Wyświetl wiadomość pozafabularną
Jefferson wpatrywał się w niego jak w potencjalnego, przyszłego kata, ale gdy groźba stawała się realniejsza z każdą chwilą, pęknięcia na jego masce zasklepiały się. Jego mimika formowała się w coś innego, coś zbyt złożonego, by Viyo był w stanie to teraz przeanalizować i zrozumieć. Emocje wirujące w sercu inżyniera nie pasowały do jego położenia, nie zachowywał się jak osoba, która konfrontuje się z własną śmiertelnością w tej właśnie chwili. Złość z niego uleciała, bo była tylko chwilowym wzburzeniem na idealnie stoickim jeziorze, którego śladów próżno teraz było szukać na gładkiej tafli.
-
Zawsze wiedziałem, że byłby ze mnie słaby sprzedawca - odpowiedział, uśmiechając się nawet lekko, z wyraźnym smutkiem w oczach. -
Przykro mi, jeśli myślisz, że potrafię targować się o swoje życie. Spodziewałem się, że któregoś dnia do tego dojdzie.
-
Jesteś gotów umrzeć za swoje przekonania? - w głosie Volyovej, tym razem, nie słychać było irytacji. -
Za wiarę w to, że zabijanie niewinnych, słabych, chorych lub starych doprowadzi nas do świetlanej przyszłości?
Pomimo tego, że Viyo przysłaniał mu większość pomieszczenia, Jefferson obrócił głowę w kierunku niebieskowłosej i pokręcił nią lekko, przecząc.
-
Nie pochwalam tych metod. Ale nie stanę na drodze postępowi, skoro przynoszą efekty - odpowiedział cicho, nie patrząc na ostrze, niebezpiecznie zbliżające się do jego twarzy.
Gdy padło znajome nazwisko, drgnął lekko, zerkając na Avisa, ale nie komentując początkowo jego otwartości. Nie wyglądał na zainteresowanego ochroniarzem stojącym teraz gdzieś po drugiej stronie pomieszczenia, z Volyovą gotowa do strzału przy jednym, większym poruszeniu.
-
Kieruje badaniami w Castorze. Z Chasci - odrzucił ochroniarz, choć niechętnie. Jak zwykle gdy Viyo wypluwał z siebie kilka pytań, ostrożnie mieląc je, któreś z nich odpowiadało głównie na jedno, przynajmniej z początku. -
On kazał mi wydostać stąd Jeffersona. Nie chcecie go zabijać.
-
Widziałem to, o co pytał Widmo - przerwał mu, poniekąd, inżynier. -
Słyszałem płacz dzieci, które nigdy nie miały się narodzić. Widziałem uprawy zbóż rosnących w zamarzniętej ziemi, odpornych na szkodniki, które niszczą nasze zapasy na Ziemi. Rozmawiałem z biotykami, których ciała zwalczały komórki rakowe rozsiane przez pierwiastek zero - z każdym zdaniem mówił nieco głośniej, z błyskiem uznania i fascynacji w oczach, nawet ciepła, które wydawało się nie pasować do jego jednostajnie smutnej, szarej twarzy i mysich włosów. -
Mathias jest Castorem. Jest...
Uśmiechnął się, milknąc, jakby słowa, która odnalazł, nie były odpowiednie do wypowiedzenia na głos i ostrze oparte o jego podbródek niczego nie zmieniało.
-
Kult jednostki. Świetnie - prychnęła niebieskowłosa, robiąc krok naprzód w stronę mężczyzny.
-
Podziwiam go, ale nie czczę - zaprzeczył, przyglądając jej się otwarcie. -
Nie byłabyś w stanie zrozumieć.
Warknęła pod nosem przekleństwo, sfrustrowana enigmatycznymi odpowiedziami, wymijającymi komentarzami, półsłówkami i nieustannym ciągnięciem za język. Zacisnęła pięść by rozprostować po chwili palce z lekkim trzaskiem założonej rękawicy.
-
Jakie siły stacjonują na Chasce? - powtórzyła twardo, broń wciąż mając skierowaną w stronę Avisa, ale ku Jeffersonowi wyciągając dłoń. -
Jakie są tam zabezpieczenia?
Wokół jej pięści pojawiło się kilka, czarnych jak smoła iskier, wzniecających błękitny ogień. Falując między jej palcami, łuna przykuwała oko, również inżyniera, którego uwagę pochłonęło to zjawisko bez reszty.
-
Nie wyobrażam sobie życia z taką wściekłością w moim sercu - powiedział krótko, patrząc na nią już bez entuzjazmu w oczach ani uśmiechu błąkającego się po ustach. -
Widziałem takich jak ty. Castor mógłby ci pomóc.
Niebieskie płomyki wystrzeliły wzdłuż jej ramienia, jak gdyby jego słowa dolały oliwy do małego ogniska, które teraz płonęło wokół jej sylwetki, a blask odbijał się w złotych oczach, wpatrzonych w inżyniera z furią.
-
Jakie siły stacjonują na Chasce?! - krzyknęła, zbliżając się na pół kroku, ale trzeźwo nie odchodząc zbyt daleko od Avisa, który poruszył się w miejscu niespokojnie widząc jej gwałtowność.
-
To zwykły cywil!- warknął, szarpiąc omni-kajdankami, które uniemożliwiały mu bezpośrednią reakcję. Zaklął głośno, wzburzony swoją bezradnością.
Niebieskowłosa przygasła nieco, o dziwo reagując na słowa ochroniarza. Odetchnęła głęboko, wygaszając niebieskie smugi krążące wzdłuż jej ciała i falujące jak pod wpływem wiatru, na który były niewrażliwe. Cofnęła się bliżej wyjścia, do Avisa, który odsunął się już od ściany, pod którą go postawili wcześniej i bronią zmusiła go do powrotu na miejsce.
Ich omni-klucze piknęły w jednej chwili. Komunikat od mężczyzny, który wpuścił ich do kolejki na Stacji.
Posiłki są w drodze, wyruszyły z Portu Hanshan.
-
Mamy piętnaście minut - mruknęła Maya, odczytując komunikat natychmiast i informując go, żeby nie musiał samemu tego robić.