W chwili, w której jego ręka z omni-kluczem została złamana, a on nie zdążył aktywować nawet ostrza, by ochronić się przed Strikerem, w oczach Statnera pojawiło się prawdziwe, niczym nieukrywane przerażenie. Wzrok, który pojawiał się u treserów varrenów, gdy te wyskakiwały z dołu do walki i rzucały się na rękę, która karmi. U tych niezwyciężonych, którzy nagle okazywali się równie słabi, co wszyscy pozostali. Może Cerberus nie był kolosem na glinianych nogach, ale konstrukcja stworzona przez Bena już z pewnością nim była.
I teraz upadał, rozpadał się na drobne kawałki, więc Statner chwytał się wszystkiego, co było możliwe, by jeszcze uratować chociaż siebie. Ale nie mógł. Na to już było za późno. Krzyczał jeszcze tylko przez chwilę, kiedy go unieruchamiali, a potem zemdlał z bólu. Jego bezwładne ciało osunęło się na ziemię - może lepiej dla niego, że nie musiał tego znosić. Nie miał zbyt wysokiego progu wytrzymałości. Gdzieś z drugiego końca pomieszczenia dotarły do nich dźwięki wymiotów. Drugi lekarz nie przyjął tego widoku zbyt dobrze, a nikt nie pozwolił mu odejść, więc mimowolnie został świadkiem zdarzenia. Nic jednak nie mówił, zbyt roztrzęsiony, by ingerować, a już na pewno by bronić swojego współpracownika.
- Zero - powiedziała cicho Snow, kończąc swoje odliczanie.
Gdy dociągnął Statnera pod drzwi celi, nie minęło kilka sekund, jak te po kolejnym huknięciu rozsunęły się. Czegokolwiek się nie spodziewali, pewnie nie sądzili, że będzie to chudy, nastoletni chłopak w białym kombinezonie, który wydawał się bardziej zagubiony, niż groźny. Zupełnie nie pasował do łupnięć, jakie słyszeli, gdy próbował wydostać się z pomieszczenia. Teraz stał w progu i przesuwał lekko zaszczutym spojrzeniem po wszystkich po kolei - każdym, kto obrał go sobie za cel, Garrenowi, Susan. Potem przeniósł wzrok na Bena, trzymanego przez Charlesa.
I może to był błąd, którego nie powinni byli popełniać.
Na młodocianej twarzy wykwitła wściekłość, a wokół dłoni chłopaka zaczęła kumulować się biotyczna energia. Chyba nie robiło na nim wrażenia to, że Striker mógł w tej chwili zabić Statnera. Może sądził, że on już nie żyje. I zanim w ogóle padły pierwsze strzały, z którymi jednak wstrzymywali się do momentu, w którym Striker wyda adekwatny rozkaz, uderzenie biotyki oderwało Snow od ziemi, z ogromną siłą uderzając nią o jedno ze stanowisk komputerowych. Deja vu, którego pewnie woleliby nie doświadczać, mocno współgrające z wydarzeniami z Trouge. Teraz jednak Susan stęknęła tylko, bo była chroniona przez amortyzację pancerza. Była zaskoczona, bo przecież miała tarcze - większość biotyków miało z nimi problemy. Może to ten właśnie obiekt badawczy był tym idealnym biotykiem, którego planowali tu stworzyć. Gdyby udało im się schwytać go żywym, może Przymierze byłoby w stanie mu pomóc, ale póki co okazywał się wyjątkowo niezadowolony ze stanu, w jakim zastał po wyjściu Bena.