Już miał się wyłączać, gdy jednak do Bailey'a trafiło w ostatniej chwili zadane przez Olgę pytanie. Westchnął cicho, tym razem składając dłonie w piramidkę i przenosząc wzrok na moment gdzieś na biurko, poza zasięgiem holoprzekaźnika. Dobre kilkanaście sekund wpatrywał się w najwyraźniej datapad, a jego oczy śledziły tekst, linijka po linijce.
Najwyraźniej jednak jego poszukiwania okazały się fiaskiem.
-
Niestety, to już sprawa wewnętrzna ExoGeni. Wiemy tylko, że drugie stanowisko jest przez kogoś obsadzone - odrzucił, tonem wyrażającym znacznie mniej emocji niż można by się spodziewać po wypowiadanym przez niego tekście.
Skinął on głową na potwierdzenie - słyszy i rozumie, pół godziny. Przy czym, choć zmiana w jego mimice była niewielka, Sidorchuk dostrzegła jakby odrobinę zadowolenia, które w niemal nieznaczny, ale widoczny sposób złagodziło jego rysy. Konkretnie i szybko - co z tego, że podał dwadzieścia cztery godziny czasu, kiedy z pewnością oczekiwał tego szybciej, coby sprawę mógł mieć z głowy.
Rozłączył się po krótkim pożegnaniu,
Do "za pół godziny", więc, a Olga mogła poświęcić ten krótki odstęp czasu rozmyślaniom i... tak, poszukiwaniom, zdecydowanie.
Jej przypuszczenia okazały się prawdziwe - Bailey podał jej więcej informacji, niż można było znaleźć w extranecie. W tej kwestii były jedynie plotki - informacje o poszukiwaczach, którzy decydują się podjąć wyzwanie planecie i "obiektowi" by żadne następne wiadomości już o nich się nie pojawiły. O wycofujących się korporacjach prowadzących wcześniej na planecie prace wydobywcze, w łagodniejszych obszarach na powierzchni. Znacznie więcej jednak danych znalazła na temat dwóch, wyszukiwanych przez siebie nazwisk.
Pierwszym z nich był Vergull Vallokius, dowodzący grupą. Nie było o nim wiele, co było o tyle zastanawiające, że był w stopniu kapitana - odpowiednika majora w marynarce. Stopień był to wysoki, a o dokonaniach nie aż tak wiele - Oldze narzuciło to podejrzenie o przynależności do jednostek zwiadowczych. Takie należenie nie było samo w sobie wielką tajemnicą, lecz większość czynów takiego bohatera pozostawała w archiwach wojskowych, uznawana przez przełożonych, a mniej opinię publiczną. Turianin, część krewnych zginęła w trakcie wojny pierwszego kontaktu. Nie było wiele w prasie o jego nastawieniu do ludzi, lecz co, jeśli będzie to problemem? Minęło tyle lat, a wciąż spory odsetek turian żył w niechęci wywołanej starymi grzechami.
Natomiast jeśli chodziło o Vexariusa Viyo - kandydata na Widmo, to ostatnia doba obfitowała w newsy dotyczące zaakceptowania jej kandydatury. Żołnierz również, o znacznie jawniejszym przebiegu służby - o ile w ogóle można było coś takiego nazwać jawnym. Jedną, interesującą rzeczą znalezioną przez Olgę na pewnej szemranej stronie, było amatorskie nagranie wideo, które wydawało się pochodzić z czasu ataku wojny na cytadelę. Sądząc po komentarzach, film został usunięty, a jego kopie sukcesywnie znikały z sieci, choć było to dla Olgi niezrozumiałe - pokazywał akcję niemalże z widów akcji, w tym współpracę Vexa z żołnierzem jej własnej, ludzkiej rasy. Po tym jednym filmie, jeśli tylko był on prawdziwy, mogła stwierdzić, że ma choćby małe pojęcie o tym, kim jest Viyo.
Wyświetl wiadomość pozafabularnąZałącznik z karty Vexa:
[Skonfiskowany przez Turiańskie Służby Specjalne amatorski videolog z 2183 roku, odzyskany z extranetu i zablokowany kilka minut po jego opublikowaniu. Stopień rozprzestrzenienia nieznany.]
