Asari westchnęła i uniosła zmęczone spojrzenie na Heather.
-
Często - odparła, milcząc potem przez dłuższą chwilę. Jakby nie była pewna, czy chce mówić więcej, czy może jednak nie. W końcu potrząsnęła głową. -
To jest duży problem, którego poruszanie tutaj wywoła tylko chaos. Próbowałam.
Uprzejmie odpowiedziała pożegnaniem na pożegnanie i obserwowała jeszcze odchodzącą Wade, dopóki ta nie zniknęła za zamkniętymi drzwiami stołówki. Potem jej wzrok przyciągnęła Mary, ale bardziej dlatego, że dziewczynie usta się nie zamykały nawet jak jadła, niż z powodu zainteresowania tym, co mówiła. Uśmiechnęła się pobłażliwie, gdy ta wspomniała o
tajemniczej sprawie, jakby nie słyszała tego wcale po raz pierwszy, a gdy padło stwierdzenie babskiego popołudnia, nawet parsknęła cicho śmiechem.
-
Idziemy oglądać romantyczne vidy i malować paznokcie? - jej żart był lekkim sarkazmem, ale nie złośliwym. -
Jak spędzisz tu trochę czasu to zobaczysz jak wyglądają wieczory. Ludzie siedzą w domach, odpoczywają, mało kto ma czas i ochotę na cokolwiek innego. Zwłaszcza ostatnio.
Trudno było stwierdzić, czy ma na myśli problemy spowodowane incydentem z torianem, czy jeszcze inną przyczynę, w każdym razie nie dodała nic więcej, za to wstała, by odnieść swój talerz. Po drodze dużym krokiem przestąpiła nad jednym z rozbitych posiłków, nie poświęcając mu najmniejszej uwagi. Chwilę później wróciła, przeszła obok pozostałych dwóch kobiet, pożegnała się i również opuściła stołówkę.
Zostały we dwie, bo Bjoern też zniknął. Nawet nie zauważyły momentu, w którym odszedł od stołu i nie miały pojęcia dokąd mógł się udać. Busto uśmiechnęła się do Mary i wstała razem z nią.
-
Pokażę ci - zaoferowała, poprawiając pasek kombinezonu. -
Mam po drodze.
Hotel niczym się nie wyróżniał, składał się z takich samych segmentów, jak cała reszta budynków. Ustawiony przy północnej ścianie, piętrowy, oznaczony tylko holograficzną tabliczką, którą ciężko by było nawet zauważyć, nie był łatwy do znalezienia przez kogoś, kto nie był z kolonii.
-
Na pewno są wolne pokoje - stwierdziła Ynes, wyciągniętą ręką wskazując wejście i westchnęła. -
Więcej nie wiem, bo ja tu jakby... no... mam dom. Tak ogólnie. Także powodzenia, jak coś to jutro pewnie i tak się zobaczymy, skoro nic konkretnego tu nie masz do roboty - wzruszyła ramionami. -
Jakbyś mnie szukała, to idź za rurą. To znaczy... bo rozumiesz, ja się zajmuję wodociągami. Głównie.
Machnęła dłonią na pożegnanie i oddaliła się.
Za drzwiami hotelu znajdowała się recepcja i hol, który trudno było nazwać efektownym. Ot, kawałek kontuaru i dwa szare fotele ze stolikiem, na którym leżała sterta magazynów. Jedyna obecna tam kobieta, czytająca sobie coś przy lewitującej lampce, uniosła na Busto pytające spojrzenie. Na ścianie po lewej stronie wyświetlał się cennik -
pokój 1-osobowy, pokój 2-osobowy, pokój 5-osobowy. Wspólna łazienka dla wszystkich, chociaż nie było mowy o tym, czy koedukacyjna, czy nie. Wyglądało to bardziej jak hotel robotniczy, niż jak ośrodek turystyki, ale czy ktokolwiek się temu dziwił?
