DRUŻYNA ALFA
Tymczasowo spacyfikowani cywilni pracownicy stacji pod dowództwem Fulvinii ruszyli do wahadłowca. Szybko w ich dłoniach pojawiły się nawet jakieś narzędzia, wygrzebane z niewielkiego schowka w wahadłowcu, ktoś inny ruszył biegiem do pakunków zgromadzonych w kącie hangaru i wrócił z paroma sztukami szczypiec, uniwersalnych kluczy nastawnych i niewielką piłką do metalu które również poszły w ruch, a do wyselekcjonowanej przez Fulvinię trójki mężczyzn dołączyła jeszcze dwójka - mężczyzna i kobieta - uwolnieni przez Ishę na pokładzie wahadłowca. Krzyki i nawoływania w większości umilkły, cywile mając konkretne zadanie i zmotywowani wizją zbliżających się posiłków przeciwnika dość gorliwie zabrali się do oczyszczania pokładu wahadłowca z niepotrzebnych elementów wyposażenia, a pozostali na płycie lądowiska odciągali odkręcone, odcięte i czasem wręcz oderwane sprzęty w jedno miejsce pod ścianą. Stopniowo przestrzeń pasażerska powiększała się, a wokół wahadłowca pojawiały się fotele, metalowe poręcze, kilka niewielkich, zamkniętych skrzynek, niektórzy - co bardziej gorliwi - zaczęli wyrywać nawet z wnętrza wahadłowca jakieś panele z elektroniką. Jeden z “czyścicieli” pojawił się nawet w kokpicie, krytycznie oceniając jego zawartość i chyba przymierzając się do jednego z foteli pilotów, ale po chwili machnął ręką i dołączył do pozostałych, pracujących w przestrzeni pasażerskiej.
Fulvinia, zajmując miejsce obok Ishy starając się zorientować w rozmieszczeniu przyrządów i ekranów, by po chwili zacząć uruchamiać potrzebne systemy i w przyspieszony sposób przejść najważniejsze kroki procedury przedstartowej. Wahadłowiec był sprawny, wskaźniki paliwa oscylowały około 70% maksymalnej pojemności - wystarczająco dużo by móc przez dłuższy czas swobodnie latać, ale z taka ilość z pewnością zwiększała masę startową promu. Być może dobrym pomysłem byłoby odpompowanie jego nadmiaru, choć tak naprawdę nie wiadomo było ile go będą potrzebować. Poza tym - zajęłoby to dodatkowy czas, o ile naturalnie udałoby się zidentyfikować i znaleźć odpowiedni sprzęt, który gdzie jak gdzie, ale gdzieś w hangarze musiał się znajdować.
Isha z kolei bezceremonialnie dobrała się do nadajnika radia, odpowiadając na wezwanie batarian. Jej odpowiedź może nie była udzielona do końca w ten sposób, którego się spodziewali, dość, że gdy przerwała na chwilę swój monolog, zanosząc się śmiechem, głośnik warknął w odpowiedzi.
-
Kto to mówi!? - chropawy głos przerwał śmiech asari -
Zidentyfikuj się!
Gdy Isha pospieszyła z kolejną odpowiedzią, strzelając słowami jak pociskami z karabinu, głośnik w połowie jej zdania trzasnął lekko, a umieszczona koło niego kontrolka aktywnego połączenia zgasła informując, że ktoś po drugiej stronie łącza zdecydowanie nie miał zamiaru wysłuchiwać jej obelg i naigrywania się.
