Miano: Steven "Cat" Heiss.
Wiek: 31 lipca 2151 roku, 35 lat.
Rasa: Człowiek
Płeć: Męska
Specjalizacja: Szturmowiec
Przynależność: Przymierze
Zawód: N7 w trakcie rehabilitacji.
Aparycja:Cat to dobrze zbudowany mężczyzna, o wzroście niecałych dwóch metrów. Średniej długości czarne włosy kontrastują z dość bladą skórą. Zielone oczy, złamany nos. Kiedy nie ma hełmu, nosi czarną chustę zasłaniającą dolną część twarzy.
Zazwyczaj można go widzieć w pancerzu – całym ciemnoszarym, niemal czarnym. Matowym. Składa się on z dwóch warstw, z czego drugą można wymienić na elementy dostępne w sklepach. Pod spodem znajduje się między innymi miejsce na generator tarcz (woli nie popełnić tego samego błędu dwa razy i lepiej go zabezpieczyć) oraz system rozprowadzający leki po organizmie. Emblem N7 niby przypadkiem zasłonięto.
Właśnie, leki... Na skutek ostatniej operacji jest zmuszony brać w miarę regularnie odpowiednio przygotowaną mieszankę leków. Doszło do trwałej deformacji dolnej części twarzy (Wliczając charakterystyczne wystające "wąsy", po trzy na stronę twarzy), ramienia oraz okolic brzucha.
Na specjalne okazje nosi mundur galowy – klasyczny, niebieski. I oczywiście chustę, bo nie ma hełmu. Mundur przypomina standardową wersję, jaką posiadają oficerowie Przymierza, ale z na pierwszy rzut oka niewidocznymi trzema dziurami (trzeba odchylić odpowiednio materiał, nie ma możliwości by przez przypadek się otworzyły) służącymi do wstrzyknięcia leku – choć zwykle stara się tak zaplanować zajęcia, by nie musieć tego robić.
Jest jeszcze jedna rzecz warta wzmianki - byłby potężnym biotykiem. Byłby, gdyby nie implant, będący eksperymentem ludzkiego producenta. Zamiast obiecywanych świetnych możliwości ogranicza on zdolności biotyczne do przeciętnego poziomu, a przy okazji nadaje im charakterystyczną, czerwoną barwę. Ot, wspaniała ludzka technologia!
Osobowość: Zacznijmy od tego, że Steven posiada coś bardzo przydatnego w swojej robocie - farta. Gdyby nie on, zmarłby dwa, trzy razy, wliczając ostatnią akcję. Taka prawda.
Wypełnia rozkazy, słucha się osób stojących wyżej w łańcuchu dowodzenia. Na polu bitwy wykazuje się zazwyczaj kreatywnością. Zna wartość innych członków oddziału, w którym jest... ot, idealny żołnierz.
Byłby idealny. Ale ma problemy z rozumieniem, jak myślą inni. Zakodował sobie kilka podstawowych schematów odnośnie zachowań, ale ogólnie przyjmuje, że ktoś postąpi tak, jak on by to zrobił. Zwykle działa... ale nie zawsze.
Co więcej, posiada kilka zainteresowań które niezbyt pasują do wojska. Między innymi uwielbia czytać powieści fantasy, których niezłą kolekcję zgromadził na omni-kluczu. Na szczęście umie czytać naprawdę szybko, dzięki czemu wystarczają mu krótkie przerwy – bo w wojsku nie można zbytnio liczyć na dłuższe. Do tego dochodzi mała fascynacja statkami kosmicznymi – ale to w sumie nie jest takie szkodliwe, chyba żeby liczyć ludzi wypytywanych o części techniczne wszystkich rodzajów transportu, w jakich się znajdował. Często robił notatki – posiada pamięć wzrokową, dość rzadką zdolność w obecnych czasach.
O ile nie jest zainteresowany tematem, nie mówi zbyt dużo. Jeśli jednak jest, wypadałoby współczuć rozmówcy. Choć trzeba przyznać, że stara się hamować pod tym względem.
Szybko się uczy, niezależnie od tego, czego ma się uczyć.
Historia: Ranek. Na omni-kluczu radnej Iris Fenrir pojawiła się wiadomość. Nadawcą było Przymierze.
"Szanowna pani Iris Fenrir. Wierzymy, że posiadamy kolejny materiał na Widmo. Na chwilę obecną są pewne problemy, ale prosilibyśmy o przeczytanie jego danych – oraz obserwację.
Załącznik pierwszy: Dzieciństwo.
Steven Heiss urodził się na pokładzie promu – według przesądów, takie wydarzenie ma skutkować związaniem losów dziecka z kosmosem. Jego matka zginęła podczas porodu, a ojciec, Heinrich, nie miał dla niego za dużo czasu. Starszy Heiss zajmował się wtedy projektem swojego życia – kompleksem "Battle Arena" (Więcej informacji w załączniku nr. 2). Kiedy miał dziewięć lat, tamto miejsce było gotowe – jako syn założyciela, Steven miał darmowy wstęp, choć regularnie zaczął odwiedzać to miejsce dopiero ok. 13 roku życia. Dzięki temu, a także prywatnej kolekcji ojca, już od dziecka miał dostęp do różnych rodzajów broni. Na samej Arenie radził sobie dość dobrze, zwłaszcza ze względu na zdolności biotyczne wykryte ok. piątego roku życia i szkolone przez dobre kilka kolejnych. (Ze względu na powiązania z pewną ludzką firmą wszczepiono mu eksperymentalny implant – późniejsza analiza wykazała, że nie pozwala on używać pełni potencjału biotycznego posiadacza)
Załącznik drugi: Battle Arena.
Battle Arena to znane głównie wśród najemników miejsce, w którym można za niewielką opłatą wypożyczyć specjalny sprzęt i wziąć udział w bitwach na specjalnej arenie, skonstruowanej według opatentowanej technologii pozwalającej na niemal dowolną modyfikację pola bitwy nawet podczas walki.
Koszt wstępu: 1000 kredytów jako opłata jednorazowa, 200 kredytów za wypożyczenie specjalnego pancerza wymaganego do brania udziału w walkach, 10 kredytów za wypożyczenie specjalnie przystosowanej broni wymaganej do brania udziału w walkach. Istnieje możliwość zakupienia specjalnej broni/pancerza na stałe.
Technologia wykorzystuje światłoczułe pancerze oraz wiarygodne repliki broni (wbudowane systemy zapewniają odrzut i wagę zgodną w 99% z oryginałami) z odpowiednio dopasowanymi laserami. System symuluje odnawianie się tarcz oraz unieruchamia cię w momencie śmierci na arenie.
Walki podzielone są na dwa typy, nazwane po podobnych rozrywkach na omni-klucze: PvP i PvAI. Rzecz jasna nie prawdziwe – Hahne-Kedar dostarczyła serię specjalnie przygotowanych mechów. Ze względu na ograniczenia, PvAI jest zazwyczaj ograniczone do specjalnych scenariuszy.
Istnieje wybór akcesoriów, od noktowizorów i zaczepów (areny są wyposażone w miejsca do szybkiego przemieszczania się używając ich) do jednorazowych zestawów budujących (połóż na podłodze, a arena przekształci to miejsce w predefiniowane miejsce – najdroższy jest bunkier).
Założyciel miejsca, Heinrich Heiss, zapewnia że wielu ludzi wyposażonych tylko w podstawowy kombinezon i jedną sztukę broni miało okazję pokonać ludzi płacących tysiące za sesję.
"Wszystko jest jak w prawdziwym świecie. Jeśli coś jest możliwe tam, jest możliwe tutaj"
Sponsorzy:
[Obraz nie został załadowany poprawnie, spróbuj odświeżyć plik. Jeśli błąd będzie się powtarzał, skontaktuj się z serwisem]
Załącznik trzeci: Wstąpienie do wojska.
Steven Heiss wstąpił do wojska w wieku 17 lat – lekko wcześniej skończył szkołę. Ze względu na charakterystyczną barwę podejrzewano uszkodzenie implantu, jednak szybko je wykluczono.
(...)
I w końcu, gdy miał 27 lat, rozpoczął szkolenie oficerskie.
Załącznik czwarty: Początek szkolenia.
Dwadzieścia dziewięć lat. Tyle miał Heiss, kiedy awansowano go na podporucznika. Sam "Cat" nie uważał tego za dobry pomysł. Taki stopień wiązał się zwykle z dowodzeniem, a on nie uważał, że mógłby się stać dobrym dowódcą. Szybko jednak wyjaśniło się, że chodziło tylko o formalność... Stopnie nie-oficerskie nie trafiały do Willi.
