Wyświetl wiadomość pozafabularną
Ciężko było określić reakcję Newmana, jeśli w głównej mierze była to cisza.Mężczyzna wcześniej skory do odpowiadania na ich pytania, komentarze, a nawet wyzwiska, tym razem nie sięgnął po komunikator by od razu nadać swoją wiadomość zwrotną. Czymże miałby wypełnić tę pustkę?
Kittyhawk, brzmi chujowo, nie jesteście trochę za pesymistyczni?
-
Mam wrażenie, że oni o tym wiedzą. - Komunikator, wypełniony naturalnym szumem ich połączenia i zakłóceniami wywołanymi przez rdzeń, przekazał im wyzbyte emocji zdanie, w którym z trudem mogliby dosłyszeć lekkie drżenie w głosie Newmana. -
Starałem się zrobić wszystko co... Poruszyłem niebo i ziemię, i... Kurwa, Red Sun, wydaje mi się, że to przemieszczenie statków, które organizuje wojsko, to selektywna ewakuacja.
Rdzeń błysnął ostrzegawczo, gdy Mila podeszła do niego ze złej strony. Przypominał coś żywego - nieokiełznaną siłę, która czekała, by móc wydostać się z wnętrza swojej klatki. Coś
żywego, choć w zupełnie innej kategorii niż życie, które znali ze swojej codzienności.
-
Nie lecą do Przekaźnika, ale... niektóre statki nie zatrzymały się po drugiej stronie planety, jak głosiły rozkazy. Lecą do rubieży systemów. Z dala od Psyche, z dala od przekaźnika.
Podróż między układami kosmicznymi bez użycia Przekaźnika była możliwa - po prostu cholernie długa i zasobożerna. Jeśli teoria Newmana była prawdziwa, Przymierze napotykając na drodze do wyjścia przekaźnika postanowiło odwrócić się i zawzięcia kopać sobie inne. W końcu nawet, jeśli statki nie posiadały odpowiedniej ilości paliwa, by dotrzeć do najbliższego systemu, mogły zwyczajnie odsunąć się poza promień rażenia ewentualnej eksplozji i tam, w pustce kosmosu, oczekiwać na ratunek.
-
Udało wam się z nimi skontaktować? Cholera, może dla Ikarosa jest za późno, więc Przymierze to olało? Psyche można jeszcze uratować. Może... - mówił, gdy okrążali rdzeń, uwalniając go od zbędnego okablowania - pozostałości technologii, która wcześniej trzymała rdzeń w ryzach, a która teraz nie była w stanie go okiełznać. Gdy urwał, podświadomie wyczuli, że coś było nie tak,
znowu. -
Red Sun, jakiś statek wyłamał się z formacji. Nie odpowiada na wezwania, nie należy do wojska. Kieruje się do nas, ale jego wektor podejścia na razie nie sugeruje, żeby miał lądować...
Gdzieś tam, kilkanaście minut świetlnych od ich położenia, niezadowolony z przebiegu ich rozmowy z Ikarosem Saer'Taar wydał rozkaz eliminacji jedynej drogi ucieczki, jaką posiadał oddział na powierzchni Psyche. Samotny wędrowiec rozpoczął swój heroiczny, samobójczy lot, miast ku ewakuacji, kierując się ku nim.
-
Rozgłośnię to, Red Sun. Zarządzam ewakuację systemu, choćby miała to być ostatnia rzecz, jaką kurwa zrobię.
Gdy tylko podeszli bliżej niestabilnego rdzenia, ich pancerze, jedyna bariera stojąca pomiędzy nimi, a promieniowaniem Czerenkowa, zareagowały natychmiastowo, zalewając ich pola widzenia krwistą barwą komunikatów ostrzegawczych. Błękitny blask sunął po ich sylwetkach, zaskakująco nieszkodliwy - jak światło rzucane przez słońce, któremu kosmos odebrał ciepło. Jedynie instynkt podpowiadał im, że każdy krok stawiany w tym miejscu jest niewłaściwy, jest
cenny.
Jeśli istniała namacalna granica, której nieprzekroczenie uchroniłoby ich przed odczuciem skutków przebywania w trującym sercu Psyche, pozostawili ją daleko za sobą. Promieniowanie było jednak wdzięczną kochanką, która z cierpliwością zaczeka, aż mężnie powrócą z boju. Dopiero gdy opadną twarzami zwróceni w miękką pościel znajomych łóżek, zmożeni wyczerpaniem i nagłym osłabieniem, oplecie wokół nich swe długie ramiona.
Rdzeń był ciężki, lecz wspólnymi siłami udało im się ostrożnie unieść go w górę. Każdy krok, który wykonali w kierunku windy, wydawał się skoordynowany z ciężkimi oddechami i miganiem alertów w ich polu widzenia, ale też z połyskującymi, błękitnymi smugami. I gdy już udało im się pokonać pewien odcinek, poczuli gęsią skórkę, podstępnie wspinającą się po ich kręgosłupie. W pomieszczeniu zapanowała ciemność, gdy rdzeń owiał czarny, skrzący dym ciemnej materii. W jedno uderzenie serca umysły czwórki starały się przygotować na czekającą ich implozję, na honorową, lecz brzydką śmierć wewnątrz zapomnianej przez Duchy skale, lecz czarne macki wycofały się nieco, pozostając na rubieżach niestabilności.
-
Red Sun, wykryliśmy ogromny wyrzut promieniowania. Żyjecie? Bo ja nie chciałbym tutaj zdychać i nie życzę wam tego samego. - nerwowe pytanie odezwało się w ich uszach jak echo dawno zapomnianego ducha. -
Ewakuacja systemu została ogłoszona, ale... odczyty nie wyglądają dobrze. Jeśli będziecie przy niej majstrować, możemy nie mieć trzydziestu minut.
Rdzeń wił się w ich dłoniach, zarazem punkt stały, o który zaczepione były ich dłonie, jak i coś zupełnie nowego, dzikiego.
-
Trzydzieści minut to kurewsko mało, ale zdołamy ewakuować część ludności. Nie muszą dolecieć do Przekaźnika, wystarczy, że uciekną z systemu. Jeśli bomba wybuchnie za pięć minut, nie uratujemy nikogo. - wydusił z siebie. Kapitan Newman być może miał od groma doświadczenia, lecz tkwił w sytuacji, która kładła na jego barkach niespotykany ciężar. Ciężar, którego nigdy nie chciał nosić. -
Jeśli ją zostawimy, to umrą setki tysięcy, może miliony. Jeśli spróbujecie ją przenieść, może uda się ocalić system, ale... zaryzykujemy życiem wszystkich tych, którzy zdążyliby się ewakuować.
Ich decyzja nie była prosta. Bomba była wysoce niestabilna - nie mieli pojęcia, jak długo będzie tolerować ich czyny. Jeśli zaryzykują i spróbują ją wyciągnąć, do wygrania mogą mieć cały system - lecz ich przegrana będzie bardziej sromotna, niż bezczynność. Każda minuta, którą posiadali, była szansą dla kilkunastu następnych duszy na ucieczkę.
Ikaros milczał. Jeśli na jego pokładzie również tworzyły się rozdarcia dylematu, ich towarzysze nie ponawiali prób komunikacji.
-
To wy jesteście tam, na miejscu. Zostawiam wam tę decyzję. Cokolwiek postanowicie, poprę to w raporcie.
Wyświetl uwagę Mistrza Grydedlajn: 13.09, 3 rano