Ledwo usiadła, a już musiała wstawać. Ale zaraz znalazła się obok niego z powrotem, z kubkiem świeżej, parującej kawy. Póki co odstawiła ją na stół, bo była za gorąca do picia, więc mogła spokojnie oprzeć się o ramię Hearrowa, nie bojąc się, że wszystko rozleje.
- Jeśli jesteś w stanie zrobić z tego coś użytecznego, to dobrze - skinęła głową w stronę pojemnika. - Stoi tu już od dwóch tygodni i tylko się kurzy.
Czy myślała o tym wyjeździe? Oczywiście że tak. Myślała co najmniej o kilku różnych wyjazdach, odkąd dowiedziała się, że w niektóre miejsca Arrow mógłby zabrać ją ze sobą. Ale ten pierwszy, obiecany dawno temu, był w tym momencie najważniejszy. W końcu nie był już jakąś tam abstrakcyjną możliwością z dalekiej przyszłości, tylko konkretem.
- Tak - odparła. - Kupiłam trochę ciuchów. Jakieś takie zwykłe, ciepłą kurtkę i buty. Sweter, bo mój ulubiony został w chłodni, jakąś bluzę... Jeździłeś kiedyś na nartach? - spytała znienacka. - Ja nigdy nawet nie próbowałam, chociaż przecież nie jest tak, że we Francji nie ma gdzie.
Zamilkła dopiero wtedy, gdy zorientowała się, że przecież Arrow nie o to pytał. Pewnie, nie miała nic przeciwko poznawaniu nowych ludzi, jego znajomych. Lubiła przebywać w większych grupach, zwykle bawiła się wtedy świetnie, zresztą bycie w centrum uwagi więcej niż jednej osoby zawsze sprawiało jej przyjemność. Ostatni raz spędzała tak czas jeszcze zanim wylądowała u Hounda. Zbierali się w jednym z magazynów skradzionego transportera i noc należała do nich, kilkanaście radośnie pijanych osób w samym środku pustki. No i teraz ta wizja też była całkiem przyjemna, choć Irene wiedziała że nie będzie tak samo.
- Jeśli nauczysz się zwracać do mnie innym imieniem, to nie mam nic przeciwko - uśmiechnęła się przepraszająco. Nie sądziła, żeby ktokolwiek pamiętał wszystkie zgłoszenia o zaginięciach z baz Przymierza, ale mogło się okazać, że akurat ona zapadła komuś w pamięć. Albo że ktoś ją zobaczył, kiedy odwiedzała ambasady z podporucznikiem, a potem dopiero trafił na jej zdjęcie z dopiskiem "poszukiwana". - Ale rozumiem - gdzie byli jej znajomi? Trochę zazdrościła Hearrowowi tego, że w ogóle miał takie dylematy. Od tak dawna uciekała, że poza nim i Olivią nie miała już nikogo. A ona się nie odzywała. - To jest dobry pomysł, tylko wiesz... może być Jade? - zaproponowała w zamyśleniu, zupełnie bezstresowo, ale nagle znieruchomiała. - Chyba że jednym z chłopaków będzie Harper.
On znał jej imię, poznali się - a może raczej minęli - w hotelowym pokoju na Omedze. To wszystko utrudniało. Dojdzie do tego, że naprawdę będzie musiała poprosić Arrowa o usunięcie informacji o jej zaginięciu z baz, jeśli zależy jej na tym, by jakoś bardziej uczestniczyć w jego życiu. Pokręciła głową. Nie mogła tego przecież zrobić, więc liczyła na to, że może on miał lepszy pomysł. Wiedziała, że jest rozpoznawalna. Chociażby kiedy kradła, starała się nigdy nie robić tego w jednym miejscu, bo zdawała sobie sprawę z tego, że trudno jej nie zapamiętać. Zdecydowanie nie należała do twarzy, po których przesuwało się w tłumie spojrzeniem i sekundę później już nie pamiętało się, że ktoś taki w ogóle tam był. Była charakterystyczna, zawsze się wyróżniała. To miało swoje plusy, ale w tym momencie jakoś nie mogła sobie ich przypomnieć.
- Jutro? - sięgnęła po kawę i napiła się ostrożnie. - Mogę zrobić dobry obiad. Nie wiem jaki gust mają asari, ale postaram się ugotować coś satysfakcjonującego. Będzie smaczne, co zadowoli ją, i będzie tego dużo, co zadowoli ciebie - uśmiechnęła się szeroko, zerkając na Arrowa z rozbawieniem. - Możemy później do niej skoczyć i spytać, czy ma jakieś plany. Ucieszy się na twój widok.