15 mar 2014, o 14:08
Pozorne opanowanie Aji było tylko cienką fasadą, za którą czaiła się histeria. Z jej twarzy zniknął uśmiech, a w wesołych do tej pory oczach pojawiło się przerażenie i smutek. Mogła się tego spodziewać... oczywistym było, że skoro poprzednią misję zrealizowała tak dobrze, to jej kolejne przydziały również zostaną wydane przez Wydział Operacji Poza Cytadelą. Dlaczego więc się bała? Nie potrafiła na to odpowiedzieć, jednak gdy myślała o kolejnej misji... kolejnych walkach znowu widziała Jamesa i Kate. Dlaczego do cholery mnie nawiedzacie? Arashu... czy to się nigdy nie skończy? Nawet was nie znałam... zostawcie mnie do cholery... Jednym haustem wypiła cały kieliszek, a potem kolejne dwa, nawet nie pytając Asai. Patrząc na swoje dłonie, znowu widziała krew i odłamki kości z głowy kobiety... znów widziała skrawki materiału i płynów ustrojowych jakie wyrwał z mężczyzny strzał strzelby... Otrząsnąwszy się podniosła wzrok na Asaię, która stanęła przy szafie wnękowej. Asari była w niewiele lepszym stanie niż ona... Dobrze wiedzieć, że nie tylko ja nie jestem zachwycona... patrząc na jej twarz, westchnęła i skarciła się w myślach Nawet tak nie myśl... ją to naprawdę boli, a ty... ty tylko przesadzasz.... Mimo to nie potrafiła się uśmiechnąć... miała problem by zrobić cokolwiek. Strach zacisnął lodowate palce na jej umyśle i nie miał najmniejszego zamiaru puścić. Jednak zmusiła się by wstać z kanapy i podążyć za nią na balkon. W drodze chwyciła tylko butelkę wina i kapkę sztywnym krokiem ruszyła za Asaią. Idąc za nią na górę powiedziała cicho:
-Nie musisz prosić... z chęcią zostanę... sama chyba bym się spiła, albo zrobiła sobie coś gorszego... tak przynajmniej ktoś będzie mnie pilnował.
Choć widok z balkonu rzeczywiście był piękny, dziewczyna nie zwracała nawet na to uwagi. Kolejnych parę godzin spędziła na rozmowach z asari, na mniej lub bardziej poważne tematy. Wszystko było już lepsze, niż myślenie o nadciągającej misji. Nastrój jednak faktycznie się zepsuł, a żadna z kobiet nie potrafiła się już rozluźnić.
Noc była jeszcze gorsza. Gdy Ajia wróciła do domu, mocno już wstawiona, jej humor tylko się pogorszył. Choć mieszkanie nosiło ślady, świadczące o bytności jej siostry, to drellce nie udało się jej zastać. Choć miała nadzieję, że alkohol przyniesie ze sobą puste sny, pozbawione obrazów i dźwięków stało się wręcz odwrotnie. Znów znalazła się na Old Lady. Wszystkie korytarze były pogrążone w mroku, który zdawał się dławić wszelkie światło. Poruszając się po omacku próbowała wydostać się z tego grobowca zawieszonego w pustce. Martwe, nieruchome powietrze niosło w sobie metaliczny posmak... upadając i kalecząc się boleśnie o wystającą instalację dotarła w końcu do ładowni, rozświetlonej bladym, czerwonawym światłem. Nie chciała patrzyć na to co leży na podłodze, jednak coś zmuszało ja do tego. Jej wzrok padał na kolejne zwłoki... Kate, z rozerwaną twarzą, zastygłą w wyrazie zaskoczenia... James, z rozerwaną klatką piersiową... kroganin rozerwany minami zbliżeniowymi... Akia... przecież ona nie zginęła. Ajia upadła na kolana, patrząc na zastygłą w wyrazie cierpienia twarz siostry. Jej dłoń wędrowała po ciele bliźniaczki, szukając ran, jednak nie mogła żadnej znaleźć. Nie rozumiała tego... wiedziała jednak ze obok leży jeszcze jedno ciało... obróciwszy głowę na bok, spojrzała we własne oczy, pokryte pośmiertnym bielmem. Nie mogła wydać dźwięku z zaciśniętego kurczowo gardła; wyciągnęła tylko dłoń, w próbie zaprzeczenia realności tego obrazu. Wtem coś zacisnęło się na jej gardle, dusząc ją. Kurczowo chwyciwszy za lodowato zimne dłonie, rozpaczliwie starała się złapać oddech. Wtem usłyszała i poczuła cuchnący rozkładem oddech, tuż przy swoim policzku. Jej płuca trawił ogień, jednak umysł z chorą dokładnością odbierał wszystkie bodźce. Wtem usłyszała zniekształcony ranami, męski szept, tuż przy sowim uchu:
-To było coś niesamowitego, naprawdę... Nieczęsto miewa się takie odloty... Zaraz zrobimy to jeszcze raz, mała kurwo...
Z jej ust nie dobywało się już nic... rozwarte w nieudolnej próbie pochwycenia powietrza, wydały tylko cichy zgrzyt, który miał być krzykiem. Wtem coś w jej karku trzasnęło...
Obudziwszy się, skuliła się w za dużym dla niej łóżku. Cała była pokryta lodowatym potem, a gardło bolało ją od krzyków, jakie musiała z siebie wydać przez sen. To nie było realne... Ajia... spokojnie... to tylko sen... to tylko sen... mamrotała do siebie, niczym mantrę. Po jej policzkach spływały kolejne łzy, choć nie otworzyła oczu. Otaczała ja tylko ciemność. Już nigdzie nie czuła się bezpiecznie. Po chwili jednak spięte mięśnie rozluźniły się, a słowa dotarły do otępiałego przerażeniem umysłu. Otarłszy twarz, kawałkiem zmiętego prześcieradła, usiadła, opierając się nagimi plecami o lodowatą ścianę. Nadal była w swoim mieszkaniu, w sypialni. Przez szerokie okno wpadało nocne światło, rozświetlając część pomieszczenia. Przełknąwszy gorzką flegmę, jaka nagromadziła się w jej ustach, wstała z łóżka i podeszła do szklanej tafli, za którą rozciągał się jej balkon. Otuliwszy się kocem, którym przed chwilą była przykryta, wyszła na zewnątrz. Chłodny powiew, osuszył jej skórę, przyprawiając ją o drżenie. Czując pod stopami lodowaty kamień, oparła się o barierkę i spojrzała ulice. Była to ta krótka godzina, gdy wszystko na chwilę zamierało... gdy na ulicach nie było prawie nikogo. Ostatnie tchnienie nocy, w którym wszyscy spali, czekając na świt. Westchnąwszy spojrzała na powoli różowiejące niebo. W cichym zachwycie, obserwowała początek dnia na stacji, którego nie potrafiła porównać do czegokolwiek. Z zamyślenia wyrwało ją drżenie, które narastając przypominało jej o chłodzie, emanującym z otoczenia. Podciągnąwszy koc, który zsunął się z niej odrobinę weszła do mieszkania i zamknąwszy za sobą szklane drzwi, ruszyła do łazienki. Ciepła woda zadziałała niczym wrzątek, padając na jej wychłodzone ciało. Mimo to drellka uśmiechnęła się, czując jej strumienie na sobie. Wszystko to świadczyło że nadal żyje... Wytarłszy się, weszła z powrotem do sypialni. Ogarnąwszy wszystko, by pozostawić za sobą chociaż minimalny porządek, otworzyła dosyć sporą wnękę w ścianie. W środku znajdował się jej pancerz, wraz z hełmem i pasami magnetycznymi. Wyciągnąwszy cały zestaw, położyła go na łóżku. Nie miała zamiaru zakładać go na gołą skórę, jednak z jakiejś przyczyny musiała na niego spojrzeć. Skrzywiwszy się lekko, odwróciła się i wyciągnęła z swojej szafeczki zestaw ubrań, jaki przeważnie zakładała pod ten kombinezon. Wciągnąwszy na siebie ubranie, zabrała się za zapinanie kolejnych zamków w zbroi. Ajia uspokoiła się trochę, słysząc cichy szczęk mechanizmów, i zaczepów gdy mocowała kolejne elementy. Po chwili była już gotowa, a na łóżku pozostał tylko hełm, którego nie zamontowała do całości. Nienawidziła cholerstwa... zawsze bała się że przytrzaśnie jej kołnierz, a do tego było masakryczne niewygodne i ograniczało pole widzenia. Mimo to musiała go zabrać ze sobą. Westchnąwszy, z wyraźnym niezadowoleniem przymocowała go zbroi, po czym narzuciła na głowę kaptur. Przynajmniej chwilowo nie musiała go włączać. Po chwili namysłu przygotowała również niewielki plecak podróżny, do którego zapakowała dodatkowy zestaw ubrań i parę niezbędnych w parodniowej podróży rzeczy. Zarzuciwszy go na ramie, ostatni raz spojrzała smutnym wzrokiem na swoje mieszkanko i wyszła zamykając drzwi. W drodze do doków, wstąpiła do niewielkiego baru, którego właściciel znany był z przyzwoitego traktowania funkcjonariuszy. Zresztą była to jedyna jadłodajnia na jej trasie. Pośpiesznie zjadłszy ciepły posiłek, zapłaciła i ruszyła w dalszą drogę. Odbiła tylko na chwilę, by odebrać ze skrytki magnetycznej swoją broń. M-96 Motyka, którą kupiła od nieznanego użytkownika Omnillegro wyglądała prawie jak nowa. Obok niej leżał również datadysk, z gotowymi dokumentami rejestracyjnymi. Skrzywiwszy się