Wyświetl wiadomość pozafabularną
Wyświetl wiadomość pozafabularną
Podobno Omega jest jak żywy organizm. Pulsujący zlepek stali trzymany w kupie gigantyczną organiczną masą stanowiąca rzeszę jej mieszkańców. Miejsce unikalne w skali całej znanej obecnie galaktyki, przez to pełne tajemnic. Sama jej budowa jest jedną niewytłumaczoną zagadką. To co widzą goście stacji - jej kluby, targowiska, domy stanowi tylko fasadę dla kolejnego, znacznie bardziej fascynującego dna. Labiryntu dawno zapomnianych korytarzy, tuneli i przejść powołanych do życia przez jej pierwotnych konstruktorów, bądź dzięki przejawom niekiedy szalonego geniuszu tych, którzy przyszli po nich. Nieliczni mogą powiedzieć, że w ogóle o nich wiedzą, a ledwie kilku może chwalić się ich niebywałą znajomością. Każde z ósemki kurierów zrekrutowanych przez Szpony, mogło poczuć choć szczątkową satysfakcję z dołączenia do pierwszej z tych grup.
Podróż zdecydowanie nie należała jednak do najprzyjemniejszych. W pierwszej kolejności przeszli jednym z przewodów systemu wentylacyjnego, co oznaczało, że musieli klęczeć przez dobre 20 metrów. Wszystko to tylko po to, by zaliczyć taksującą wspinaczkę, chcąc ominąć pozostałości po starej stacji transformatorowej. Mogliby być wręcz zachwyceni tym jak wiele tajemnic zdołali odkryć w tych wyludniałych obszarach stacji, gdyby nie to, że każdy pokonany metr oznaczał coraz to większy wysiłek, skutecznie odbierający chęć do podziwiania tych postindustrialnych widoków. Być może właśnie to pozwoliło im uświadomić sobie, że czegokolwiek stali się częścią, nie był to jak niektórzy podejrzewali żart. 125 000 kredytów gwarantowało przynajmniej jakąś motywację, ale kiedy po przeszło godzinnej wędrówce, mięśnie części drużyny zawyły ze zmęczenia, szybko przychodziła świadomość, że nie będą to łatwo zarobione kredyty.
-
Zbliżamy się do celu - pierwszy z pary przewodników zatrzymał grupę, a sam zbliżył nieco do oddalonego o kilka metrów zakrętu. Ledwie zdążył wychylić głowę, a uszu wszystkich dobiegł niesamowicie donośny huk. Szpon padł bez najmniejszego protestu, fragmenty jego mózgu utworzyły natomiast nad wyraz makabryczną mozaikę na ścianie korytarza.
-
Kto... kto... - sięgnęli po broń bez chwili zastanowienia. To co dostrzegli zaskoczyło jednak chyba wszystkich. Zza zakrętu wyłonił się kroganin. Wspierając jedną ręką o ścianę, a drugą trzymając masywną strzelbę, w której bardziej zaznajomieni z bronią ręczna od razu rozpoznali Claymora. Ledwie zdolny ustać na nogach rozpoczął mozolną wędrówkę w ich kierunku.
Nietrudno było rozszyfrować jego zamiary, typowa mentalność grupy skutecznie wstrzymała wszystkich w oczekiwaniu na kogoś, kto pierwszy wdusi spust. Hawk była zdecydowanie najbliżej, ale wtedy kroganin po prostu padł na ziemię. Rozbłysk omni-ostrza nad jego głową z łatwością pozwolił stwierdzić, że nie wyręczyła ich grawitacja. Porażająco szybki ruch i widok klingi, zatopionej gdzieś w typowy, krogański garb. Kimkolwiek był nieznajomy, chroniący go kamuflaż ustał, ukazując zebranym przygarbioną sylwetkę vorcha. Dość nietypową ciemnobrązową cerę zdobiły czerwone tatuaże, zbliżone do tych jakie mogli podziwiać na ciałach obecnych w bazie Szponów.
-
Ludzie Nyreen? - Ktokolwiek miał wcześniej przyjemność spotkać w swoim życiu vorcha, musiał być mocno zdziwiony słysząc niemalże elokwentny ton jego wypowiedzi. -
Frick, przewodnik.
Dodał, widocznie nie potrzebując odpowiedzi na swoje pierwsze pytanie. Wychodziło na to, że to jednak nie ludzie, a ten zabójca miał poprowadzić ich przez Gozu, wprost do kliniki Mordina. Aktualnie bardziej interesowało go jednak ciało kroganina. Szybko przeszukując wszystkie zasobniki w jego pancerzu, zagarnął każdy przedmiot, prezentujący sobą jakąkolwiek wartość, nie pomijając oczywiście broni. Oceniając jej stan, rzucił okiem na wciąż nieco oszołomionych zebranych.
-
Potrzeba pochłaniaczy - to co brzmiało jak stwierdzenie, było chyba raczej prośbą o oddanie mu części swojego zapasu amunicji. Biorąc jednak pod uwagę jego aktualnie dość spokojną postawę, ciężko było uznać to za jakieś polecenie.
W trakcie całej tej rozmowy, drugi z pary ludzi podbiegł do swojego zmarłego kompana i przeciągnął jego ciało w pobliże reszty grupy. Widocznie miał zamiar zabrać je ze sobą w drogę powrotną do bazy. Kto by pomyślał, że najemnicy dysponują jakąkolwiek lojalnością.
Wyświetl wiadomość pozafabularnąJacob - zaczne od tego, że nie dostajesz pierwszego strajka. Może przy okazji wyjaśnie dlaczego. No po pierwsze dlatego, że rozliczanie Was z każdej godziny to byłaby paranoja. Po drugie, co dla mnie nawet ważniejsze - sprawa wygląda tak, że ja siadam do swojego posta z samego rana, dłubiąc przy nim w każdej wolnej chwili podczas dnia. Dlatego tak ważne jest żebym wstając, miał komplet wpisów. Jeśli wtedy jakichś zabraknie to warn będzie bankowy. No ale o ile wolałbym żeby to były tylko wyjątki, możecie pisać nawet o tej drugiej w nocy.
Deadline: poniedziałek, północ.