Omega była ostatnim miejscem, w jakim spodziewał się teraz wylądować. Nawet nie przeszkadzał mu fakt, że spojrzenia, co niektórych na widok trzech żołnierzy w mundurach Przymierza stają się mniej przyjazne. Miał odpocząć, zrelaksować się i zwyczajnie zeszmacić przy butelce jakiegoś mocnego alkoholu, w końcu po to go tutaj zabrali. Nie dostał nowego przydziału jak się spodziewał jedynie kolejną przepustkę w ramach „zasług dla Przymierza i ludzkości”. Nie było mu dane nawet się sprzeczać z dowództwem, że za wszelką cenę chciałby już powrócić do służby. Tymczasem przemierzał mroczne uliczki stacji w poszukiwaniu wrażeń nieco innych niż spokojny relaks na plaży.
Na Omedze był po raz pierwszy w życiu, chociaż o samej stacji słyszał wiele. Zdecydowanie zbyt wiele, aby zdecydować się na przylot tutaj z własnej, nieprzymuszonej woli. A przynajmniej dopóki jego koledzy nie wpadli na ten jakże genialny pomysł, bo czemu nie? Dużo także słyszał o samej Arii, która zdawała mu się być całkiem interesującą postacią i z przyjemnością chciałby omijać ją szerokim łukiem. A przynajmniej tak, aby nie wchodzić asari w drogę w żaden sposób.
Nie trzeba było specjalne wielkich umiejętności dedukcji, aby domyśleć się, że żołnierze od razu skierowali swe kroki do słynnych Zaświatów wcześniej jednak wystawszy swoje w kolejce przy wejściu. Na myśl o półnagich asari, o których towarzysze Hearrowa mówili niemal nieustannie podporucznik przewracał tylko oczami. Cóż, w obecnej chwili miał ochotę tylko na jedną osobę, aby oglądać ją półnagą… Swoją drogą przez chwilę nawet udało mu się nie myśleć o Irene, ale trwało to bardzo, bardzo krótko. Musiał przyznać, że zjawił się tutaj także przez fakt próby oderwania myśli od tego wszystkiego, czego jeszcze niedawno był bohaterem na Cytadeli.
W barze było głośno, tłoczno i faktycznie pierwsze, na co padł wzrok całej trójki była tańcząca na stoliku obok asari. Teraz już podporucznik rozumiał, co w tym było takiego kuszącego. Potem był bar, przy którym zatrzymali się na dłużej… Co było potem Arrow pamiętał już tylko jak przez mgłę. Był alkohol, dużo alkoholu, była asari, jedna, druga, potem jeszcze jakaś trzecia. Było mnóstwo wydawanych kredytów z ciężko zarobionego żołdu i faktycznie było błogie zapomnienie o dosłownie wszystkim. No dobra, prawie wszystkim.
W drodze powrotnej cała trójka w stanie mocno zmęczonym szła w kierunku najbliższego hotelu. Dobrze, że byli żołnierzami to przynajmniej nikt ze zwykłych, podejrzanie wyglądających typków nie zechciał ich zaczepiać. I pewnie cała ta wyprawa skończyłaby się jak zaczęła gdyby nie fakt, że jeden z uprzejmych kolegów oficera zerknął na terminal. Tak z ciekawości… Potem krzyknął coś na temat miliona kredytów, bogactwie i luksusach, aż wreszcie coś w stylu
Ty się nadajesz pogromco głębin.
Zanim Marshall zdążył jakkolwiek zareagować już została wysłana wiadomość z namiarem na podporucznika o treści brzmiącej bądź, co bądź dość specyficznie.
Marshall Hearrow, podporucznik Przymierza, pogromca potworów z głębin, bohater galaktyki i straszny skurwysyn. Czy ktokolwiek mógł takie coś potraktować poważnie?
Wyświetl wiadomość pozafabularnąPrzelocik z Cytadeli na Omegę, proszę potrącić z konta ^^
Wyświetl uwagę administratoraKonto zaktualizowane. ~ Carmen