Za to moduł wynajęty przez Heather wydawał się całkiem w porządku. Znajdował się na wyższym piętrze proteańskiego wieżowca, w części mieszkalnej. Tutaj nie było takiego zamieszania, każdy kogo spotkała po drodze miał na sobie strój całkowicie cywilny i poza wszechobecnym pyłem można było stwierdzić, że to nawet przytulna część kolonii, posiadająca nawet coś a la ogród. Właściciel wpuścił ją do środka, przesłał jej kody dostępu i oprowadził krótko po pokojach. Nie było ich wiele, jeden większy z aneksem kuchennym, drugi mniejszy, z łóżkiem i łazienką. Czyste i schludne, oszczędnie umeblowane. Jedyną ozdobą była abstrakcyjna rzeźba sięgająca kobiecie do pasa, podpisana jako matka z dzieckiem, a przypominająca bardziej banana, niż to, co docelowo przedstawiać miała.
Po załatwieniu kilku formalności właściciel zostawił Heather samą, pozwalając jej zająć się sobą - rozpakować, rozgościć, przyzwyczaić do swoich nowych czterech kątów.
Kiryll westchnął i schylił się nad lodówką, by wyciągnąć z niej piwo, tak, jak Wayra sobie zażyczył. A nawet dwa. Otworzył je i ze stuknięciem postawił na stole, samemu zajmując przy nim miejsce i wskazując krzesło szwagrowi. Na jego ogorzałej twarzy pojawił się wyraz zamyślenia, ale nie kontemplacyjnego, tylko... zmartwionego?
-
W sumie mogłem się tego spodziewać - mruknął. -
Wiesz, że nie musiałeś przylatywać, nie? Mogłeś zadzwonić. Napisać. Tyle zachodu - zakręcił butelką i wyciągnął ją w stronę chłopaka w geście toastu. -
Ale jak już jesteś, to nie ma sensu się teraz zastanawiać co by było gdyby.
Napił się i westchnął błogo. Piwo importowane było z Ziemi i nie należało do jakichś szczególnie niezwykłych, ale z całą pewnością było lepsze niż to, które mieli na Feros. Talav w swoim fachu mógł próbować alkoholi z każdego miejsca galaktyki, jeśli tylko na właściwe trafił, Kiryll nie bardzo, cieszył się więc z małych rzeczy.
-
O, tak, świetnie, ale czy kiedykolwiek było inaczej? - zaśmiał się krótko. -
Quin się nigdy nie zmieni. Wiesz, zaczęliśmy z Mią zapisywać ile razy próbował namówić ją na romantyczny wieczór tylko we dwoje. Powiedziała, że jak dojdzie do setki, to się zgodzi.
W szczęśliwych małżeństwach takie żarty wchodziły w grę, kiedy pary ufały sobie i nie musiały przejmować się ludźmi jak Ogden. Zresztą znali się z szefem ochrony od dawna i dobrze wiedzieli jaki jest. Narwany i w głębokim poważaniu mający konwenanse.
Kiryll w końcu oparł się łokciami o blat stołu i spojrzał na Wayrę poważnie.
-
Dobra, bo mi wypalisz dziurę w głowie tym swoim wzrokiem - mruknął. -
Mia pomaga w badaniach. Ona i kilka innych osób. Nie bardzo może... komunikować się z nami, rozumiesz, dopóki te trwają. Dlaczego jej tak szukasz, koniecznie teraz? - upił łyka z butelki. -
Już wystarczy że Shiala wściku dupy dostaje z sobie tylko znanego powodu.
Czy to były wystarczające konkrety? Cóż, na pewno więcej, niż Wayra wiedział do tej pory, a biorąc pod uwagę że Kiryll wyglądał na zupełnie nieprzejętego nieobecnością swojej żony, może i on nie powinien panikować?
Wyświetl wiadomość pozafabularnąDedlajn: czwartek, godz. 24:00
Kolejność dowolna.