Pożegnała się z doktor Shaw, podkreślając do zobaczenia. Naturalnie, to ona opłaciła rachunek w restauracji, do której zaprosiła kobietę. Zgodziła się na rewanż w bliżej nieokreślonej przyszłości na stacji na Księżycu. Tu i teraz, perspektywa wylotu na Lunę była jeszcze odległa. Nim wyszła z loży, skontaktowała się ze swoją asystentką. Przekazała Duval dwie prośby - jedną, priorytetową, aby zapewnić doktor Shaw jeszcze dzisiaj w miarę możliwości komfortową podróż na Ziemię. Drugą, aby poumawiać spotkania w okrojonych godzinach w jej terminarzu. Większość interesantów, przerzuciła na barki Udiny. Były jednak persony, z którymi chciała, bądź powinna porozmawiać osobiście. W cztery oczy. Oglądając się po raz ostatni na akwarium, dusząc nieprzyjemny uścisk w środku, który nagle, bez żadnego ostrzeżenia, odezwał się w niej, a następnie wzdrygając, jej oczy zatrzymały się na nieruchomej, złotej rybce. Czy śmierć była jedną drogą ucieczki ze złotej klatki? Nie dla niej.
Dołożyła wszelkich starań, aby kolejne, mijające dni, specjalnie nie różniły się od innych. A mimo to, podświadomie, odliczała czas dzielący ją od wylotu. Od jednego rogu blaszki z tabletkami do drugiego, skrajnego.
W wolnych godzinach, których miała więcej niż spotkań, czytała, zmuszając się do pozostania w fotelu nawet, gdy jej myśli uciekały gdzieś poza fabułę książki. Papierowe, kolekcjonerskie wydania, przyjemnie dopieszczały opuszki, gdy przerzucała kolejne strony, bądź cofała się do wcześniejszych, łapiąc się na tym, że zgubiła wątek. Trzymała się z daleka od dokumentacji medycznej, od własnej mapy myśli, w momentach kryzysowych uciekając na taras, skąd rozpościerał się widok na Prezydium. Dawniej był dla niej kojący, na próżno jednak szukała spokoju w znajomych pejzażach. Upór nie pozwalał się jej poddać, gdzieś musiał być ten znajomy schemat, tymczasem jednak umykał jej. Przelatywał pomiędzy palcami i za żadne skarby nie pozwalał się schwytać.
Podczas posiedzenia Rady przyjęła postawę dość ugodową. Choć sprawa dotyczyła bezpośrednio jej zdrowia, z uwagi na pełnioną funkcje, pośrednio zaangażowani byli wszyscy Radni. Nie mogła decydować sama o sobie, zgodziła się na kilka ustępstw oraz kompromisów, aby dopiąć całość. Zastrzeżenia Rady, właściwie to cały protokół, który odnotowywał uwagi na temat transportu, a także jej pobytu na stacji, przesłała doktor Shaw z odręczną adnotacją - jedno, małe zwycięstwo na polu większych wyzwań. Ponieważ opinii publicznej sprzedana miała zostać półprawda, założyła, że utrzymanie pozorów będzie stosunkowo łatwe. Pewność siebie straciła dopiero, gdy podczas zakończenia posiedzenia, spotkała się z spojrzeniem całej czwórki. Znała ich na tyle dobrze, aby wypatrzeć w skrytych w półcieniu przygaszonych świateł coś, czego nie chciała widzieć w żadnym wyrazie oczu. Zagryzając od środka policzki, spokojnym krokiem ruszyła do wyjścia, hamując się co rusz, aby nie wybiec stamtąd.
Nie. To nie było pożegnanie. Nie takie. Nie ostatnie.
Decyzję pozostawiła Duval - jej obecność na Lunie znacznie ułatwiłoby przepływ informacji, mogłyby na bieżąco reagować na doniesienia medialne, prośby upartych, ziemskich polityków o spotkania w drodze z jednej do drugiej bazy, a także zachować ciągłość w kontakcie z Radą, a także Udiną, ambasadą. Mimo to, pozwoliła, aby Clarissa zadecydowała. Jeżeli była gotowa wsiąść na statek i lecieć tam z nią, lekko ścisnęła dłonie kobiety dziękując. Do listy rzeczy, które miały na nich czekać na stacji, dopisała tego samego dnia serwis do herbaty.
