Ciężki oddech Naeema odpowiedział na ten należący do niej, głęboki i spokojny. Mężczyzna zamknął oczy, opuszczając głowę, by oprzeć swoje czoło o jej. Nie interesowało go już, że ktokolwiek ich widzi, choć Vinnet była przecież pierwszą, która dowiedziała się o ich dziwnej, niewytłumaczalnej wtedy relacji.
W pomieszczeniu panowała cisza. Zza zamkniętych drzwi nie było słychać ani szumu maszyn sprzątających, ani rozmów obecnych w tamie ludzi. Veronique poruszała się za szybą, która teraz stanowiła między nimi barierę dźwiękoszczelną. Prawdopodobnie istniała możliwość aktywowania jakiegoś komunikatora między salami, ale kobieta tego nie zrobiła, dając im czas dla siebie. Musiała zdawać sobie sprawę z tego, jak trudna jest to decyzja dla Rhamy, ale nie mogła się nad nim użalać i obchodzić się z nim jak z jajkiem. Z nikim tego nie robiła i w sumie w tym tkwił pewien jej urok. Mimo to jeśli Hawk zerknęła w bok, zauważyła w oczach lekarki pewnego rodzaju troskę, jaką ta okazywała po sobie tylko wtedy, gdy osoba leczona na nią nie patrzyła. Tak samo reagowała na wszystkich - tych, którzy wracali ranni, zatruci, poobijani, czy skacowani gdy wzywała akcja. Naturalnie, zaraz po tym, jak dostawali od niej porządny ochrzan i opuszczali ambulatorium. Teraz też szybko odwróciła wzrok, skupiając się na aktywujących się systemach. Jedno ramię drgnęło, poruszone przez nią w ramach testu sprawności sprzętu.
-
Wiem - powiedział Rhama cicho. -
Masz rację. Gdyby chcieli, wszystko poszłoby dobrze. Masz rację.
Uśmiechnął się lekko. Wizja spędzenia kilku dni w beztrosce nad brzegiem morza brzmiała doskonale, w tej chwili zdecydowanie lepiej, niż zabieg, któremu miał się poddać. Opuszczenie tamtego miejsca tak, jak musieli opuścić je dziś - w niezbyt swobodnej atmosferze, zestresowani wymianą implantu równie mocno, co sobą nawzajem - nie było idealne.
-
Miejmy nadzieję, że będę mógł cię do niego wnosić i wynosić - stwierdził i wyprostował się z ciężkim westchnięciem. -
Przepraszam. Nie chciałem, żebyś mnie widziała... takiego.
Musiało mu być wstyd słabości, jaką przed nią okazywał. A kto wie, czy jej obecność nie sprawiała, że trzymał się dwa razy lepiej, niż robiłby to bez niej. Wtedy to Vinnet musiałaby radzić sobie z jego paniką. Ale nie musiał mówić nic więcej, by Hawkins wiedziała, czego się boi. Nie chciał wylądować na wózku, siedzieć przy biurku w swojej kajucie, przed komputerami do końca swoich dni. Już teraz nie był do końca człowiekiem, którego można było sobie wyobrażać przy boku czerwonowłosej. A gdyby coś teraz poszło nie tak, pewnie zapomniałaby o nim wcześniej czy później, nie chcąc tracić czasu na problemy tego pokroju. Stałby się duchem, żyjącym w jednej z kajut, odwiedzanym przez nielicznych, obojętnym całej reszcie. Albo, co gorsza, musiałby kajając się wrócić do Cerberusa.
Przesunął dłonią po jej policzku, sprawiając wrażenie, jakby chciał powiedzieć coś jeszcze, ale się powstrzymał. W końcu poprawił się na brzegu leżanki i obrócił w jej stronę, niechętnie kładąc się przodem na chłodnym, gumowym materiale. Głowę oparł na przystosowanym uchwycie. Od widocznych, metalowych elementów implantu u dołu jego pleców odbiło się światło lamp. Przezroczysta rura z maską podsunęła się do twarzy mężczyzny, obejmując jego nos i usta.
-
Nie chcę... - wymamrotał jeszcze, zanim narkoza pozbawiła go przytomności. -
Bądź tu.
Szybko znieruchomiał. Tylko jego plecy unosiły się i opadały lekko, równomiernie, wraz z jego oddechem.
-
Pani kapitan, bardzo proszę o przejście tutaj, do mnie - zniekształconym głosem, przez głośnik odezwała się Vinnet. -
Stąd też wszystko widać, a tak będzie bezpieczniej. Dla niego. Drobnoustroje, te sprawy.
W niewielkim korytarzu za drzwiami, tuż obok wyjścia z sali zabiegowej, znajdowało się wejście do pomieszczenia, w którym siedziała Veronique. Bez słowa podsunęła swojej kapitan biały stołek, sugerując jej, by usiadła obok. Na ekranach przed nimi znajdowały się obraz z kamer, dwóch zewnętrznych i jednej endoskopowej. Po jednym ruchu dłoni lekarki aktywował się skaner, wyświetlając stan organizmu Rhamy, który czerwonowłosej absolutnie nic nie mówił. Wykresy, skróty, nazwy które widziała po raz pierwszy i kolory, które mogły oznaczać wszystko. Mogła uczestniczyć w zabiegu, ale nie za bardzo mogła pomóc.
-
To nie powinno zająć więcej, niż pół godziny - uspokoiła ją cicho Vinnet. -
To znaczy, sama wymiana. Potem będę potrzebować kilkudziesięciu minut, żeby to skalibrować z tą częścią wszczepu, której nie zmieniamy i z nim samym. Będzie dochodził do siebie przez kilka godzin, a potem tydzień lub dwa rekonwalescencji. Będą mogli ćwiczyć razem z Adamsem. Może jak będzie miał partnera do rehabilitacji, zacznie ruszać tym kolanem jak należy - uśmiechnęła się do Hawk przez ramię.
Jakby w kontraście do wypowiadanych przez nią swobodnie słów, maszyna przeprowadziła antyseptykę, a na końcu jednego z ramion zalśnił skalpel. Veronique zerknęła na skan, upewniając się, że narkoza jest już pełna, po czym ostrze łatwo i gładko rozcięło skórę Naeema - jakby to była kartka papieru. Pozostałe dwa ramiona rozciągnęły ranę, dając dostęp do zalanego krwią implantu. Widok nie należał do najpiękniejszych, a wiele osób, które nie miały zbyt często do czynienia z jakimikolwiek ranami, mógłby przyprawić o mdłości. Niewiele było po nim widać tak na pierwszy rzut oka, a dla niezaznajomionej z tematem Hawk wyglądał on identycznie, jak pozostałe dwa po wyciągnięciu ich z pudełka.
-
Mhm - mruknęła lekarka sama do siebie, potwierdzając coś, czego już się domyślała. -
Nie musi pani patrzeć. To nie jest najpiękniejsze. Implantów tej wielkości nie da się wprowadzić endoskopowo.