lekko, wyciągnęła oba przedmioty i ruszyła w swoją drogę. Poddenerwowanie i niepokój zmusiły ją do przyspieszenia kroku, przez co ostatni odcinek pokonała pół biegnąc. Nie przeszkodziło jej to jednak w wypełnieniu formularza na omnikluczu i dokładnemu przebadaniu broni, która teraz wisiała przy jej lewym udzie. Karabin był lżejszy niż starsze modele, z których strzelała na strzelnicy jednak nie powinno to jej przeszkadzać. Poza tym tak jak się spodziewała był w idealnym stanie. Przystanąwszy na chwilę przed dokiem, domontowała do niego Celownik Optyczny, który do tej pory znajdował się w jej kieszeni. Mając nadzieję, ze nie kazała nikomu na siebie czekać weszła do środka. Fregata Vulture nie różniła się niczym od standardowej, adekwatnej, turiańskiej jednostki ostatniego dziesięciolecia, nie licząc barw SOC i niewielkich modyfikacji w uzbrojeniu. Ot nic specjalnego. Poprawiwszy ramię plecaka, weszła na pokład, uprzednio wpisawszy kod dostępowy, który otrzymała wraz z danymi misji. Na pokładzie czekała na nią już reszta nielicznej załogi, w składzie Asai i pilota-koronera, zwanego Aephaxem. Turianina znała zarówno z biura, jak i paru spraw, przy których służył jej pomocną ręką. Choć zawsze wydawał się jej lekko mroczną i tajemniczą osobistością, przez ciemnozielone tatuaże i dziwne, wręcz chorobliwie żółte oczy, to czuła do niego sympatię. Tak jak drellki, traktowany był niczym nieprzyjemny dodatek przy innych agentach... wykazywał również niesamowity profesjonalizm, jako koroner, a choć uchodziła za bawidamka to Ajia sądziła, że w stosunkach do niej zawsze był po prostu uprzejmy. Kapkę bawił ją jego strach przed Akią, choć potrafiła go zrozumieć. Każdy kto potrafił przeczuć co kryła jej siostra miał czego się obawiać. W sumie, nawet dobrze to o nim świadczyło. Lubiła jego towarzystwo, choć jej zdaniem był kapkę nazbyt cyniczny i bezwzględny w swoich opiniach. Egoizm i beznamiętność, nie były według drellki najlepszymi cechami u policjanta. Szkoda tylko że zaszył się na mostku, odcinając od kobiet. Nie żeby miała ochotę z nim rozmawiać, ale lubiła popatrzeć na błyski przy przeskokach przez przekaźniki masy. Przynajmniej Asaia nie starała się jej unikać. Asari wyglądała na mocno przybitą i podenerwowaną, co nie umknęło drellce. Choć przyzwyczaiła się do pozornie groźnego wyrazu jej twarzy, to nadal współczuła kobiecie. Problem w tym że za słabo ją znała, by móc jej pomóc. Mimo to cieszyło ją jej towarzystwo, nawet jeśli przez długie minuty się do siebie nie odzywały. Start obył się bez problemów, a maszynownia, do której w pierwszej kolejności udała się Ajia, była daleko nowocześniejsza niż ostatnie miejsce jej pracy. Bez trudu ustawiła wszystkie parametry na optymalne wartości, dodatkowo usprawniając niektóre z nich. Wolała nie ryzykować, a zresztą była to również jej praca. Teraz przynajmniej mogła skupić się tylko na tym. Grzebanie w parametrach i urządzeniach uspokajało ja i nie pozwalało myśleć o zadaniu... o misji... i o czymkolwiek. Niecałą godzinę po starcie, wyszły stamtąd i usiadły razem w ambulatorium. Jej towarzyszka wydawała się w tym pomieszczeniu odrobinę spokojniejsza, a Ajia i tak nie miała już co robić. Kapkę rozbawiona komentarzem, jaki ta rzuciła po tym jak parę razy napotkał je Aephax, powiedziała, lekko poddenerwowanym głosem:
-Nie przejmuj się. Może jest... dziwny, ale raczej obserwuje Ciebie z innych powodów. Wiesz... on jest znany z dużej atencji dla płci przeciwnej. Poza tym jednak chyba jest niegroźny, znam go trochę z biura i raczej ma wyczucie... -wtem usłyszała komunikat o zmianie kursu. Ajia zmarszczyła brwi, nie wiedząc co mogło być tego powodem, po czym w ślad za Asaią zerwała się z krzesła i pół biegiem ruszyła w stronę terminalu map. Zająwszy miejsce pozwalające na obserwację dosyć sporego obrazu planety, zapytała krótko, dosyć rzeczowym i spokojnym tonem:
-Co się dzieje?