że wiele ścian, podłóg i sufitów jest podwójnych, tak, aby można było tam coś ukryć, wnętrze zdaje się być zatem mniejsze niż wynikałoby to z zewnętrznych oględzin.
Fregata: Sonic, wynika z historii.
Dodatkowe informacje: