Wyświetl wiadomość pozafabularną
Poczucie czasu kobiety musiało być lepsze niż jego własne, zaburzone przez narkotyk rozpadający się w jego organizmie i oparte zaledwie na mglistych domysłach wyciągniętych ze stanu krwi zakrzepniętej na twarzy oraz niezdjętym pancerzu. Czas w zamknięciu, w surowej, białej szpitalnej klatce, upływał wolniej niż normalnie, ale o ile mogła się pomylić? Dziesięć minut? Trzydzieści? Wystarczający margines błędu, żeby zrzucić opóźnienie Khouriego na problemy w trakcie podróży albo inną, nieprzewidzianą przeszkodę - i niewystarczający, żeby całkowicie go przekreślić. Poczuł iskrę nadziei w klatce piersiowej, ale tym razem ta była inna niż zwykle.
Była blada, przyćmiona. Niepewna. Bo czy mógł mówić o nadziei, gdy obok niej tliło się wahanie czy w ogóle powinni korzystać z tej opcji, nawet gdyby się nadarzyła? Jakaś jego część wręcz skręciła się w sobie, kurcząc. Zawsze myślał, że nadzieja ma dwa ostrza, teraz odkrył trzecie - o wiele łatwiej było podjąć decyzję, gdy myślało się, że ma się tylko jedną opcję. W pewien sposób było to abstrakcyjne odbicie tego o czym wspomniała Maya, gdy rozmawiali o przeznaczeniu i jej rzucaniu się między przeciwników bez wahania.
Gdy odsunęła się o pół kroku, nadal pozostając w zasięgu jego ramion, opuścił dłonie na jej talię, a czoło oparł na chwilę o jej własne. Chłodny dotyk jej skóry był podwójnie kojący dla jego rozgrzanej głowy, pozwalając na kilka uderzeń serca znaleźć ukojenie, gdy mimowolnie obracał twarz ku jej dłoni.
- Nie wiem gdzie jest Reed. Przyglądał się jak jego ludzie mnie obijają, a gdy się obudziłem, nie było go w pobliżu - odparł półgłosem najpierw na jej pytanie o łowcę. Rozumiał jej mętlik i setkę pytań cisnących się na usta - sam w końcu miał ich niewiele mniej, gdy się ocknął. Dla niej niewiedza musiała być równie bolesna. Zamknięta w szpitalnej celi, pozbawiona odpowiedzi i kontaktu z resztą, musiała dopowiadać sobie całą resztę tak jak i on, broniąc się przed zdradziecką wyobraźnią. - Ale Steiger był. Pozwalają nam rozmawiać, bo wie, że pewnie tylko ja mogę cię przekonać. Albo ty mnie.
Odsunął głowę z westchnięciem, również obserwując biotyczkę ze zmęczeniem. Jego wzrok błądził po jej bladej twarzy i po złotych oczach, jakby szukał tam potwierdzenia wszystkiego czego dowiedział się kilka pomieszczeń dalej, jakby próbował zweryfikować liczby przedstawione na datapadzie i czerwony kolor ich komunikatów. Jedna część umysłu zadawała pytanie czy był w stanie zaryzykować stracenie jej i lekarstwa, podczas gdy inna podszeptywała cenę, o której wspomniało narkotyczne wspomnienie w fioletowej sukience.
- Obudziłem się w jego gabinecie, otoczony jego ochroniarzami - kontynuował po dłuższej chwili ze zmęczeniem. - Rozmawialiśmy. Steiger... chce żebyśmy dla niego pracowali. I chyba tylko dlatego nadal nas nie zabił. Mnie.
Czy można było to nazwać rozmową? Dyskusją? Te określenia brzmiały nijako lub zbyt niewinnie w stosunku do przerzucania się z człowiekiem argumentami i oskarżeniami, w kwestionowaniu moralności jego przedsięwzięcia, a ostatecznie i własnych, stojąc w kajdanach na rękach i z krwią na twarzy. Uniósł dłoń do nasady nosa, w odruchowym geście uspokojenia migreny, ale tylko musnął obite płytki chitynowe - nie był to ból na który zaradziłby jakikolwiek masaż, nawet gdyby sam dotyk go nie pogłębiał.
Nawet po rozmowie z Mathiasem nie wiedział czy naukowiec zabiłby Mayę, gdyby odmówił współpracy. Czy próbowałby ją przekonać? Biorąc pod uwagę, że nie dostąpiła zaszczytu spotkania z nim i sam potwierdził, że "nie chciałaby słuchać", nie liczył na to. Czy sięgnąłby po inne formy kontroli? Czy może po prostu faktycznie wykorzystałby ją dla dalszych badań - nie ze złośliwości lub nienawiści, ale zwyczajnej praktyczności i niemarnowania dobrych zasobów do sposobu na pchnięcie projektu o krok dalej?
Jego wzrok prześlizgnął się po złotych tęczówkach, a wcześniejsza iskierka niemal została przyćmiona przez cień bólu.
Biotyczka zapewne wiedziała, że nigdy by tego nie rozważał nawet przez sekundę. Żadne z nich. Oboje mieli swoje różne powody, ale całość problemów sprowadzała się do człowieka skrytego w korytarzu egzotycznej roślinności, jak sam zresztą zauważył wcześniej.
- Pokazał mi twoje wyniki badań - powiedział głucho, odwracając wzrok. - I wyniki jednego z jego ochroniarzy, który też operuje czarną materią. Jednym z badań Castora są biotycy dysponujący twoimi zdolnościami, Maya. Furie.
Opuścił spojrzenie na własne nadgarstki, pocierając nieświadomie obolałe miejsca gdzie odcisnęły się holograficzne więzy. Ból ramion niemal ginął w natłoku pozostałych bodźców cierpienia, ale z jakiegoś powodu nie czuł jakby był wolny. Plasma zniknęła, bo nie była już potrzebna; Mathias znalazł lepsze więzienie.
Dopiero po chwili podniósł spojrzenie rozdartych, zielonych tęczówek, szukając bursztynów Mayi.
- Nigdy bym... - zaczął, ale przerwał, kręcąc głową, nie potrafiąc tego ubrać w słowa. - Steiger... znalazł lekarstwo, Maya. Terapię. Która potrafi wstrzymać postępy twojej choroby, jeżeli to co mówi jest prawdą i nie sfabrykował wyników.