27 gru 2012, o 16:23
Dokładnie po dwóch godzinach i dwudziestu-ośmiu minutach, prom błękitnych słońc przeszył dolne panoramy Dystryktu Gozu, udając się wprost na jedno z lądowisk, które prowadziło do dzielnicy mieszkalnej i placówki frakcji błękitnych. Kraiven nie mógł spać, zwłaszcza kiedy tuż przy nim prowadzono żywą konwersacje. Znajomi Willa, którzy należeli na całe szczęście do rasy ludzkiej, dyskutowali o dzisiejszych wiadomościach. Prócz znanej mu już historyjki odnośnie Archanioła, plagi jakim są Vorche to zaciekawiły go informacje odnośnie rzekomej plagi, która nawiedzała dolne partie Dystryktu Gozu. Wszakże to tereny Błękitnych Słońc. Will oparł się łokciem o ramę okna spoglądając przy tym na dwójkę facetów, którzy żywo dyskutowali. Usłyszał wiele. Po nałożeniu kwarantanny, spisku frakcyjnym, który rzekomo mógł stworzyć i podrzucić wirus do wentylacji a nawet o jakimś szalonym naukowcu-salarianine, zwanym Mordinem, który starał się powstrzymać rozwój infekcji. Jednak zadziwiające było to, że owy wirus działał na wszystkie rasy z wyjątkiem ludzi. A przecież większość błękitnych stanowią właśnie ludzie.
- Czy możliwe, że ten wirus to coś więcej niż próba zniszczenia kontroli dystryktu należących do słońc?
Pytania chodziły po głowie Kraivena, ale nim się zorientował, prom dotarł na miejsce. Batarianin postawił X3M na wolnym lądowisku, gdzie już na nich czekało dwóch turian z frakcji. Jak kontrola to kontrola na całego. Po wysiadce i krótkiej konwersacji przewoźnika z turianinami, batarianin zwrócił się do Kraivena i pozostałej dwójki ludzi.
- Na co czekacie? Na specjalne zaproszenie? Zapierdzielać do bazy.
I tak zrobili. Skierowali się do bazy idąc w formacji trójkąta. Nie zajęło im długo by dotarli wreszcie do placówki. Nim weszli do środka, ochroniarze zadali im podstawowe pytania bezpieczeństwa a po chwili droga do środka stała otworem. Po głównym holu kręciło się dość sporo błękitnych. Kraiven nie wiedział co się dzieje, ale miał przeczucie, że plaga wystarczająco podniosła stan gotowości bojowej. Tarak zawsze był ostrożny i skrupulatny, ale żeby posunąć się do takiego stopnia? Zapewne wirus i działania Archanioła, wystarczająco dawały mu powód do wprowadzenia takiej sytuacji. Zdjął po chwili swój kaptur z głowy, który wypuścił lekki strug powietrza z filtrów. Potrząsnął lekko głową i zaczesał ręką włosy do góry, po czym udał się do niego, by otrzymać odpowiedzi na nurtujące go pytania. Szedł powolnym krokiem wzdłuż korytarza, przechodząc obok różnych ludzi. W niecałe kilka minut dotarł na miejsce. Przed wejściem, jak zawsze stało dwóch batarian, którzy na widok Kraivena, posłali ku niemu ostry wzrok. Nim podszedł bliżej do drzwi, jeden z nich złapał go ostro za ramię, pytając przy tym.
- Nie masz co robić by zakłócać spokój szefowi? - zapytał szorstko.
Will nie odpowiedział ani nie spojrzał na niego. Po prostu zrzucił jakby nigdy nic jego rękę z ramienia i otworzywszy drzwi, wszedł do środka. Tarak siedział akurat przy biurku, mając położone na nim swe nogi i przeglądając cyfronotes. Kraiven przeszedł kilka kroków a gdy drzwi zamknęły się z hukiem, zatrzymał się, przemówiwszy przy tym do batarianina.
- William Kraiven melduje się na służbę, szefie.