Ucieszył się - to mało powiedziane. Jego jednostce przydzielono dzień wolny, i dali radę wyprawić dość dużą imprezę. Należy podkreślić, że mimo to nie wypił ani trochę alkoholu.
Na szkoleniu radził sobie zaskakująco dobrze. Nie miał za dużo problemów z testem na N1, nie wykazywał zbyt wielu oznak przemęczenia ani niewyspania. W końcu udało mu się go zaliczyć.
Załącznik piąty: Pierwsza misja
Wkrótce potem, pierwsza misja. No cóż... nieco zawalił. Wszyscy zawalili. W jednej z ludzkich kolonii zaczęły ginąć pojedyncze osoby. W małej skali nic, w dużej... na tyle poważny problem, by Przymierze kogoś wysłało. A że nie wyglądało to na tak poważny problem, wybrano grupę N1.
Ze względów bezpieczeństwa nie podam planety - zwłaszcza, że problem faktycznie zniknął. Szkoda tylko, że niekoniecznie w sposób preferowany przez nas.
Kolonia dopiero się rozwijała, ale już miała kilka tysięcy mieszkańców. To wiązało się z przejściem do etapu, w którym już w miarę stabilne osiedla były przebudowywane, by zyskać zarówno pod względem praktycznym, jak i estetycznym. W ten sposób powstały wszelkiego rodzaju przejścia, zarówno między budynkami jak i po ich dachach.
Rozkazy były dość jasne: Rozproszyć się po terenie koloni, wypatrując podejrzanych zachowań. Szczególną uwagę poświęcono grupie quarian, która została zatrudniona by zapewnić szybkie naprawy oraz wspomóc wydobycie przydatnych substancji - co jak co, ale oni byli podejrzani. Przynajmniej naszym zdaniem.
Jeden z wysłanych usłyszał jakiś wystrzał - wiemy, bo o tym zameldował, i podał swoją pozycję. Później nie udało się go znaleźć. Sytuacja powtórzyła się. Kiedy znikali N1, sytuacja była poważniejsza niż w wypadku cywili. Przeciwnik musiał mieć odpowiednie wyszkolenie...
Kolejny sygnał. Wszyscy podążyli w tamtym kierunku, jednak bylo za późno - chwila potrzebna dla przegrupowania uniemożliwiła schwytanie. Koloniści zaczęli narzekać - od pojawienia się posiłków Przymierza liczba zgonów wzrosła, nie spadła.
Całość trwała jeszcze dwa dni, po czym w jednym z opuszczonych budynków zaobserwowano eksplozję biotyczną. Zachowując odpowiednie środki bezpieczeństwa, podążyli tam tylko po to, by znaleźć stary omni-klucz z jednym plikiem. Otworzyli go...
Zobaczyli wizerunek asari, rysunek, nie zdjęcie, puszczającej oko do widza, z dopiskiem:
"Zabawa była przednia. To ja spadam, żołnierzyki!"
Zostali w koloni jeszcze przez tydzień - rozkazy z góry. Nie odnotowano ani jednego zgonu. Sprawa rozwiązana... a jednak osoba, która zabiła kilkudziesięciu ludzi pozostała bezkarna.
Oficjalnie misja wykonana. I utajniona. Porażka od strony organizacyjnej – pozornie łatwa misja została tak naprawdę zawalona przez kilka czynników, w tym brak jasno określonych dowódców. W ten sposób stracono dwóch ludzi oraz, jak się potem okazało, przejęto adresy kilkunastu omni-kluczy – do grafiki został dołączony plik rejestrujący proces jej kopiowania.
PS:
Jakiś czas później, w przerwie między treningami miało miejsce przyjęcie urodzinowe jednego z kursantów - Niezbyt częste wydarzenie, ale skoro data zbiegła się z przerwą, to czemu nie? Wtedy doszło do pierwszego dłuższego spotkania Heissa z Olivią Bishop. Nie jest to zawarte w oficjalnych aktach, ale wszystko wskazuje na to, że był to początek ich związku.
Załącznik szósty: Abordaż.
