Wyświetl wiadomość pozafabularną
Oczekiwanie na jej przebudzenie było dziwne. Zarazem chciał aby się obudziła, porozmawiała z nim żeby było tak jak kiedyś. Bał się też, że obudzi się tam całkowicie inna osoba, którą będzie musiał zabić. Nie wiedział w jakim stanie jest jej umysł. Nie wiedział czy nagle nie wróci tylko i wyłącznie jej stara osobowość bez pamięci o tym kim naprawdę jest. Mogła przecież nagle się na niego rzucić. Uznać go za swojego wroga. Było wiele niewiadomych. Niewiadomych, których Charles nienawidził, a od kiedy zaczął jakoś funkcjonować właśnie ich miał najwięcej.
W tym czasie nakrył ją typową dla takich miejsc zieloną tkaniną by zasłonić jej po raz kolejny otwartą ranę. Nie był specjalistą ale wiedział, ze lepiej jest otworzyć ranę póki świeża niż robić to później. Nie miało to jednak znaczenia. Najważniejsze, że implant był już po za jej ciałem. Rozsiadł się ponownie na krześle powolnie paląc papierosa, a potem następnego. Tak jakby dym miał ją szybciej przebudzić i w jakiś sposób wpłynąć na jej wspomnienia. Przypomnieć mu o nim.
Obserwował ją jak budziła się. Tym razem nie robił tego w domowym zaciszu patrząc jak spokojnie śpi po wydarzeniach na Islandii, a jemu zdarzyło się wstać wcześniej. Nie. To była całkowicie inna sytuacja i daleko jej było na ten moment od jakiegokolwiek romantyzmu. Zresztą jego wzrok mówił więcej niż powinien. Broń, którą trzymał wyjątkowo blisko siebie wciąż była bliska do strzału. Pomimo tego jego palec był dość daleko do spustu.
-
Ja też nie wiedziałem.
Westchnął. No przecież to było wiadome, że nie wiedział. Nie miał prawa wiedzieć. Jednak w jego głosie można było usłyszeć tą nutkę zrozumienia jej sytuacji. Kolejny raz nie czuł żadnego gniewu. Po prostu nie potrafił być na nią zły. To co się wydarzyło nie było do końca jej winą. Wolał zwalić winę Cerberusa, który postanowił ją wykorzystać jako zabezpieczenie swojej inwestycji jaką był Striker. Równie dobrze mógł też mówić o tym, że sam też nie wiedział, że to wszystko było tylko kłamstwem.
-
Nie ma. – W końcu jego broń znowu wróciła do kabury. Nie miał ochoty na jakąkolwiek walkę. Nie miał siły już walczyć. Nie z nią. Nie po tym wszystkim co się wydarzyło. Co spotkało ich dwoję. Może wcześniej nie wyglądali na ludzi do siebie pasujących. Teraz było inaczej. Patrząc na nich z boku w tej sali szpitalnej można było dostrzec, że tak w cale się od siebie nie różnią. Obydwoje chyba byli już wyjątkowo zmęczeni życiem.
-
Czytałem raport. – Mówił zmęczonym głosem człowieka, który już pogodził się ze stratą. Przynajmniej tak mu się wydawało. Bliska przyszłość nie zapowiadała się najlepiej. –
Według raportu nie mieliśmy się prawa spotkać. To był czysty przypadek, że Simard odnalazł akurat mnie. Kiedy dowiedzieli się, że mamy romans postanowili to wykorzystać. To nie była twoja wina.
Cały czas starał się unikać rozwijania tematu ich związku. Zresztą co miał powiedzieć? Może to było na niby ale spoko możemy kontynuować, może twoje prawdziwe ja też mnie pokocha? Świetny kurwa plan. Odpalił kolejnego papierosa. On się nie zmienił. Był cały czas taki sam. W końcu wstał z krzesła i uklęknął obok niej. Oparł ręce o stół, a potem położył na nich swoją głową. To była ostatnia szansa, kiedy mógł się jej przyjrzeć. Spojrzeć na nią z bliska.
