Podobnie jak poprzednio i tym razem porucznik nie przerywał nikomu i czekał na wypowiedź wszystkich członków ekipy, przyglądając im się uważnie. Oceniał? Analizował? Ciężko było wyczytać cokolwiek w jego wiecznie zmrużonych, ciemnych oczach. Jedynie słuchając Skaxa przekrzywił głowę, podniósł dłoń do brody i potarł szczeciniasty, krótki zarost jakby z zamyśleniem. Widząc, jak Striker wyciąga swojego papierosa pchnął w jego kierunku po blacie stołu kubek ze swoim niedopałkiem i skinął porozumiewawczo, po czym westchnął i odezwał się w zapadłej po pytaniach Karajeva ciszy. Jego oczy znów spoczęły na Skaxie.
-
No cóż, nie można nas określić mianem zgranego oddziału komandosów, ale darowanemu koniowi się nie zagląda tam, gdzie nie wypada. Osobiście nie mam nic do quarian, ale... - wyciągnął wskazujący palec i wycelował nim w Skaxa -
obawiam się ryzyka jakie ze sobą niesie twoje uczestnictwo w misji. Jeden zabłąkany postrzał może wyeliminować cię i zredukować naszą liczebność. Jesteś pewien, że chcesz się w to pakować, chłopcze? - jego wzrok przesunął się na asari i zatrzymał na niej na chwilę -
I chciałbym, żebyśmy się w jednym rozumieli. Jesteście tymczasowo w strukturach wojska Przymierza. Jak mi coś nie będzie pasować to kopa w tyłek i wracacie do mamusi.
Zeskoczył ze stołu, aktywował ponownie swój omni i kilkoma ruchami palca wywołał na nim informacje o jakiej planecie i zerkając na wyświetlacz wrócił do tematu odprawy.
-
Dobra, wystarczy tych pogaduszek w klubie Anonimowych. Konkrety i odpowiedzi, sierżancie Karajev. Ja lecę z wami jako dowódca. Lecimy na Kiseroi w układzie Neidus. Nie ma tam przekaźnika i jest to takie zadupie że ptaki na plecach latają żeby nie patrzeć na ten syf - i jak do tej pory nie było komunikatów o żadnych ruchach flot czy czegokolwiek. Raz w miesiącu ląduje tam statek transportowy dowożący prowiant i tlen, poza tym pies z kulawą nogą tam się nie pojawia. We wcześniejszych przekazach ośrodek nie raportował niczego niepokojącego, choć zagrożenia chemicznego wykluczyć nie można. Co do biologicznego... Tamtejsze żyjątka trzymają się raczej swoich stref choć jest tam kilku stawonogich przyjemniaczków łażących w poszukiwaniu pokarmu. Takie... zmutowane kraby wielkości Mako. Po tym jak działka kilku ciekawskim przysmażyły nieco pancerzyki, jak do tej pory omijały bazę, ale też nie można wykluczyć ich udziału. Skaczemy do Tassrah w Masywie Feniksa, potem czeka nas chwila drogi na FTLu. - Podniósł wzrok, zerknął na Karajeva i uśmiechnął się krzywo -
Spodoba ci się tam, sierżancie. Można sobie pięknie wymrozić tyłek. Czyli uwaga do wszystkich - omiótł pozostałych spojrzeniem -
Proponuję sprawdzić pancerze, zwłaszcza systemy ogrzewania i filtry. Atmosfera nie jest zdrowa do oddychania, a tam, gdzie lądujemy panują tropikalne 2 stopnie Celsjusza. Sama baza jest wyryta w skale, w pobliżu komina termalnego, czyli w środku będzie cieplej i będzie czym oddychać, ale najpierw musimy sprawdzić budynki i baraki na powierzchni zanim wejdziemy do środka. Mamy pilota - wskazał na turiankę -
więc nie będziemy zabierać ze sobą żadnej cip... ciamajdy z Floty. Mam nadzieję, że latałaś Kodiakiem? - uniósł brew czekając potwierdzenia lub zaprzeczenia, po czym kontynuował -
Stacja to dwa piętra pod ziemią, kilka baraków - głownie magazynów sprzętu i pojazdów na powierzchni. Ma dwa wejścia. Wschodnie to hangar i lądowisko, zachodnie to garaże i baraki. Do tego dwa działa p-lot i centrala komunikacyjna na szczycie góry. Załoga stacji to osiemnastu naukowców, garstka mechaników i techników i sześciu ludzi do ochrony całej tej menażerii. W sumie jakieś sześćdziesiąt osób, a placówką dowodzi prof. Alvar Hanso jeśli miałoby dla kogoś z was jakieś...
Przerwał mu trzask głośnika interkomu umieszczonego nad drzwiami. Trzask powtórzył się ponownie - jakby na złączach energetycznych pojawiło się spięcie, ale zaraz umilkł, zastąpiony żeńskim głosem nadającym krótki komunikat.
-
Gotowość do skoku za... Trzy. Dwa. Jeden.
Komunikatowi towarzyszyła zmiana dźwięków wydawanych przez statek. Cichy syk pompowanego chłodziwa i lekko tylko słyszalne mruczenie generatorów zmieniły się nagle w przeciągły, wznoszący się, mechaniczny jęk mechanizmów statku. Pokład przebiegły zdecydowanie wyczuwalne wibracje, gdy rdzeń napędu kumulował w sobie energię by wystrzelić ją już po chwili krótkim, nawet nie sekundowym impulsem, który był nie tyle słyszalny, ale
odczuwalny niemal każdym nerwem, każdą kostką ciała, rozlewając się nieprzyjemnym mrowieniem i statyczną elektrycznością na chwilę przenikającą ciała. Jakiś element konstrukcji rozjęczał się rezonansem, a statkiem szarpnęło, gdy generatory pól inercyjnych przez chwilę zdawały się przegrywać walkę z gwałtownie narastającym przyspieszeniem.
Chennai skoczył przez przekaźnik.
-
Kurwa, za każdym razem to samo. Chyba się nigdy nie przyzwyczaję - warknął porucznik, ale w jego głosie nie było złości. -
Ta łajba nadaje się chyba tylko na złom, a nie żeby ludzi wozić. -skrzywił się, po czym podjął przerwany wątek -
Jak widzicie Chennai ma tylko szkieletową obsadę, żeby w razie potrzeby móc ewentualnie ewakuować cywili z Kiseroi. Przy odrobinie szczęścia lądujemy, wypytujemy co się stało i odlatujemy. Jeśli szczęścia nie będziemy mieli, musimy przeczesać ośrodek. Jeśli nie ma więcej pytań, zostawię was samych, mesa jest do waszej dyspozycji. W lodówkach i szafkach jest żarcie, choć na frykasy nie liczcie, w kranach jest woda, a jak ktoś chce się zdrzemnąć to też znajdzie się miejsce. Będę na mostku, przyjdę po was, gdy będziemy dolatywać na miejsce. -
Raz jeszcze obrzucił grupę spojrzeniem, po czym skierował się do wyjścia.
Wyświetl wiadomość pozafabularnąDeadline: 12.11. (piątek) EOD