Komunikat otrzymany z bazy głównej Błękitnych Słońc wcale nie usatysfakcjonował Palmiry - nie sprawił, że zebrała się w sekundzie i poszła w wyznaczonym kierunku.
"A co z Fenenną, która była ranna? A co z chorym batarianinem?" Przecież ich nie można było po prostu tak zostawić... Nache oparła się o ścianę mieszkania, w którym się znajdowała, i rzucając okiem raz po raz na ofiarę epidemii, ustalała trasę na swoim omni-kluczu. To, że Tocco została trafiona nie znaczyło wcale, że nie wysyłała swoich sygnałów na mapie. Gdyby tylko William chciał wesprzeć asari w dotarciu do rudowłosej, gdyby tylko krył ją, żeby i ona nie otrzymała strzału od snajpera, można byłoby cokolwiek zdziałać. A jednak ani Kraiven ani Ava ewidentnie nie zamierzali pozwolić jej na ten krok. Palmirze nie było z tego powodu przykro. Znała Fenennę zaledwie od paru godzin, a poczucie obowiązku medycznego nie było u aż tak silne, żeby wbrew wszystkim poszła sama na stracenie. A jednak miała obojgu za złe ich decyzje. Chyba nie doceniali jej umiejętności i tego, w jak trudnych warunkach już pracowała jako medyk...
Dokładnie to samo dotyczyło batarianina. Palmirze nie zależało na tym, żeby za wszelką cenę doprowadzić go do lepszego stanu. Ale gdyby tylko miała chwilę dłużej, mogłaby go chociaż nieco zabezpieczyć do przyjścia sanitariuszy. W każdym razie jego stan był stabilny, nie odeszłaby od niego, gdyby był umierający, a to mogła stwierdzić nawet po oględzinach wzrokowych. A ból? Ból to naturalna część życia, a taki pirat jak ten facet na materacu, powinien sobie z nim radzić najlepiej.
Jedynym hasłem, które ostatecznie przekonało asari do pójścia na miejsce zbiórki było ‘klinika Mordina’. Oczy zaświeciły jej się na samą myśl, że nie musi nawet nic robić dla Błękitnych Słońc i może od razu skierować się do miejsca docelowego. To oczywiście nie znaczyło, że zapomniała o chorym w budynku czy o sytuacji z Najemniczką.
-
Dostałam rozkazy, muszę spadać.- powiedziała, przyklękając przed nim. Odsłoniła kawałek jego ciała na przedramieniu i zaaplikowała medi-żel. -
Ale wrócę tu z pomocą. A tobie na razie nic nie będzie, chociaż ból jest nie do zniesienia. Ale nie bądź pipą, mażesz się jak dziecko.
Nie czekając na żadną odpowiedź ruszyła do wyjścia. Spisała sobie adres budynku i miała zamiar poinformować sanitariuszy. Będąc niezmiernie ostrożna, jak samo jak wcześniej, a nawet nieco bardziej, całkiem zapomniała o kacu. Teraz adrenalina pozwoliła jej skupić się na osiągnięciu celu-wejściu do kliniki. Najbardziej obawiała się snajpera, który wciąż gdzieś tam czyhał. Szkoda, że żaden z jej wspaniałych kolegów, ani William ani Deriet, nie pomyślał nawet o tym, żeby się o nią zatroszczyć. Nawet słowem się nie odezwali tylko ruszyli w stronę miejsca zbiórki.
„Jak zwykle. Samcy.”- rzuciła do siebie w duchu. –
„Suma summarum można liczyć tylko na kobiety.” – dodała, podążając uważnie za Avą przez opustoszałe osiedla.
Wyświetl wiadomość pozafabularną