Walka bez grawitacji. Jedna z ulubionych zajęć kursantów – w ankietach zajmuje drugie miejsce, zaraz po treningach z plecakami rakietowymi. Wiem, że brzmi to nieprofesjonalnie, ale uważamy, że należy odpowiednio ustawiać kolejne ćwiczenia... Jeśli dasz im coś ciekawego i obiecasz, że na koniec będzie jeszcze lepiej, kursanci są bardziej zmotywowani, by wytrzymać.
Dużo treningów. I w końcu nadszedł czas, by wykorzystać wiedzę w praktyce. Misja była jasna... choć nie jawna. Nawet szczegóły były udostępnione dopiero po całej akcji.
Zatrudniono przemytnika. Miał przechodzić na emeryturę. Zaoferowano mu ostatnie zlecenie... Poprzez pośredników, w dość kiepskim barze. Dobre wynagrodzenie za przewiezienie ładunku... delikatnego. Tajny projekt Przymierza... Coś o zastosowaniu bojowym.
Naturalnie, informacja wyciekła. Przy jednym z przekaźników już czekał statek piracki. Dobrze uzbrojony... ale to nie było ważne. Okręt przemytniczy nie był, i to się liczyło. "Stara Bessie" (kto tak nazywa okręt? - usunąć ten komentarz w finalnej wersji) znała lepsze dni. I, co najważniejsze, miała uszkodzony fragment umożliwiający łatwy abordaż – główny powód, dla którego przemytnik chciał się wycofać.
Atak był szybki. Uszkodzić silniki, ale nie za mocno – może uda się przejąć statek? Na pokład Bessie dostało się łącznie piętnastu ludzi, z czego trzech było technikami. Pierwszą miłą niespodziankę napotkali po wejściu na pokład – grawitacja siadła. Będzie można szybko przejąć ładunek, w razie gdyby pojawił się jakiś patrol...
Spodziewali się ataku z innych pomieszczeń. Ale przeszukali je, i znaleźli tylko przemytnika. Postanowili zabrać go, kiedy już skończą z ładunkiem – może ktoś zapłaci okup? W każdym razie... jedyne miejsce, w którym nie spodziewali się przeciwników... to sam ładunek.
Stara Bessie została lekko zmodyfikowana. Kiedy ładunek osiągnął odpowiedni punkt, uprzednio przygotowane narzędzia uruchomiły się, zamykając statek. I wtedy skrzynie otworzyły się...
Tajemnicze urządzenie wyglądało groźnie. I tak właśnie miało być. Wystarczająco groźnie i tajemniczo, by przekonać piratów do zaniechania dalszych badań. Zawierał także odpowiednie pierwiastki, by dało się je wykryć. A tak naprawdę cel tego wszystkiego był jeden...
W środku siedziało kilkunastu N2. Akcja była szybka. Pozbycie się piratów handlujących technologią, przejęcie dość dobrego statku... Sukces.
PS:
Jakiś czas później doszło do zaręczyn Heissa i Bishop.
Załącznik dwudziesty: Ostatnia misja.
Antirumgon. Planeta znana głównie z baz pirackich, bez przerwy pojawiających się tam. Po każdym bombardowaniu pojawiają się kolejne, jak łby u legendarnej hydry. Postanowiono rozwiązać tą kwestię nieco inaczej – może zamiast niszczyć bazę, lepiej pozbyć się piratów z niej? Przy okazji zdobyto by dane na temat rozkładu pomieszczeń, przydatne przy kolejnych akcjach.
Wysłano dwunastu ludzi. Dowodził nami Jan "Devil" Koziol, nieoficjalnie posiadający już rangę N7 – to miała być jego ostatnia misja. Poza mną i nim było tu kilku innych, także uznawanych za weteranów. "Knight" i "Lance" Ivanowiczowie, rosyjskie bliźnięta uzupełniające się wzajemnie w boju. Na mnie wołali "Angel", bo miałem najlepsze efekty w medycynie... I był jeszcze "Cat". Jego reputacja samotnika niezbyt mu pomagała, ale trzeba było przyznać, że jeśli chodzi o walkę, nikt nie mógł o nim powiedzieć złego słowa.
Koziol podzielił nas na dwie grupy – on poszedł z Ivanowiczami i trzema innymi, a mnie przydzielił do Heissa. Zapytany o taki podział odpowiedział, że ryzykowny styl Cat'a powinien mieć wsparcie medyczne.
