Clara uniosła głowę, wbijając w Strikera niechętne spojrzenie. Widać było, ze stara się zachować spokój, ale nie było to łatwe. Może nie dlatego, że bała się samego Charlesa, ale sytuacja nie była zbyt przyjemna. Daryl stanął przed biurkiem, z rękami skrzyżowanymi na klatce piersiowej i przyglądał się jej zza mebla, pewnie zastanawiając się jak to wszystko się skończy. Musiał obawiać się o brata tak samo, jak on sam bał się o siebie. Obaj wiedzieli, że jedyne, co dawało starszemu z nich stabilność emocjonalną przez ostatnie dwa miesiące to była właśnie Sonya. Jej utrata mogłaby się wiązać z wieloma nieprzyjemnymi konsekwencjami.
- Podejrzewam, że jest to zemsta za to, co zrobiłeś jemu - odparła Clara. - Bo to ty byłeś odpowiedzialny za całą tę akcję z pancernikiem Cerberusa, prawda? Z tego co mi wiadomo, ty wszystko zorganizowałeś i pomysł był twój. Ben Statner chciał mieć zabezpieczenie, w razie gdyby coś poszło nie tak, tak jak go ostrzegano. I jak widać słusznie.
Przeniosła wzrok na widok za oknem. Można było stąd podziwiać rozłożysty park, po którego wijących się alejkach plątali się pojedynczy pacjenci. Słońce schodziło coraz niżej, cienie wydłużały się, a za jakieś pół godziny pewnie nad Nos Astrą zapadnie noc. Clara na pewno miała na nią inne plany, niż siedzenie tutaj i wyjaśnianie nieznajomemu tego, co działo się z porwaną przez nich kobietą. Uśmiechnęła się lekko.
- Tutaj - powiedziała. - W klinice.
Perkins odchrząknął cicho, jakby chciał komuś dać coś do zrozumienia, ale nie za bardzo dało się z jednego chrząknięcia wywnioskować o co może mu chodzić. To była raczej dobra wiadomość, bo oznaczała, że Wade była blisko. Bliżej, niż spodziewali się, przylatując na Illium.
Snow uniosła wzrok w górę, spoglądając na coś poza zasięgiem widzenia Charlesa, bo była przecież bliżej okna. Clain zacisnęła dłonie na brzegu biurka.
A potem wszystko potoczyło się znacznie szybciej.
- Striker! - krzyknęła czerwonowłosa, dobywając broni w chwili, w której szóstka mężczyzn wpadła do biura Clary. Idealnie czyste okna po prostu otworzyły się w chwili uderzenia ich butów, gdy zjechali na linach z dachu. Lekarka w ułamku sekundy aktywowała swoją barierę i odepchnęła się z całej siły od biurka, w miarę możliwości uciekając z zasięgu broni Charlesa. Powietrze wypełniły okrzyki, rozkazujące im odrzucić broń i poddać się bez walki. Zanim jednak zdążyli zareagować i zastanowić się, czy walka ta jest do wygrania, otworzyły się też drzwi i do środka wpadła kolejna szóstka, z bronią wycelowaną w ich kierunku. Przeciwnicy otaczali ich i mieli przewagę liczebną, z karabinami wycelowanymi bezpośrednio w ich głowy. Wszyscy, ludzie, których zabrał ze sobą Striker, mieli broń uniesioną i gotową do strzału, ale nie reagowali, czekając na decyzję Charlesa. Zaczynanie teraz strzelaniny to było samobójstwo.
- Może Sonya Wade sama odpowie ci na to pytanie. Jak skończy się operacja. A potem taką samą zrobimy tobie. Słyszałam, że masz już implant dokręgosłupowy. Może wystarczy go tylko lekko unowocześnić.