Statki kosmiczne oferowały zapierające dech w piersiach widoki gdy podróżowało się przez wieczną pustkę. Lądowanie na powierzchni planety było jednak szybkie, niemal wystarczyłoby, by mrugnęła, by ominąć piękne oceany Virmiru, nad którymi przeleciał Cień Epirusu. Korweta zawisła nad lądowiskiem, pozwalając, by silniki korekcyjne wprawiły ją na odpowiedni tor lotu. Okrętem wstrząsnęło, gdy osiadł na twardej powierzchni, przypominając o tym, jak wiele wygodnie
jsze było dokowanie gdy na przeszkodzie nie stała ciążąca im grawitacja.
-
Przydałyby mi się wakacje - mruknęło drugie Widmo, gdy śluza wypuściła ich na zewnątrz. Twarz Östberg musnęła morska bryza i przyjemny, chłodny wiatr, kontrastujący z upalnymi promieniami słońca. W tle słyszała szum oceanu i odgłosy przyrody lokalnej fauny. Gdzieś w dole, dziesiątki, a może setki metrów pod ich stopami, fale rozbijały się o skalisty klif, na którym umieszczona była baza.
-
Państwo Widma, och, najmilsze spotkanie, wiele uprzejmości z mojej strony! - usłyszeli krzyk lecącego ku nim przewodnika. -
Kadim, jakże miło poznać, Widma Rady zawsze są mile widziane na planecie... no, z wyjątkami, rozumiecie.
Salarianin miał na sobie bardzo luźny, turystyczny wręcz strój. Na czole nasunięty miał daszek ewidentnie ludzkiej produkcji. Niektóre guziki jego uniformu były rozpięte, pokazując, że wygodę stawiał ponad oficjalnym umundurowaniem. Nie był uzbrojony, nie miał nawet generatora tarcz przy swoim pasku.
-
Statek wraca na orbitę, jeśli zrozumiałem dobrze waszych operatorów - mruknął Kryik, łącząc się z autopilotem z pomocą swojego omni-klucza. Kadim ochoczo skinął głową, potwierdzając, po czym skierował ich w stronę wejścia do środka kompleksu.
-
Niestety, brak miejsca dla naszego promu! Rozgośćcie się, drodzy państwo. Valor jest dostojną placówką, a brak nam gości takiego szczebla, jak same Widma! - trajkotał, gdy przechodzili przez drzwi.
Wnętrze kompleksu było klimatyzowane, sprawiając, że mogli począć się jak na pokładzie statku, który opuścili - zamiast w tropikalnym, wilgotnym klimacie na zewnątrz.
-
Doceniam propozycję, Kadim, ale trochę nam się tutaj śpieszy - odrzekł z niezadowoleniem turianin, zerkając na przewodnika, który ze skruchą na twarzy pokiwał głową na znak zrozumienia. -
Miał nas stąd zabrać prom do obozu salarian. Kiedy mamy się go spodziewać?
-
Panie Widmo, właśnie wyleciał! - odparł rezolutnie Kadim, sprawdzając na omni-kluczu komunikat, który otrzymał w tej samej chwili. -
Niestety, musiał zaczekać, aż wasz statek zwolni miejsce na lądowisku. Valor nie jest przystosowany do intensywnego ruchu. Najmocniej przepraszam, za niedogodność.
Ku frustracji widocznej gołym okiem na twarzy Deriusa, Kadim oprowadził ich po części wspólnej placówki.
Była dość schludna, choć na swój sposób uboga. Sprzęt, który napotkała Emilia, był często przestarzały, choć zadbany. Plątający się po korytarzach ludzie byli w głównej mierze młodymi studentami wszystkich ras, z identyfikatorami przypiętymi do ich koszulek, czy nawet sukienek. Jeśli badania nie wymagały od nich ochronnej odzieży, wszyscy ubierali się wakacyjnie, konsumując lunch w części wspólnej lub dyskutując między sobą na temat swoich wyników badań.
Gdy prom zbliżał się do lądowania, ku protestom Kryika, Kadim zabrał ich na lody. Gdy stali w części widokowej, spoglądając na bezmiar oceanu i delikatną linię horyzontu, w którym woda stykała się z niebem, opowiadał im o pracy, jaką wykonują w tym miejscu i gawędził, w swoim zwyczajnym, przyśpieszonym metabolicznie trybie wystrzeliwania zdań jedno po drugim.