-
Nikomu. – Ostatni raz pozwolił sobie do niej mówić tak jak kiedyś. Tym samym ciepłym głosem, który znała tylko ona i za pewne była ostatnią osoba, która znała ten ton. –
Oficjalnie Aya Hatake zginęła dzisiejszego dnia podczas szturmu jednostek Przymierza. Pewnie trafi się jej jakiś nieoznaczony grób i tyle było z jej istnienia. – Przesunął rękę trochę bliżej jej dłoni. Jednak tak jak kiedyś bał się cokolwiek zrobić. Tak jakby za chwilę ten krótki moment miał całkowicie zniknąć już na zawsze. –
Nieoficjalnie pewnie zabiorę cię stąd do domu. Do Montrealu. Tam będziesz mogła zdecydować co dalej chcesz zrobić ze swoim życiem. – Uśmiechnął się do niej. Przez chwilę w jego oczach pojawiło się to coś. Ta niewielka nadzieja, że może wszystko będzie tak jak kiedyś. Jakby uczucia, którymi ją darzył wciąż były takie same. –
Jesteś teraz wolnym człowiekiem. To ty teraz decydujesz co chcesz dalej robić.
Chciał znowu widzieć tą wspólną przyszłość. Te marzenia, które razem mieli. Aby ich wspólna codzienność trwała dalej. Marzył o tym aby znowu rozmawiali jak kiedyś. Kłócili się, a zaraz potem znowu byli razem. Szczęśliwi.
Milczał przez dłuższą chwilę. Teraz, kiedy wszystko już z niego zeszło poczuł jak bardzo jest zmęczony. Jak to wszystko znowu zniszczyło jego życia. On naprawdę nie zasługiwał na nic dobrego w swoim życiu. Nawet jeśli próbował to wszystko prędzej czy później wracało do punktu wyjścia. Zaciągnął się kolejny raz ale jego dłonie lekko drżały.
-
Ja. – Jego głos się załamywał. –
Wiem, że. –Nie wiedział czy jeszcze pamięta jak ciężko mu się rozmawiało o uczuciach i zazwyczaj nigdy nie był to dla niego łatwy temat. –
Obiecałem ci, że będę zawsze przy tobie i starał się cię chronić. Więc jeśli kiedykolwiek będzie potrzebować czegokolwiek to daj mi znać, dobrze? – Znowu patrzył jej prosto w oczy. Jakby chciał przekazać to wszystko co czuł tym jednym gestem. –
Może to wszystko było tylko kłamstwem ale dla mnie wciąż był to najpiękniejszy okres w moim bezwartościowym życiu, który pozwolił mi w jakiś sposób. – Po jego policzku pociekła łza lecz na jego twarzy pojawił się uśmiech. –
Odnaleźć coś co myślałem, że nigdy nie mnie spotka. Na ten krótki moment znowu mogłem poczuć się człowiekiem. Zobaczyć jak to jest kogoś kochać i się o kogoś troszczyć.
Przetarł policzek ręką. Oczy miał przekrwione jak nigdy. Nawet na Islandii, kiedy opowiadał o swoim życiu nie wyglądał tak marnie jak teraz. Jego życie po raz kolejny rozsypywało się i tym razem zapowiadało się, że stracił znacznie więcej niż przypuszczał.
-
Posiedzę tutaj chwilę, dobrze? – Nie chciał nigdzie iść. Nie chciał po raz kolejny czuć tego uczucia pieprzonej samotności. Myśl, że musiałby tylko liczyć znowu na siebie doprowadzała go do na skraj załamania. Miał swoją rodzinę ale ona nigdy nie zrozumie tego co on przetrwał. Will był jego przyjacielem ale on też nie zrozumie. Nikt nie zrozumie jak to jest być bezmyślnym narzędziem, które wykonuje rozkazy. Ona to rozumiała i może właśnie dlatego była mu tak bliska.
W końcu też byli sami. Charles nie musiał już zachowywać się tak jak wymagali tego od niego wszyscy. Mógł być sobą. Karykaturą człowieka, który uwierzył, że czeka go normalne życie. Schował swoją twarz gdzieś pomiędzy swoimi ramionami. Przymknął oczy i po prostu milczał. Wydawał się teraz znacznie mniejszy. Po raz kolejny okazywało się, że człowiek, którego można było podpiąć pod każde możliwą zbrodnię nie pasował po prostu do tego obrazu. Powoli starał się uspokoić. Musiał przecież, kiedyś stąd wyjść i udawać, że wszystko jest okay.