Brudne plamy zlepionego, marmurowego pyłu i sadzy pokrywały soczewkę wizjera, sprawiając, że nagranie stało się częściowo nieczytelne, a wizja przesłonięta z jednej strony przez szarobrunatny pas. Drżenie ekranu i ciężki, przerażony oddech tuż przy mikrofonie również utrudniały dostrzeżenie właściwego przekazu videologa, ale nie na tyle, by zasłonić obraz zniszczeń i płomieni, które trawiły pomieszczenie, niegdyś będące Salą Koncertową im. Matriarchy Dilinagi. Nagranie przez chwilę pokazywało połamane fotele, scenę stojącą w ogniu oraz gęsty dym wydobywający się z prywatnych, zawieszonych nad dolną widownią loży, po czym gwałtownie skierowało się na twarz operatorki kamery.
- Boże, Boże, Boże... – Młoda dziewczyna była wyraźnie przerażona, a jej oczy barwy bławatków były rozszerzone ze strachu. Jej twarz, podobnie jak wizjer kamery, pokrywała sadza i szarobiały pył ze strzaskanych kolumn oraz ozdobnych fragmentów sali, a na granicy wyświetlacza można było dostrzec poszarpane ubranie. Na tle brudu wyraźnie odcinał się niebieski kolor jej oczu, gdy rozglądała się w popłochu, jednocześnie starając się nie wychylać. – To stało się tak szybko... Nie wiem co się dzieje, trwało przedstawienie, a potem nagle ściana wybuchła i... Widziałam jak jakieś mechaniczne... roboty... one po prostu weszły do środka i zaczęły strzelać, i moi przyjaciele.... Boże, widziałam jak Kathy... Kathy, o Boże... oni...
Dziewczyna gwałtownie urwała, a obraz szarpnął się silnie, gdy reporterka z przypadku przypadła niespodziewanie do ziemi, chowając się za czymś co musiało być osmalonym oparciem fotela.
- Boże, wrócili! Wrócili po mnie! – wydyszała w panice, a głos jej się załamał. Kamera znalazła się niebezpiecznie blisko jej twarzy i dziewczyna zaczęła szybko mówić, wyrzucając z siebie słowa jedno za drugim, jakby bała się, że nie zdąży dokończyć zdania. – Nazywam się Shaena Felix, znajduję się w Okręgu Tayseri, w sali koncertowej! Moja matka pracuje w Prezydium i jeżeli... jeżeli coś mi się stanie, to błagam, powiedzcie jej...
Niespodziewanie przerwała, gdy spoza ekranu dobiegł do niej jakiś niezidentyfikowany dźwięk, zniekształcony przez odległość oraz mikrofon. Kamera odrobinę podniosła się do góry, gdy dziewczyna, wstrzymując oddech, wychyliła się kawałek poza fotel, z miną spłoszonego zwierzęcia próbując dostrzec coś w głębi sali. W chwili, kiedy w granicy ekranu pojawiła się odległa sylwetka mężczyzny, wypuściła ze świstem powietrze.
Turianin poruszał się ostrożnie na lekko ugiętych nogach, a do prawego ramienia przyciskał kolbę karabinu pulsacyjnego, którego lufą powoli omiatał zdewastowaną salę. Nie miał na sobie zbroi, a jedynie cywilne ubranie, którego ciemnoczerwony kolor niemal maskował go na tle płomieni trawiących draperię wiszącą na pobliskiej ścianie. Gdy celownik skierował się w stronę reporterki-amatorki, ta odruchowo schowała się z powrotem za fotel, wychylając się dopiero, gdy usłyszała, że mężczyzna się odezwał.
- Wygląda na to, że jest czysto. Ale zachowajcie ostrożność, bo łajno widać w tym dymie – rzucił zdawkowo turianin, zerkając przez ramię. Główne drzwi do sali – a przynajmniej to co z nich zostało, bo jedno skrzydło wisiało w strzępach na wyrwanych zawiasach, a w drugim ziała ogromna, wypalona dziura – uchyliły się nieco i do pomieszczenia zaczęli powoli wchodzić ludzie. Wszyscy wyglądali na cywili i byli nie mniej przerażeni od Shaeny.
- Witamy w okręgu Tayseri, proszę wycieczki. Po lewej stronie macie państwo łazienki, a na przeciwko, o tam, uroczo podświetlone przez płomienie, mieści się sławna, koncertowa scena. – Turianin wyprostował się i oparł karabin na ramieniu. Chwilę później dołączył do niego drugi uzbrojony mężczyzna, tym razem człowiek. Dziewczyna nawet z tej odległości dostrzegła mundur Przymierza.