Kadim wreszcie podskoczył, gdy jego omni-klucz piknął. Derius wyrzucił kubeczek po swoich dekstro lodach do śmietnika, kiwając głową w kierunku Emilii, śpiesząc do wyjścia zaraz za rozemocjonowanym technikiem. Gdy z powrotem wyszli na zewnątrz, ich twarze uderzyło gorące, wilgotne powietrze. Na jasnym lądowisku, które teraz, gdy nie przysłaniała go korweta, prezentowało się w pełnej krasie, stał elegancki prom. Smukły, połyskujący w słońcu, czekał na nich z otwartymi drzwiami wraz z siedzącym na miejscu pilota salarianinem.
Wyświetl uwagę Mistrza Gry[h3]SPOSTRZEGAWCZOŚĆ[/h3]
50%
0
[h3]INTUICJA[/h3]
A<10%<B<70%<C
1
ale ma pani pajęczy zmysł omg
Dzień był piękny. Wiatr muskał twarz i mierzwił włosy, powodując, że nawet najpoważniejsza osoba w takiej sytuacji nie potrafiłaby się powstrzymać od uśmiechu. Ptaki w oddali, jakiekolwiek by nie były na tej obcej planecie, ćwierkały wesoło, celebrując życie, którym wydawał się tętnić Virmir. Östberg mogła bez problemu dostrzec, dlaczego tak wiele frakcji biło się o możliwość założenia osady w tym małym kręgu nieba. W porównaniu do planet takich jak Mars, którego ludzie uparcie usiłowali nagiąć do swej woli i wprowadzić w strefę życiodajności, czy Tuchanki, zniszczonej latami wojen, Virmir był właśnie tym niebem - rajem, którego każdy chciał kawałek dla siebie.
Ale ten raj miał skazę. Pojawiła się niczym natrętna myśl w tyle głowy, jak słowo na końcu języka, które umyka pamięci. Obraz, który Emilia miała przed oczami, wydawał się wspaniałą układanką, w których dostrzegała, że jeden z puzzli wsadzony był nieprawidłowo - nie wiedziała tylko który, ani w jaki sposób.
-
Wszystko w porządku? - spytał Derius, gdy odruchowo, machinalnie, chwyciła go za ramię, przytrzymując w miejscu. Nie wiedziała
co było nie tak, ale czuła gęsią skórkę na swoim ramieniu. Mogła usiłować zbyć to na karb swojego nabytego w ostatnim czasie PTSD, czy nadwrażliwości po powrocie do misji po tak długiej przerwie, ale wiedziała, że powinna zareagować, nim będzie za późno.
-
... no więc, nazywamy je perliczki. Oczywiście fantazyjna nazwa, musicie się państwo ze mną zgodzić. Wydaje mi się, że pochodzi od ziemskiego ptaka, który.... Ach, wybaczcie! - Kadim zatrzymał się, gdy mu to nakazała. Jego twarz wyglądała na strapioną. -
Czy coś powiedziałem złego? Koledzy mówią mi, że mówię za dużo, rozumieją państwo, ale...
Jego twarz na chwilę zniknęła wraz z resztą świata w oślepiającej bieli, a słowa utonęły w huku. Fala gorąca uderzyła w twarz Emilii, a potężna siła zbiła ją z nóg, posyłając do tyłu, boleśnie obijając o ścianę obok wejścia do środka kompleksu. Przez fragment sekundy, jej umysł nie próbował złożyć z tych wrażeń sensownej całości - skupił się na bólu potylicy, na pieczeniu gorącej fali na jej policzkach, dudnieniu w uszach.
Umysł skupił się na przetrwaniu.
Gdy zmusiła się do uchylenia powiek, dostrzegła, że świat wokół był czarny jak sadza. Błękitne niebo przykrył otaczający ich wokół dym, którego zapach wdzierał się w nozdrza. Wokół zniszczonego promu szalały płomienie, w których trzasku niknęły przeraźliwe wrzaski Kadima. Tona szrapnelu wystrzeliła w ich stronę w chwili eksplozji - niektóre, większe kawałki minęły jej głowę zaledwie o centymetry. Inne, mniejsze, zatrzymały jej tarcze. Poza szokiem i lekkim obiciem sobie pleców, nic jej nie było - podobnie jak siedzącemu obok Deriusowi, którego zatrzymała w porę. Turianin rzucił się naprzód, odciągając ich przewodnika do wyjścia. W jego nodze wbity był kawałek stali, lecz gdyby nie powstrzymała go przed podejściem bliżej, spotkałby go znacznie gorszy los.
Przez okno płonącego promu dostrzegała martwe ciało pilota, przypominające figurę z czystego węgla.
-
Znikamy do środka! - krzyknął do niej Derius, przerzucając sobie ranne ciało technika jak szmacianą lalkę przez ramię. Wyciągnął ku niej rękę, jeśli potrzebowała oparcia by wstać, nim ruszył do środka ośrodka, w którym natychmiast zapanował chaos.