Moja grupa weszła od strony hangaru, grupa Devila wzięła zbrojownię. Już wtedy powinniśmy coś podejrzewać... Nie było tam nikogo. A jednak przeszliśmy i w końcu dostaliśmy się do celu.
Pomieszczenie zbudowane było na planie kwadratu. Sześć wejść do sypialni oraz dwa wyjścia do korytarzy, którymi przyszliśmy. U góry kładka. Jakoś nie zastanowiliśmy się, po co w takim miejscu ten element. Podzieliliśmy się w pary – ja znowu z Heissem – i ustawiliśmy przed wejściami. Mieliśmy ich zaskoczyć.
W pewnym momencie Cat coś usłyszał, bo krzyknął:
- Uwaga! Na gó...
I zaczęło się. Co najmniej dwudziestu piratów uzbrojonych w Kishocki, na lepszej pozycji...
Pierwszy padł Devil. Dokładniej, nie do końca padł – harpun przygwoździł jego głowę do ściany. W tym momencie mój partner szarpnął mnie i wrzucił do korytarza, rozkazując przygotować medi-żel i być gotowym do przechwytywania. Nie wiedziałem, co zamierza robić...
Zaszarżował. Czerwona poświata przebiegła przez pokój, prosto do martwego Devila. Jego partnera odepchnęło, więc Heiss po prostu chwycił go...
I, używając biotyki, rzucił go w moim kierunku. W ostatniej chwili zdążyłem go przechwycić przyciągnięciem...
Zaszarżował w kierunku Ivanowiczów.
W tym momencie Lance oberwał granatami. W liczbie mnogiej. Cat chwycił Knighta, patrzącego w niedowierzaniu na to, co zostało z jego brata...
I oberwał. Harpun przeszył mu brzuch, ale mimo to rzucił nim w moim kierunku - za drugim razem przejęcie lecącego człowieka było łatwiejsze. I zaszarżował dalej.
Kolejna osoba. I kolejna. Kiedy zostały trzy osoby, harpun przeszył mu ramię. No dobra, nie trzy, dwie. Kolejny pirat zaliczył trafienie w głowę. Zaszarżował na chwilę mnie, a ja bez słowa zaaplikowałem mu medi-żel. Skinął głową i udał się dalej...
Została jedna osoba... W końcu, kiedy wszyscy byli na miejscu, a on wracał...
Granat. Zrzucony w odpowiednim miejscu ze zdumiewającą precyzją...
Heiss miał wzmocnione tarcze. Miał też cholernie dobrej jakości pancerz. Eksplozja rozwaliła mu pół hełmu, część napierśnika i całkiem spory kawałek ciała pod spodem. Praktycznie był martwy. Ale przecież to Cat, prawda? Wszyscy wiedzieli, że on tak nie umrze. Poza tym, ludzie których uratował nie zostawiliby go...
Założyłem stanowczo niewystarczający opatrunek, po czym kilku członków oddziału chwyciło go. Wszyscy wiedzieliśmy, że nie damy rady się przebić. Uciekliśmy...
Mam nadzieję, że Heiss przeżyje. Wszyscy mamy taką nadzieję.
PS:
Olivia (od niecałego roku żona Heissa) miała złe przeczucia odnośnie dalszej służby – odeszła ze szkolenia kilka dni po ślubie, by kontynuować karierę na szczeblach dowódczych. Ze względu na stres związany z urazem męża poroniła... to miała być córka. Dwa tygodnie temu dostała rozwód... Nie wytrzymała stresu, a Heiss to rozumiał.
Szpital Przymierza. W średniej wielkości sali leżał mężczyzna, który uratował ośmiu ludzi z pułapki. Żołnierz, który powinien być martwy.
Steven Heiss.
Puls? Stabilny. Twarz? Uszkodzona podczas rekonstrukcji. Prawe ramię, brzuch? Tak samo. Szczęściarzowi tym razem nie dopisał fart – na skutek błędów w programie przeszczepiono mu materiał biologiczny bez zgodności, przez co doszło do odrzutu. Już do końca życia miał brać leki. Ale...
Żył. Odwiedzili go inni N6. Jedni dziękowali. Inni żartowali na temat charakterystycznych "wąsów", jakie powstały na jego twarzy. Inni mu gratulowali. Nie powiedzieli mu jednak, czego.