- Jakieś następne pomysły? – Żołnierz miał nieco ciemniejszą karnację, a jego średniej długości, kasztanowe włosy kręciły mu się na czole oraz przy skroniach. Wyglądał na nie więcej niż dwadzieścia pięć lat.
- Sierżancie Bennet, ja jestem pełen pomysłów. Ale w tej chwili...
Podłoga zatrzeszczała niebezpiecznie pod kolanem Shaeny, gdy próbowała się przesunąć, by zobaczyć coś więcej. Obydwaj mężczyźni błyskawicznie unieśli karabiny i skierowali je w stronę osłony, za którą się chowała i dziewczyna z jękiem przerażenia znowu przypadła do ziemi. Zupełnie zapomniała przy tym o kamerze, która przez krótką chwilę pokazywała wyłącznie łuki sufitu sali.
Na kilkanaście sekund zapanowała niczym niezmącona cisza, którą w końcu ponownie przerwał turianin.
- Widziałeś kiedyś blondwłosego getha, sierżancie Bennet?
- Nie pośród tych, których spotkaliśmy wcześniej.
- Ah, bezpieczna odpowiedź. Pozostawiająca miejsce na nowe doświadczenia. Słusznie, słusznie. W takim razie co sądzisz o tym, żebym wrzucił za tamte fotele granat łukowy? Myślę, że jeszcze został mi jeden.
Shaena jęknęła i poderwała się na nogi, odruchowo chwytając kamerę. Gdy podniosła się zza fotela, w jej stronę wciąż skierowane były dwie lufy karabinów, ale mężczyźni byli od siebie oddaleni – turianin właśnie zachodził ją z flanki, powoli idąc między rzędami tych foteli, które ocalały z pożogi.
- Błagam, nie strzelajcie! Potrzebuję pomocy! – jęknęła dziewczyna. – Byłam tu z przyjaciółmi i zostaliśmy zaatakowani! Ja...
Turianin i człowiek wymienili krótkie spojrzenia, po czym obydwaj opuścili karabiny. Żołnierz Przymierza wyciągnął ku niej rękę w uspokajającym geście.
- Spokojnie, wiemy. Jesteś ranna?
Shaena potrząsnęła głową zdezorientowana. Mężczyzna nazwany sierżantem Bennetem zbliżył się do niej powoli, po czym ostrożnie pomógł jej wyjść zza prowizorycznej osłony.
- Nie, nie sądzę. Ja... miałam szczęście. Schowałam się pod fotelem – wymamrotała pod nosem. Mężczyzna w milczeniu pokiwał głową, oglądając jej stan pomimo jej słów. Jego wzrok na chwilę przesunął się po obiektywie trzymanej przez nią kamery, ale albo nie zauważył, że urządzenie wciąż nagrywa, albo zwyczajnie to zignorował.
- Wygląda na to, że rzeczywiście miałaś szczęście. Chodź, dołącz do pozostałych – powiedział w końcu. Na granicy ekranu ponownie pojawił się turianin, który w międzyczasie zdążył przeprowadzić ludzi w okolice sceny. Pośród ocalałych znajdowało się przynajmniej kilkanaście osób, w większości ludzi – część z nich wyglądała na równie skołowaną co Shaena, ale niektórzy zaczęli rozmawiać przyciszonymi głosami. Dziewczyna bezwiednie dała się do nich poprowadzić.
- Co się stało? Przez kogo zostaliśmy zaatakowani? – zapytała zdezorientowana. – Przez terrorystów?
- Przez gethy. Sami nie wiemy niewiele więcej, wygląda na to, że walki trwają w całej Cytadeli – odpowiedział zdawkowo człowiek. Turianin kiwnął nieznacznie głową; kamera uchwyciła szkarłatne pasy tatuażu ciągnące się po jego pancerzu skórnym na twarzy.
- Zaskoczyli nas w Czyśćcu. Ledwo udało nam się przemknąć do okręgu handlowego i, hm, „wypożyczyć” odpowiednią broń – dopowiedział za żołnierza. – Po drodze zaczęliśmy zbierać ocalałych. Natknęliśmy się na dwa mniejsze oddziały, ale poza tym staramy się unikać walki. Myśleliśmy, że sala koncertowa będzie bezpieczna na tyle, by móc się w niej zabarykadować, ale najwyraźniej trochę się przeliczyliśmy. Jeżeli ktoś chciałby znać moje zdanie, to moja najgorsza przepustka do tej pory.