Długo się wahała. Końcem końców, zwróciła się do Radnej Irissy z osobistą prośbą o oddanie nieśmiertelnika. On, a także wszystko - dosłownie - co przyleciało z nią w kapsule, w tym sama kapsuła, miało zostać spakowane i przetransportowane wraz z nią na Lunę po czym oddane Przymierzu, bądź Radzie - w zależności od decyzji ich Czwórki. Już na Cytadeli prześwietlono kapsułę, a także jej zawartość pod każdym kątem, mimo to słowami doktor Shaw poprosiła, o udostępnienie tego, co wróciło z nią ze stacji po kontakcie z Cicero na rzecz kilku precyzyjnych pomiarów na Lunie.
Połączyła się z admirałem późnym popołudniem, zajmując miejsce przed holoprojektorem. Twarz, która spojrzała na nia z hologramu, skojarzyła się jej z surowym spojrzeniem jej ojca. Rozmowa trwała raptem kilka minut, nie przyniosła żadnych odpowiedzi, a pozostawiła po sobie jeszcze więcej pytań. Zrozumiała jednak ukryty między kurtuazyjnymi frazami sens; poprosiła Duval, aby umówiła ją z admirałem jak najszybciej po wylądowaniu na stacji. Twarzą w twarz. Znów, ukuło ją zaniepokojeniem, ale rozproszyło się wraz z aromatem świeżo zaparzonej kawy, który rozchodził się po gabinecie.
Ziarna kawy zajmowały znaczną część jej bagaży. Fel odgraniczyła rzeczy osobiste, które miała zabrać ze sobą do kilku, najpotrzebniejszych drobiazgów takich jak ulubionego kubka do kawy, książki czy kolejnej, czerwonej wstążki. Tej nocy - ostatniej, na Cytadeli - spała niespokojnie, obudziła się z przeczuciem, że właściwie to nie zmrużyła oka. Zjechała do doków o umówionej porze, pozdrowiła czekającą na nią Irissę, po czym ruszyła za asari będąc pół kroku za nią.
Prawdę mówiąc, Irissa była ostatnią osobą, którą spodziewała się zobaczyć bezpośrednio przed wylotem. Po tym jednak, jak okazała się również pierwszą spotkaną po obudzeniu w Huercie, musiała przyznać, że już nic - dosłownie - nie powinno ją dziwić.
- Doceniam Twojej słowa, naprawdę, ale jak już mówiłam, nie żywię do Ciebie urazy, a już na pewno nie obwiniam o to, do czego doszło - przyjęła przeprosiny Irissy dużo wcześniej, podobnie jak wtedy, teraz również lekki uśmiech rozjaśnił jej spiętą twarz.
Zmrużyła oczy, rozglądając się po hangarze i widząc statek po raz pierwszy na oczy. Nim doszedł do niej sens słów radnej Asari, Fel obróciła się ku niej, zauważając kolejne detale z boku korwety. Jej korwety.
- Musisz mi wybaczyć, Irisso, ale... - urwała, w kilku, pewnych i szybkich krokach, znalazła się przy Radnej i tak jak stała, przytuliła ją zachowując resztki dystansu, gdyby nagły, niespodziewany oraz nieproszony kontakt fizyczny, mocno podeptał jej przestrzeń osobistą.
Chwile trzymała w objęciach asari, jednym, wymownym gestem dziękując i przekazując jej więcej prawdziwych emocji, niż ubrałaby to w słowa, po czym cofnęła się, wypuszczając być może zaskoczoną, zmieszaną, a nawet zniesmaczoną Radną z rąk.
- Szczerze wierzę, że zobaczymy się w niedalekiej przyszłości. Podziękuj proszę ode mnie wszystkim Radnym. To... Nie spodziewałam się. I nie oczekiwałam - przyznała szczerze.
@Mistrz Gry