Striker, zameldowawszy swoje działania Viktorowi, ruszył w kierunku windy i na górę, docierając w końcu do transportera. Sama maszyna wyglądała tak samo, jak ją wcześniej zostawili - nie wyglądało na to, żeby ktoś przy niej coś majstrował. Obchodząc ją wokół dostrzegł, że wciąż jest podłączona dwoma grubymi kablami do styków energetycznych w ścianie garażu, a chwilę później okazało się, że właz prowadzący do wnętrza kabiny nie był zamknięty na żaden zamek. Po ponownym - przyspieszonym z racji upływającego czasu - sprawdzeniu maszyny operator wskoczył do środka. Kabina przedzielona była metalową ścianą na dwie sekcje - niewielka sterówka mogąca pomieścić góra cztery osoby miała grube uszczelki wokół drzwi i okien i sprawiała wrażenie hermetycznej, co potwierdzały widoczne kontrolki wskaźników i regulacji składu atmosfery. Znajdująca się za zaopatrzoną w niewielkie okno ścianą tylna część pojazdu była co prawda chroniona dachem przed śniegiem czy wiatrem, ale brak foteli, liczne prześwity i okna bez szyb nie pozostawiały złudzeń - była to przestrzeń ładunkowa i podróż w niej bez skafandra czy pancerza mogłaby nie należeć do najzdrowszych. Jedyną aktywną w tym momencie kontrolką był wskaźnik ładowania akumulatorów transportera - wskazywał on 100%, lecz gdy Striker nacisnął przycisk startera, maszyna pozostała niema i głucha. Poświęcił kilka chwil na odnalezienie stacyjki lub jakiegoś ukrytego włącznika, a olśnienie przyszło dopiero po chwili - tuż pod umieszczoną na środku deski rozdzielczej konsoletą z trzema wyświetlaczami odnalazł czytnik kart, który potraktowany kartą LaRue, obudził maszynę do życia. Monitory rozbłysły wyświetlając stan maszyny i wykonując jej szybką diagnostykę - jedynym odchyleniem od normy było o 30% niższe niż w pozostałych ciśnienie w jednym z przednich kół, poza tym maszyna była gotowa do drogi.
DRUŻYNA BETA
Szybkie przeszukanie Batrix zaowocowało znalezieniem przyczepionego do paska jej spodni i ukrytego pod połą fartucha transmitera - nie był to komunikator głosowy, ale Karajev rozpoznał urządzenie. Podobne znajdowały się często w wahadłowcach czy w wojskowych pojazdach naziemnych i umożliwiały transmisję różnorakich sygnałów - lokalizacji użytkownika, sygnałów detonatora bądź strumienia przechwyconych danych z terminali lub sieci komputerowej. Znaleziony przez sierżanta transmiter był wciąż aktywny - jego niewielki wyświetlacz pokazywał połączenie zarówno z siecią wewnętrzną, jak i z docelowym odbiornikiem, a zasięg sygnału połączenia zewnętrznego oscylował w mniej-więcej ¾ skali. Jednak w momencie, gdy już trzymał transmiter w dłoni i starał się dociec z czym lub z kim urządzenie się komunikuje, połączenie docelowe zostało nagle zerwane - moc sygnału spadła do zera, a na wyświetlaczu pojawił się komunikat o utraconym łączu.
Wróciwszy do terminala przy którym wcześniej siedział Karajev podłączył ponownie swoje omni, ale profesor jeszcze przez kilka chwil nie reagował na jego polecenia. Blady, wciąż kurczowo trzymając się poręczy swojego fotela siedział jak woskowa figura, wpatrując się rozszerzonymi oczyma w wijącą się z bólu na podłodze Beatrix i podchodzącego do niej Skaxa.
-
To jej wina... - szepnął w końcu takim tonem, jakby odkrył wyjaśnienie jakiegoś niezmiernie istotnego problemu naukowego -
Ale dlaczego? Ufałem jej jak własnej siostrze...
Skax zajął się panią doktor. Nie był delikatny w tym co robił, ale - zgodnie z poleceniem Viktora - nie zależało też mu na tym za bardzo. Miał zatamować krwawienie i utrzymać Cloutier przy życiu. Gdy omni-żel zaczął działać, krzyki i jęki kobiety ucichły, w końcu leżała na podłodze nieruchomo, z zamkniętymi oczami, płytko łapiąc powietrze. Jeżeli nawet słyszała to, co się wokół niej działo, nie dawała po sobie poznać - była bezwładna jak nieprzytomna i jeżeli taki stan miał się utrzymać dłużej, a planowali ją zabrać ze sobą, było oczywistym, że będą musieli ją nieść. Nie tylko z powodu tego omdlenia czy otępienia - jej obrażenia nie wskazywały na to, żeby kiedykolwiek w przyszłości mogła na własnych nogach nie tylko “zatańczyć foxtrota”, ale w ogóle chodzić.
Alvar, przywołany do rzeczywistości przez Karajeva, zamrugał gwałtownie jakby obudził się z jakiegoś letargu. Zerknął na sierżanta, mruknął coś niewyraźnie, po czym odwrócił się do terminala obserwując przez chwilę czerwony komunikat błędu. Szybko wstukał kilka komend, pomrukując z irytacją.
