Rebecca
Można było wiele rzeczy powiedzieć o pani sierżant, ale z pewnością nie posiadała słomianego zapału. O tak, jak już się za coś zabierała i widziała przeszkody na swojej drodze, to próbowała je pokonać, lub ominąć. Tak samo było w przypadku ustalania drogi, jaką miałaby się poruszać jej drużyna. Dane do jakich się dorwała, były według niej okrojone i niekompletne, więc za nic w świecie nie chciała odpuścić. Wpierw jednak wysłała to co miała, na omni Natha i pozostałych mężczyzn, by mieli na początek coś, z czym mogliby działać, kiedy ona zajęłaby się szukaniem lepszego źródła informacji. Przynajmniej do czasu, aż pyjaki z naprzeciwka zaczęły przypominać o swojej obecności.
Pyjaki niewątpliwie były utrapieniem prawie wszędzie, gdzie się tylko pojawiały, więc Rebecca nie powinna się dziwić temu, co ją spotkało. Dagan podobała się miejscówka i wcale nie chciała się z niej ruszać, mimo tego jak została potraktowana. Wykombinowała, że pozbędzie się dowcipnisiów, chcąc odtworzyć im dźwięk jakiegoś lokalnego drapieżnika. Varreny odpadały, więc szukała dalej i po kilku minutach, oraz drugiej kupie, trafił jej się jeden okaz, który spełniał jej rygorystyczne warunki. Drapieżnikiem okazał się ptak o nazwie Xaarii, który wyglądem przypominał jastrzębia. Z pani inżynier był marny ornitolog, ale zwierze z łatwością pomyliłaby z tymi, które występują na Ziemi. Znalazła się też próbka audio.
W momencie, kiedy dźwięk tego ptaka, wydobywający się z omni-klucza Becci, stał się słyszalny dla Pyjaków, to błyskawicznie straciły humor i swoją wesołość, na rzecz przerażenia i ucieczki w panice. Definitywnie, można było uznać, że wszystkie okoliczne pyjaki i nie tylko te trzy śmieszki, zaczęły szukać sobie schronienia, przed grozą, jaka napełniła ich serca.
Jeżeli chodziło natomiast o postępy związane z jej zadaniem, to trafił jej się kolejny z satelitów, który był w pobliżu. Problem polegał jednak na tym, że pomimo starań włamywaczki, to ta próba się nie udała. Może to był zwykły niefart, lub dekoncentracja przez natrętów, a może coś jeszcze. Tak czy siak efektów nie było, a Dagan czuła na sobie niemiłosiernie nieprzyjemny zapach łajna od kosmicznej małpy.
Marshall
Odprowadzenie Rebeccę na skraj lasu w pobliżu strzelnicy, kurs na lądowisko, powrót do miejsca spotkania niskiego sierżanta, oraz dołączenie do grupy zielonych, nie udałyby się Marshallowi w tak krótkim czasie, gdyby nie jego szybsze tempo, które praktycznie było biegiem.
Jak się okazało na lądowisku, nie było tam ani jednego promu, bo wszystkie odleciały, a jego torby nie było widać. Nie była to z pewnością najprzyjemniejsza część tego dnia. Chcąc jednak nadrobić stracony czas, puścił się biegiem w miejsce, gdzie doszło do małej pogawędki miedzy lokalnymi, a Noradowcami. Nikogo już tam nie było. Na szczęście jednak porucznik znalazł dosyć wyraźny ślad, zostawiony przez nowych znajomych. Przecinka była aż nadto dostrzegalna. Tak też dobiegł do grupy.
Nathaniel i Marshall
Rozmowa dwóch poruczników mogła być wydawać się luźna, ale Black wiedział swoje i nie dał się temu zwieść. Zakład sprawił, że byli sobie rywalami, więc zwykła pogawędka zmieniała się w narzędzie wywiadowcze, dla obu mężczyzn. Pytanie tylko, który z nich się więcej dowie.
-
Można tak powiedzieć. - porucznik, choć zajęty był przecinką, oraz szukaniem odpowiedniej ścieżki dla drużyny, to wydawał się być skupiony na prowadzonej rozmowie -
W mojej opinii większość wychowanych na matczynym świecie, ma kilka wyróżniających się cech. Jedną z nich jest taka... - zatrzymał się na chwilę i choć wciąż był odwrócony do Blacka plecami, to Nath miał pewność, że szuka jakiegoś odpowiedniego słowa, albo zwrotu. Jak nic, było to robione na pokaz. -
Zarozumiałość. Bez urazy. Każdy jest do jakiegoś stopnia zarozumiały.
Z tyłu dobiegł wszystkich odgłos biegnącego zwierza, który sprawił, że dwóch zielonych przystanęło i szykowało się do przystopowania natręta i być może ustrzelenia jednego z Varrenów, jako pierwsi. Tak się jednak nie stało, bo tym zwierzem okazał się zdyszany Hearrow. Facet po tym biegu, był najbardziej spocony ze wszystkich obecnych i choć daleko mu było do wyzionięcia ducha, to zdawało się, że przez niego grupa zielonych się uśmiechnęła. Sierżant w przypływie miłosierdzia, wyciągnął w jego stronę manierkę.
-
Pij, bo jeszcze i ciebie trzeba będzie wymieniać. - powiedział rozradowany Ralph, podnosząc głowę ciut do góry, by spojrzeć przybyłemu prosto w twarz.
Kiedy okazało się, że niebezpieczeństwa żadnego nie ma, to pielgrzymka ruszyła dalej.
-
O! Pierwsza Flota i korpus strzelców. Porządne rzeczy. Czymś takim można się chwalić w CV. - nie było słychać sarkazmu w głosie lidera zielonych, czy innych prześmiewczych emocji, a raczej prawdziwe uznanie. -
I Norad. Podobno mieli jakąś stłuczkę na Roanoke. Tak przynajmniej czytałem. No, ale mniejsza, już jesteśmy.
Faktycznie, mijając ostatnie z drzew na swojej drodze, po kolei wszyscy zaczęli wychodzić na pusty plac, przed bramą obozową, który Marshall pamiętał aż zbyt dobrze, choć Nathaniel też go świetnie pamiętał. Dotarli na lądowisko, które było pierwszą rzeczą, jaką zobaczyli na tej planecie. Może też była to iluzja, ale obu mężczyznom wydało się być równie gorąco, jak przy pierwszym oddechu, jakim obdarował ich Kruljaven.
-
A co do tych żyjątek sprinterze, to trochę ich tu jest. - znów się wesoło odezwał barczysty sierżant, zanim dołączył do swoich kolegów. Kierowali się w stronę bramy i może w panach mieli zwiedzić swoje baraki. -
Nie masz się jednak co martwić, bo z takim biegiem, to szybko im uciekniesz.
Niedługo po wyjściu z lasu, do obu poruczników doszła na omni-klucze wiadomość od sierżant Dagan z kilkoma ciekawostkami. Między innymi lokalizacją legowiska lokalnych Varrenów i mniej więcej prostej drogi, prowadzącej do niego.
Wyświetl wiadomość pozafabularnąŁo matko! Straszne tempo mam. Z dobry rzeczy to chyba tylko mogę powitać Marshalla. Brakowało mi ciebie przez te kilka dni i płakać chciałem ;)
Z tych gorszych to Dymitr zaginął, a Borys wciąż ma problemy z netem. Jak tak dalej pójdzie, to kiepsko widzę tą misję. Trzeba będzie kombinować.
Deadline przed końcem tego piątku. Nie chce mi się patrzeć na kalendarz :P