Zadarła wysoko głowę, obserwując zawieszone w powietrzu kawałki skał. Z wysokiego na całą długość ściany okna, rozpościerał się widok na jezioro oraz tańczące nad nim odłamki, których cienie falowały na spokojnej tafli wody. Zatrzymała dłoń na wysokości panelu kontrolnego; wystarczyło wcisnąć przycisk, a szyba zniknęłaby w ramie, wpuszczając do środka powiew świeżego powietrza. Gdyby nie napięty plan dnia, w mgnieniu oka uległaby urokliwemu pejzażowi i spędziła w zawieszeniu oraz rozmarzeniu na tarasie długą - nawet bardzo - chwilę zapominając o bożym świecie.
- To musi być efekt masy, prawda? - spytała, oglądając się przez ramię na stojącego przed lustrem mężczyznę. Mogła powtarzać Tarczansky'emu wielokrotnie, że w garniturze jest mu do twarzy, ale Matthew zawsze tym podobne sugestie zbywał niewybrednym komentarzem. Miał własne teorie na ten temat, z czego większość najprawdopodobniej potrafiałby już cytować z pamięci. Słyszała je niejednokrotnie, właściwie to przed każdym, niekoniecznie większym czy też bardziej znaczącym wyjściem.
Obróciwszy się na palcach, podeszła do kręcącego nosem mężczyzny. Oparła policzek o jego plecy, a czubkiem nosa trąciła wystającą łopatkę. Być może powinna przejąć się faktem, że właśnie w tym momencie gniecie jego perfekcyjnie wyprasowaną koszulę, ale... Cóż. Nie tym razem.
- Podjąłeś już tę arcytrudną decyzję? Mucha czy krawat? - ostatnie słowo, wymruczała w okolicach jego ucha, nie mniej, nim Matthew wykonał najmniejszy ruch w odpowiedzi na jej zaczepki, Iris wycofała się już na odległość ramion i jak gdyby nigdy nic, dopinała do dopasowanej, błękitnej sukni kokardę świadczącą o pozycji honorowego gościa na dzisiejszym bankiecie. Setki, jeżeli nie tysiące drobnych kryształków wplecionych w jedwabny materiał, pobłyskiwało w sztucznym świetle. Na dworze zmierzchało, kiedy wyjdą z apartamentu i dołączą do szanownych gości zebranych w oranżerii zastanie ich wieczór. Ten dawał więc idealną scenerię, aby zabłysnąć.
- Nie krzyw się, proszę. Nie musimy zostawać do końca, choć też nie wypada wyjść przed pokazem świateł... Będzie on niedługo po tym, jak wystąpi śpiewaczka operowa. Powinnam Cię ostrzec, że diwa jest elkorką, bądź wyrozumiały dla arii, którą przyjdzie nam słuchać... - utkwiwszy jasne, jak woda w jeziorze oczy w wyrazie twarzy Matthewa, starała się dostrzec jego reakcję na wieść, jakie go dzisiejszego wieczora czekają atrakcje. Nie zaryzykowałaby stwierdzenia, iż mężczyzna był do nich przyzwyczajony... Raczej oswajał się z faktem, że pewnych rzeczy nie przeskoczy. W tym obowiązków Iris. W zamian, nie miała do niego pretensji, jeżeli na długie godziny znikał na pokładzie Venus, dłubiąc i kręcąc w swoich podzespołach, które w jej skromnej ocenie, wydawały się rozumieć tylko i wyłącznie jego.
Dopiąwszy kolczyki, zwróciła się ze sznurem pereł w stronę Tarczansky'ego.
- Mogłbyś mi pomoc?