W końcu przyszedł jeden z ludzi odpowiedzialnych za szkolenie. Także złożył mu gratulacje.
- Gratulacje? Ale czemu? Chodzi o to, że żyję?
- Panie Heiss, mam rozumieć że wiadomość nie dotarła do pana?
- Wiadomość? Jaka wiadomość?
- Teraz już nieważne. Stevenie Heiss. Za wielokrotne wykazywanie się męstwem na polu bitwy i wyjście całemu z wielu niebezpiecznych sytuacji, wykonując zadania, ale nie zapominając o innych...
Steven popatrzał zdziwiony, jak ten wyciągnął małe pudełko.
- ...Postanowiono, że twój trening zakończył się sukcesem. Od dziś możesz mówić, że jesteś członkiem elity.
Przyjął pudełko. Tam był symbol, o którym śnili chyba wszyscy w armii.
- Przecież misja nie została wykonana pomyślnie?
- To prawda, ale to wina wywiadu. Według danych, którymi dysponowaliśmy miało tam być tylko kilku piratów. Wyszliście z tarapatów w najlepszy możliwy sposób.
Heiss był zaskoczony. N7? Teraz, kiedy być może miał być uziemiony przez następny rok?
- Nie, nie jesteś uziemiony. Wybacz brak ceremonii, ale dowództwo wyraziło się jasno. Masz jak najszybciej rozpocząć rehabilitację...
- Przecież jestem w szpitalu. Cały czas jest jakaś rehabilitacja.
- Nie taką. Rehabilitację bojową. Widzisz, kiedy ty rozpoczynałeś etap N6, twój ojciec podpisał kontrakt z Przymierzem...
Trener-3 -> Góra-19: Zadanie wykonane. Heiss został wysłany na Arenę.
Góra-19 -> Trener-3: Dobrze. Wie, że chodzi o coś więcej, niż rehabilitację?
Trener-3 -> Góra-19: Nie.
Góra-19 -> Trener-3: Doskonale. Teraz tylko od niego zależy, czy zda...
Załącznik 21: Przyszłość.
Heiss jest obecnie w szpitalu. Prosilibyśmy o przyjrzenie się mu. Za kilka dni opuści go, i zostanie wysłany na Battle Arenę. Jego ojciec już wszystko zorganizował – mężczyzna będzie się mierzył z najlepszymi. Wszystkie mecze są dostępne do publicznego wglądu za darmo... Jesteśmy przekonani, że wyniki będą zadowalające.
Battle Arena.
Historia meczy
Słowo Kluczowe: Heiss, Ekwipunek podstawowy.
Sortuj według: Data.
Skala: Miesiąc.
9/2185: Zabójstwa/Śmierci: 3,291
10/2185: Zabójstwa/Śmierci: 4,904
11/2185: Zabójstwa/Śmierci: 7,29
12/2185: Zabójstwa/Śmierci: 10,64
1/2186: Zabójstwa/Śmierci: 15,25
2/2186: Zabójstwa/Śmierci: 19,27
3/2186: Zabójstwa/Śmierci: 25,6
4/2186: [Błąd. Dzielenie przez 0.] - hiperłącze, kliknij żeby wyświetlić.*
*Chyba odzyskał formę.
Ekwipunek:
Standardowy generator tarcz
Standardowy omni-klucz
- modyfikacja zmieniająca interfejs na starszą wersję
- mnóstwo powieści, głównie fantasy
20 tysięcy kredytów
Karnet biletów na promy.
Ogromny zapas leków (jak kupować specjalną mieszankę, to lepiej hurtem, zwłaszcza jak nie chce się przerywać rehabilitacji w celu kolejnego zakupu)
Środek transportu: Brak
Dodatkowe informacje:
Czerwonawy kolor biotycznych mocy – efekt nietypowego implantu. Dodatkowo, w teorii, nie ma czynnika wymuszającego kolor niebieski – proteanie mieli zielony, asari mają niebieski... prawdopodobnie chodzi o producentów, bo chyba większość implantów robią właśnie asari (not sure)
Olivia Bishop-Heiss, jego była żona jest obecnie na stanowisku komandora porucznika, choć jest duża szansa na kolejny awans dla niej.