- Przepustka? – powtórzyła bezwiednie dziewczyna. Obiektyw kamery osunął się razem z nią, gdy oparła się o ścianę sceny i usiadła ciężko na ziemi pośród innych ludzi.
- Porucznik Viya chciał przez to powiedzieć, że...
- Wróg na dziewiątej – syknął niespodziewanie turianin, unosząc karabin i przypadając do osłony z foteli. Wszyscy gwałtownie zamilkli, a ocalali jak na komendę padli na ziemię. Sierżant Bennet oparł się plecami o przewrócony fragment kolumny, po czym wymienił krótkie spojrzenie ze swoim towarzyszem. Turianin wychylił się nieznacznie zza fotela, przez chwilę coś liczył, po czym po chwili znowu się schował i pokręcił do mężczyzny głową.
- Oddział. Duży – przekazał bezgłośnie. Żołnierz pochylił się i przemknął między ocalałymi, w końcu przyklękając przy fotelach obok turianina. Mikrofon wychwycił stłumiony odgłos wielu kroków z głębi sali i metalicznych trzasków, które do złudzenia przypominały wymieniane między kilkoma jednostkami rozkazy.
- Plan? – Żołnierz najwyraźniej już jakiś czas temu uznał przywództwo turianina w tym improwizowanym oddziale.
- Za duży byśmy dali mu radę bez narażania cywili, jest ich tam chyba z tuzin. Przeczesują teren, więc przeczekanie odpada – mruknął porucznik Viyo. Obrócił głowę i zerknął między fotelami, po czym ponownie się schował, wydając z siebie coś między turiańskim przekleństwem, a krótkich śmiechem. – I mają jednego z tych wielkich, czerwonych bydlaków. Ten dzień zapowiada się coraz lepiej.
Sierżant Bennet zacisnął usta, po czym spojrzał w stronę cywili, wciąż leżących przy ziemi. Shaena odruchowo skierowała kamerę za jego wzrokiem, obejmując obiektywem ofiary napaści. W oczach każdego człowieka jawił się strach, a wszyscy wpatrywali się w dwójkę żołnierzy.
W końcu turianin westchnął ciężko i uniósł nieznacznie karabin.
- Dobra, jebać to. Widzisz boczne wyjście, na trzeciej? Zaraz za zawaloną lożą? – zapytał, nieznacznie kiwając głową na prawą stronę pomieszczenia. – Weź wszystkich i poprowadź ich między fotelami, nisko, przy ziemi. Potem zawalona kolumna da wam osłonę i tamten kawałek stropu wbity w scenę. Przy ścianie będziecie przez chwilę odkryci, więc niech nikt nie podnosi głowy. W korytarzu od razu skierujcie się z dala od tego miejsca. Port raczej jest kiepskim pomysłem, na miejscu gethów zabezpieczyłbym go jako pierwszego. Spróbujcie znaleźć innych ocalałych, może wyposażyć tych w jakąś broń. W okręgu Shalta jest pełno pustych magazynów – to dobre miejsce, żeby się schować i przeczekać tę zawieruchę.
Żołnierz Przymierza przez chwilę wpatrywał się w turianina, po czym powoli kiwnął głową, najwyraźniej pojmując do czego mężczyzna zmierza.
- Zauważą nas, gdy będziemy szli między fotelami – bardziej stwierdził niż zapytał. Turianin w milczeniu obrócił karabin, sprawdzając liczbę pozostałych jednostek w pochłaniaczu ciepła, po czym potrząsnął krótko głową.
- Nie zauważą. Dam im inny cel do oglądania – powiedział jedynie, podnosząc się do klęczek. Na jego przedramieniu rozżarzył się pomarańczowy omni-klucz. – I słuchania. Myślisz, że te głośniki wciąż działają?
Zanim jednak ruszył między fotele, człowiek położył mu rękę na ramieniu. Nie powiedział nic, ale zdawało się, że turianin zrozumiał przekaz.
- Wiesz, wy ludzie jednak jesteście w porządku – odezwał się niespodziewanie. – Mam nadzieję, że uda nam się dokończyć naszą dyskusję o wyższości turiańskiego uzbrojenia od ludzkich pukawek. Zdaje się, że nam przerwano, gdy właśnie przyznawałeś mi rację.
- Powiem wam to samo co wcześniej, poruczniku Viya – bzdury gadacie. I najwyraźniej wciąż jesteście pijani.
