Borys
Nie zwracając uwagi drobne zamieszanie i być może nawet nie zdając sobie z niego sprawy, Borys sprawnie rozpoczął ćwiczenia. Rozstawił Wieżyczkę Strażniczą, by ta zajęła się drobnym uszczuplaniem tarcz, holograficznego celu. Może i było to mało, ale Tokarow mógł być pewien, że wieżyczka będzie ciągle strzelać, a on nie będzie musiał skupiać na niej uwagi. Skan taktyczny również był użyteczny, bo figura najwyraźniej była wrażliwa na tego typu zagrywki i na wizjerze hełmu inżyniera, pokazała się symulowana lista czułych punktów tarczy strzeleckiej, w które trafienie bardziej zabolałoby, niż zwykłe strzelanie. To była dobra wiedza, która za niedługą chwilę, miała się mu przydać. Zanim jednak miał z niej porządnie skorzystać, przy pomocy swojego Argusa, załadował do karabinu program z amunicją zapalającą.
Wszystko co zrobił to były w zasadzie przygotowania do walki, niż faktyczna walka, ale to było i tak więcej, niż robił w tym samym momencie Dymitr. On najwyraźniej stał ze swoim Mścicielem w rękach i chyba zastanawiał się, jakby porządnie zabrać się za rozgromienie swoich "przeciwników".
Nathaniel, Rebecca i Marshall
Nic tak nie przyciąga uwagi, jak odgłosy wystrzałów i trójka żołnierzy przebiegających tuż przed twarzami, który biegną w stronę zamieszania. Najwyraźniej coś się działo, co wyrywało się ze schematu, a sierżant i żaden z młodszych oficerów, nie chcieli polegać na swoich domysłach, co właściwie się wydarzyło. Black wydał rozkaz i trójka natychmiast ruszyła w stronę, skąd słychać było zawieruchę. Nath zrównał się w biegu z jednym z zielonych, który spojrzał na niego zdziwiony, ale odpowiedział na zadane pytanie. -
Pojęcia nie mam, lecimy to sprawdzić.
Grupa sześciu zbrojnych, w biegu pokonała mały, piaszczysty plac, mijając po swojej prawej stanowisko wartownicze, przez które dostali się wcześniej na strzelnicę i wbiegli między drzewa. Kruljaven słynęło z tego, że można na nim znaleźć najwięcej zarówno drzew, jak i żołnierzy. Cokolwiek by się więc nie wydarzyło, to była to jedyna planeta Przymierza, gdzie w gotowości do działania, było od groma piechoty.
Wchodząc między drzewa tropikalnego lasu, bieg nie był aż tak łatwy, jak to było na pustej przestrzeni, ale przynajmniej słońce nie raziło tak po oczach. Co rusz z ziemi wystawały korzenie, a wielkie liście jakiś paproci, utrudniały widoczność i znalezienie odpowiedniej drogi. Z tymi problemami jednak, nie wydawali się mieć do czynienia zieloni, którzy najwyraźniej lepiej sobie radzili z poruszaniem i prawie nie zwalniali, zostawiając grupę Natha w tyle. Ostatecznie jednak nie miało to jednak większego znaczenia, bo w chwilę potem niebiescy dogonili trójkę mężczyzn. Dwaj z nich stali z Falnangami w dłoniach, które miały domontowane paralizatory i rozglądali się po okolicy, a trzeci klęczał przy czwartym z zielonych, który siedział na jakimś konarze. Ten jednak w przeciwieństwie do swoich kolegów, miał na głowie zamiast czapki, zieloną chustę, a lewa jego ręka nosiła świeże ślady pazurów. Dodatkowo prócz leżącego obok niego Windykatora, w promieniu najbliższych trzech metrów, widać było sporo śladów krwi. Zbyt dużo, jak na ranę ręki u mężczyzny.
-
Pieprzone Varreny. Dwa były. Cwane bestie. Jeden zajął moją uwagę, a drugi zaszedł mnie z tyłu. - tłumaczył się poszkodowany, kiedy jego kolega wyciągał z przybornika w pasie medi-żel i zajął się opatrywaniem rannego. -
Co raz to mniej się boją podchodzić do naszych terenów. Mówię wam, w przyszłym sezonie to będą chciały legalnie przebiegać przez obóz.
-
Dobra, dobra, sierżancie. Wszyscy znamy twoje zdanie na ich temat. A teraz chodź, odprowadzimy ciebie do obozu. - odpowiedział opatrujący go podoficer, który jak skończył swoje, to wstał z miejsca.
-
Co? Mowy nie ma! Lecę za nimi. Jeden z tych gnojków połknął mojego Paladyna! Idę go odzyskać. Dasz wiarę? Połknął go! - odparł prawie natychmiast i zaraz wstał na równe nogi, chwytając wcześniej swojego Windykatora. Po sposobie w jaki się wypowiadał, łatwo można było stwierdzić, że mówił na poważnie. Dopiero po chwili niski, choć muskularny mężczyzna, zdał sobie sprawę, że przybyli do niego goście.
-
Widzisz Ralph - spojrzał na Awangardę "sanitariusz" i uśmiechnął się szeroko -
zrobiłeś takie zamieszanie, jakby drugi Blitz się rozpoczął i koledzy ze strzelnicy wpadli z odsieczą.
Wyświetl wiadomość pozafabularnąLecimy jak burza, panowie i pani!
Deadline 25.02, 23:45