-
Wprowadziła własną blokadę... Spróbuję ją obejść... - urywanymi zdaniami komentował na bieżąco swoje poczynania, co kilka chwil zerkając przez ramię na Cloutier i opatrującego ją quarianina -
A może komenda priorytetowa... Dobra, mam to.
Na ekranie ponownie pojawił się licznik czasu pozostałego do zakończenia zrzutu danych, a omni sierżanta potwierdziło postęp transmisji. Hanso przez dłuższy czas jak zahipnotyzowany obserwował powoli rosnący pasek postępu, myślami błądząc jednak zupełnie gdzieś indziej. Po jakimś czasie jednak odwrócił głowę w kierunku Viktora i wpatrzył się w szybę jego hełmu.
-
Te ładunki nie wystarczą - odezwał się niezbyt głośno, ale w ciszy pomieszczenia jego głos był przez wszystkich doskonale słyszalny -
Jeżeli tu wylądują, złożą Strzałę tak samo jak my odbudowaliśmy prototyp z Ilos. Ponawiam swój pomysł, sierżancie - trzeba uruchomić główny prototyp i naładować go do pełna. Niestabilność jest efektem rezonansu falowego pól energetycznych, w odpowiednich warunkach będzie niemożliwa do zatrzymania. Kiedyś nawet dla zabawy robiłem obliczenia... - jego wzrok znów spoczął na monitorze, a palce błyskawicznie zatańczyły na klawiaturze. Pasek postępu kopiowania zniknął z ekranu, zastąpiony jakimś wielostronicowym dokumentem upstrzonym skomplikowanymi wzorami matematycznymi, wykresami, diagramami i analizami widm falowych. Po chwili poszukiwań Hanso wskazał palcem jakiś wynik obliczeń.
-
Jeśli mnie matematyka nie zawiodła, to rezonans może doprowadzić do zaburzenia równowagi i gwałtownego uwolnienia energii, a jeżeli obejmie zgromadzone tu piezo to... No, szacunkowo mi wyszło nieco ponad 450 teradżuli - zerknął znów na Viktora, poprawiając okulary na nosie -
Zakładam, że uczył się pan ludzkiej historii? Pierwsze bomby projektu Manhattan mogły uwolnić około 80 teradżuli energii. Robi wrażenie, prawda? Ale na to niestety potrzeba czasu. Pełne ładowanie to jakieś 10 - 15 minut. Tak zakładam, bo nigdy do pełnej niestabilności nie dopuściliśmy. Nie wiem jak szybko sprawa potoczy się dalej, no i... ktoś musi pilnować, żeby automatyczne blokady nie odłączyły prototypu. Po przekroczeniu wartości krytycznej nastąpi reakcja łańcuchowa i zamiast stacji i najbliższej okolicy będzie spora dziura... - zamilkł na chwilę, pocierając dłonią czoło -
To chyba jednak nie jest najlepszy pomysł.
Licznik czasu na monitorze pokazywał 3 minuty do zakończenia zrzutu danych.
Wyświetl wiadomość pozafabularnąZ racji majówki deadline wydłużony do 3.05.2022 (Wtorek) EOD
Wyświetl wiadomość pozafabularnąJeśli ktoś byłby zainteresowany ciekawostkami, ok 630 TJ energii to teoretyczna siła eksplozji 150 kiloton (TNT) głowicy jądrowej pocisku Cruise. Pierwsze bomby projektu Manhattan dysponowały mocą:
- Gadget - zakładana moc 500 TNT, efektywna - 18.6 kt TNT (83 TJ)
- Little Boy - w/g różnych źródeł od 15 do 16 kt TNT (63-67 TJ)
- Fat Man - 21 kiloton TNT (88 TJ)
Do wyliczeń używa się tzw. "równoważnika trotylowego", gdzie 1 gram trotylu uwalnia przy wybuchu od 4100 do 4600 dżuli energii – przyjęto umownie, że jest to dokładnie 4184 J (i kolejna ciekawostka - 1 tona trotylu to 1*10^9 kalorii - czyli 1 gigakaloria).
Jeśli ktoś chciałby zobaczyć symulacje zasięgu rażenia wybranych głowic w swojej rodzinnej miejscowości, polecam
https://nuclearsecrecy.com/nukemap/#
Z cyklu "Cytadela uczy i bawi", czytała Krystyna Czubówna.