Funkcjonariusz, który siedział w tak zwanej recepcji czy jakkolwiek inaczej nazwać można było miejsce z pojedynczym biurkiem i laptopem na nim, wstał niemalże w panice i dobiegł do drzwi. Był to turianin w standardowym mundurze Służb Ochrony Cytadeli.
-
Cholera jasna - postukał ręką w kontrolkę, włączył omni-klucz i grzebał przez chwilę przy drzwiach nie zwracając w ogóle uwagi na stojących w pomieszczeniu
Kiru, Szeola i Wayrę. Po dłuższej chwili jednak się poddał i z rezygnacją opuścił ręce. -
Proszę zachować spokój i pozostać na miejscach.
W tym samym momencie odezwał się komunikat w jego omni.
-
Tak. Jasne. Rozumiem - krótkie odpowiedzi, które każde z nich słyszało niewiele mogły wnieść do oceny obecnej sytuacji. Jedno natomiast było pewne, nikt nie był w stanie wydostać się stąd na zewnątrz. To prawdopodobnie była dobra wiadomość, biorąc pod uwagę fakt, że za głównym wejściem, w głąb korytarza znajdowało się kilkanaście, może kilkadziesiąt cel, w któych siedzieli potencjalnie niebezpieczni osobnicy. Turianin odwrócił się w stronę zebranych i przetaksował spojrzeniem stojącą trójkę. -
Potrafcie posługiwać się bronią?
Jakby w myśl tego pytania z głębi korytarza naprzeciwko dosłyszeć można było krzyki przerywane pojedynczymi seriami wystrzałów. Cokolwiek działo się w areszcie, nie brzmiało to dobrze. Funkcjonariusz najwyraźniej nie był fanem stosowania jakichkolwiek praktyk zabezpieczających, sięgnął do szafki z bronią i wyjął z niej karabin jednocześnie pozwalając najemnikom dobyć własnej broni.
-
Cele są otwarte, wszystkie systemy bezpieczeństwa padły, zaraz zbiegnie nam się tutaj połowa z aresztowanych - powiedział i przeładował broń sprawdzając jednocześnie czy jej systemy działają poprawnie. -
Więc jeśli chcecie przeżyć, proponuję ustawić jakąś barykadę.
Niewiele myśląc ruszył do ustawiania biurka w poprzek wejścia do korytarza. Z głębi zaczęły do nich dochodzić coraz wyraźniejsze okrzyki, przekleństwa i strzały, po jakiś dwóch minutach z wnętrza aresztu wybiegło kolejnych trzech funkcjonariuszy. Dwóch ludzi i kolejny turianin. Przeskoczyli oni przez biurko i dysząc ciężko schowali się za osłoną, ręką wskazując pozostałym aby natychmiast uczynili to samo.
-
Jak sytuacja? - zapytał ten, który był z nimi cały czas na posterunku.
-
Chujowo. Wszystkie cele otwarte, część z więźniów dopadła do nas kiedy byliśmy na obchodzie, nie spodziewaliśmy się. Wiks i Gario nie żyją. W naszą stronę idzie czterech uzbrojonych więzniów z dwunastki, trzynastki i osiemnastki - zrelacjonował na szybko jeden z ludzi, wyższy blondyn o niebieskich oczach. Nad ich głowami w tym samym momencie przeleciało kilka pocisków.
-
Pieski, pieski, hau, hau hau. Buda! Widzę wasze głowy - kobiecy głos odezwał się z końca korytarza, a jej słowa zostały skwitowane salwą śmiechu jej współtowarzyszy. Chociaż żadne z nich nie widziało kobiety, więc nie mogło przyporządkować twarzy do głosu, to pewne było, że nie jest ona do końca zdrowa psychicznie. Jakby na potwierdzenie tych domysłów kolejna salwa strzałów odbiła się od ściany za ich plecami. -
A może wy jesteście kotami? KICI KICI skurwysyny.
Belowi odpowiedziała jedynie głucha cisza, kiedy wyjrzał na zewnątrz mógł dostrzec, że naprzeciwko oraz obok niego po kolei otwierają się wszystkie cele. Jednocześnie, jakby na zawołanie zaczęły wyłaniać się z wnętrza najpierw głowy, uważnie obserwując otoczenie dookoła, potem całe sylwetki. Marab mógł spokojnie dostrzec przedstawicieli niemalże każdego znanego mu gatunku w galaktyce. Obok niego z lewej strony z celi wyszedł kroganin, który stanął na środku korytarza, rozejrzał się i z dzikim wrzaskiem na kształt "dorwę cię Wagar ty chuju" przebiegł niemalże po salarianinie odrzucając go z impetem na ścianę. Momentalnie dookoła zapanował chaos. Ktoś krzyczał, ktoś inny śmiał się jak opętany, gdzieś nawet były słychać histeryczny płacz. W oddali Bel usłyszał dźwięk wystrzałów. Zza rogu wypadło i biegło wprost na niego kilku skazanych, jakiś batarianin, dwóch ludzi, jeden turianin i jedna asari. Ta ostatnia w ułamku sekundy odwróciła się i posłała biotyczną kulę w, jak się po chwili okazało, goniących ich funkcjonariuszy SOC. Bel mimowolnie musiał cofnąć się do tyłu, asari minęła go wyciągając w jego stronę rękę i w ułamku sekundy złapała go za nadgarstek i pociągnęła za sobą.
-
Biegnij żabko - krzyknęła ciągnąc go za sobą. -
Na litość bogini, biegnij bo ci łeb odstrzelą.
Puściła go dopiero w momencie, kiedy skręcili za kolejny róg i zaczęli zbiegać po schodach.
-
Tesseia, musimy dotrzeć do stołówki, niedaleko jest cela szefa - biegnący z nimi batarianin odezwał się do asari równając się z nią i Marabem. -
Co to jest?
Zmierzył wzrokiem salarianina a jego twarz wykrzywiła się w oceniającym spojrzeniu.
-
Walało się po drodze to zabrałam, dobrze mu z oczu patrzy - powiedziała zatrzymując się na półpiętrze oglądając się za siebie i nasłuchując. Nie dochodziły do nich żadne dźwięki pościgu za nimi, więc zwolnili nieco kroku.
-
Mark, sprawdź co przed nami - powiedziała Tesseia zwracając się do jednego z ludzi. Ten był wysoki, dobrze zbudowany, a każdą niemalże cząsteczkę ciała, poza twarzą pokrywały mu tatuaże. Mark skinął posłusznie głową i ruszył w dół na zwiad. Wrócił po jakiś dwóch minutach, które wydawały się trwać całą wieczność.
-
Na dole przed wejściem leży trup SOC. Może uda nam się dojść do kantorka i zgarnąć stamtąd jakiś sprzęt - powiedział i poprowadził ich na dół. Zgodnie z jego słowami u podnóża schodów w kałuży krwi leżały zwłoki człowieka odzianego w mundur służb. Tessia kopniakiem poruszyła zwłoki przyglądając się im przez chwilę, po czym przekroczyła martwe ciało i ruszyła w stronę otwartych drzwi. Kiedy zajrzeli do środka ich oczom ukazał się widok poprzewracanych stolików i krzeseł ze stołówki. Po przeciwnej stronie pomieszczenia, kilku więźniów chowało się za identycznymi barykadami z wyposażenia, natomiast po ich stronie za stołami kryło się trzech uzbrojonych funkcjonariuszy SOC, którzy, póki co, nie zdawali sobie sprawy z ich obecności.
Wyświetl wiadomość pozafabularnąDeadline: 05.07 (poniedziałek) godz. 13:00