Clarke skinął głową i poprowadził Diega dalej, wciąż tym samym korytarzem, który zdawał się prowadzić w dół. W końcu dotarli do dużej, towarowej windy, którą mężczyzna otworzył kolejnym sześciocyfrowym kodem, by od razu wejść do środka. Nie grała w niej spokojna, relaksacyjna muzyka, nie było w niej luster. Wyglądało na to, że klimat luksusu został już za nimi, pozostawiając ich teraz na pastwę nudnej użytkowości. Noah wcisnął przycisk, który sprawił że winda zatrzasnęła się i powoli zaczęła zwozić ich na najniższe piętro, gdy czytnik linii papilarnych na panelu potwierdził tożsamość mężczyzny i zaświecił się uspokajającą zielenią.
Po kilku minutach ciszy winda wreszcie otworzyła się z powrotem, ukazując im szeroki, biały korytarz. Jasne światło dochodziło z półprzezroczystych ścian i poza drzwiami do różnych pomieszczeń nie znajdowało się tam absolutnie nic. Totalna, sucha sterylność, wyczuwalna nawet w powietrzu, chłodniejszym nieco i mniej wilgotnym. Jedynie zadowolona mina Clarke'a nie zmieniła się ani trochę.
-
Laboratoria są na końcu segmentu. Tutaj mamy biura, dalej pomieszczenia kliniczne - odezwał się. -
Ale pójdziemy do głównej sali. Tam powinien ktoś się plątać, rzadko kiedy siedzą u siebie. Po Jenny relacje międzyludzkie stają się trzy razy łatwiejsze, szkoda z tego nie skorzystać. Twojego chemika ktoś tu przyprowadzi, przekazałem dyspozycje.
Poprowadził Rodrigueza jaskrawym korytarzem w prawo na pierwszym rozwidleniu i wkrótce usłyszeli głosy, jak się okazało docierające z otwartego pomieszczenia kilka metrów dalej. Tak samo biały jak korytarz pokój umeblowany był dość wygodnie - szerokie, okrągłe fotele, huśtawki podwieszone pod sufit, kilka stołów i automaty z jedzeniem i napojami. Typowe pomieszczenie wypoczynkowe dla zmęczonych naukowców... i, najwyraźniej, miejscem gdzie mogli obserwować dobrowolnych testerów nowego narkotyku. Kilka osób ubranych inaczej, niż w biały laboratoryjny kombinezon, od razu rzucało się w oczy. Na widok Clarke'a jeden z młodych mężczyzn uśmiechnął się i wstał od stołu, przy którym grał w jakąś holograficzną grę, chyba sam ze sobą.
-
Wadim, jak się dziś czujesz? - Noah nie widział potrzeby przedstawiania Diega królikowi doświadczalnemu, więc tego nie zrobił. Pozwolił biznesmenowi obserwować.
-
Tak jak od dwóch tygodni - odparł chłopak z trochę nieobecnym uśmiechem. Nie wyróżniał się niczym niezwykłym, ale po bliższej obserwacji Rodriguez mógł zauważyć wspomniane wcześniej przebarwienie powiek, widoczne z brzegu, tuż przy rzęsach i w kącikach oczu. Poza tym nie było widać żadnych niezgodności z tym, co mówił Noah. Chłopak wyglądał na całkowicie wyzutego z emocji, nie tylko negatywnych, ale wszystkich. Ale z drugiej strony trudno było wymagać, by był tu jakoś nadzwyczajnie szczęśliwy.
-
Jeśli chcesz o coś spytać, to nie krępuj się - zachęcił Diega Clarke, podczas gdy sam odwrócił się do jednego z mężczyzn w laboratoryjnych kombinezonach i zaczął z nim cichą rozmowę.
W tym momencie na korytarzu rozległy się głośne kroki. Ale nie te, których mogli się spodziewać - nie ciężkie buty rosyjskiego chemika, ale jasny stukot kobiecych obcasów. I w chwili, gdy ich właścicielka przekroczyła próg, uśmiech na twarzy Noaha zniknął. W ułamek sekundy. Mężczyzna wyraźnie zbladł i nerwowo doskoczył do kobiety.
-
Nie możesz tu być - syknął do niej, co ta skwitowała jedynie chłodnym spojrzeniem, wyminęła go i podeszła do podajnika z wodą, by wcisnąć odpowiedni przycisk i czekać na butelkę.
Była bardzo wysoka i szczupła, wręcz chuda. Ścięte na krótko włosy dodawały rysom jej twarzy ostrości. Miała na sobie lejącą się, czarną sukienkę na ramiączkach. Nie uraczyła Rodrigueza nawet jednym spojrzeniem, tak samo jak nikogo w pokoju. A jednak Clarke miotał się, nie wiedząc co ze sobą zrobić... i co zrobić z nią.
-
Co, myślałeś że o tym wszystkim nie wiem? Wszyscy mogą, to mogę i ja - odparła niskim, suchym głosem, wyjmując butelkę z automatu.
Potem podeszła do jednego z pracowników laboratorium i wyciągnęła rozprostowaną dłoń, wpatrując się w niego wyczekująco. Mężczyzna znieruchomiał, nie wiedząc, czy wygonić ją tak, jak zrobił to jego pracodawca, czy dać jej to, na co czeka.
-
Proszę cię...
-
Nie, Noah.
Kobieta w zniecierpliwieniu sięgnęła w końcu do kieszeni naukowca i wyciągnęła z niej fiolkę, by zanim ktokolwiek zdążył zaprotestować wsypać sobie z niej do ust kilka tabletek o dziwnym kształcie. Dopiero gdy popiła je wodą, odwróciła się i przeszła kilka kroków, opadając wreszcie z westchnieniem na jeden z foteli.