Na twarzy turianina pojawiło się coś na kształt uśmiechu, po czym mężczyzna ruszył nisko pochylony między fotelami. Shaena mimowolnie śledziła go przez chwilę kamerą aż zniknął pośród gruzowiska. Dopiero po chwili przeniosła obiektyw z powrotem na sierżanta Benneta.
- Odważne skurwiele, ci turianie – mruknął żołnierz, po czym oparł się plecami o fotel i ścisnął w rękach karabin. Jego spojrzenie przesunęło się po cywilach, by w końcu napotkać wzrok przestraszonej dziewczyny. – Dobra, posłuchajcie mnie ludzie. Niech wszyscy będą gotowi. Na mój znak ruszymy w stronę tamtej kolumny i będziemy poruszać się powoli, pochyleni, między fotelami. Wszyscy idziecie za mną, gęsiego. Niech nikt się nie wychyla i nie biegnie, nie chcemy zwracać na siebie uwagi. Uważajcie gdzie stawiacie nogi. Wszyscy zrozumieli? I najważniejsze – zachowajcie ciszę. To miejsce wciąż ma ogromną akustykę i...
Słowa żołnierza przerwał ogłuszający pisk z głośników ukrytych w ścianach, które najwyraźniej wciąż działały, a chwilę później po sali poniosła się głośna muzyka klasyczna. Sierżant Bennet zamarł na krótką chwilę, ale seria z karabinu, dobiegająca z przeciwnego końca sali, wyrwała go z pierwszego zaskoczenia.
- Ruszać się, ruszać! To nasza okazja! – syknął do cywili i wszyscy poderwali się na równe nogi. Shaena ruszyła jako jedna z ostatnich, czy to sparaliżowana strachem, czy zdezorientowana głośną muzyką i odgłosem wystrzałów dobiegających z centrum pomieszczenia. Gdy w końcu zaczęła biec między fotelami, obraz trząsł się i podskakiwał. W polu obiektywu na krótką chwilę pojawiła się grupa smukłych robotów, która rozpierzchła się między fotelami i ostrzeliwała przeciwny kraniec sali. Wśród nich kroczyła olbrzymia, zaawansowana jednostka, pokryta czarnymi oraz czerwonymi płytami pancerza; pulsacyjny pocisk, który wyleciał z jego przedramienia rozbił się na ścianie po drugiej stronie pomieszczenia i eksplodował, wyrywając z niej liczne odłamki oraz zasypując znajdujące się tam fotele tumanem kurzu. Samotna postać turianina przeskoczyła przez swoją osłonę i wciąż strzelając rzuciła się za inną, ignorując zasypujący ją gruz i fragmenty marmuru. Chwilę później obraz zniknął, gdy dziewczyna wbiegła za przewaloną kolumnę, wciąż trzymając się reszty ocalałych; pozostały już tylko odgłosy wymiany ognia, pojedynczych eksplozji i klasycznych nut III Symfonii d-moll Matriarchy Dillinagi, z trudem wyłapywanych przez tani mikrofon. A nawet i te ucichły po kilkudziesięciu sekundach, gdy cała grupa znalazła się na korytarzu za bocznym wyjściem.
Następne kilka minut zapisu jest nieczytelna. Obraz składa się z drżących widoków na podłogę oraz nogi uciekających, by ostatecznie skończyć się informacją o rozładowanej baterii.
Jak raz skończyła oglądać filmik, gdy ponownie zadzwonił holoprojektor, a przed oczami Olgi pojawiło się popiersie komisarza Bailey'a, który, kiwając głową, przyjął jej akceptację i poinstruował przez następne etapy wysyłania zgłoszenia do ExoGeni, które z jakiegoś powodu cierpiało na braki chętnych na tę posadę. Z ulgą więc, tego samego dnia, Sidorchuk została zaproszona do filii firmy na Cytadeli, gdzie w ciągu następnych dni zaznajomiona miała być z każdym, znanym ExoGeni szczególe związanym z misją. Oczywiście, dopiero po podpisaniu umowy i stosunkowej ilości papierów, wraz z dokumentami.
Dzięki temu, że filia była na stacji, nie musiała pakować się i wyjeżdżać - niemniej, otrzymała płatny urlop z pracy bez żadnego problemu, by mieć jak najwięcej czasu na przyswojenie informacji i zaznajomienie się ze szczegółami misji.
Wyświetl wiadomość pozafabularnąGdy wszyscy już się ogarną, czyli mam nadzieję, że jutro, na Hunterze dorzucę kontynuację narracji. Tutaj wrzucasz tylko post o rozpoczęciu szkolenia. :)