3 kwie 2014, o 15:56
Ajia prawie nie straciła panowania nad promem, gdy doskoczył do niej Aephax. Bogowie... tylko nie teraz. wymamrotała po czym skuliła się odrobinę bardziej, by nie mógł jej przeszkadzać w pilotowaniu. Bogowie... co ja zrobiłam? pomyślała, gdy do jej prawie głuchego umysłu dotarło coś na kształt:
-Mogłaś mi... Su...ka... pomyśleć... że... zaufałem. Będzi...esz moim... pacjentem...
Na szczęście jednak resztę jego wypowiedzi zagłuszył huk wyładowań elektrycznych. Próbując nie myśleć nawet o tym, w jaki sposób skrzywdziła Aephaxa, że musiał użyć podobnych słów pod jej kątem, skupiła się na locie. Naprawdę nie chciała nikogo ranić, czy krzywdzić. Mimo to najwidoczniej jej działania w jakiś sposób zrobiła coś złego turianinowi, lub jego przyjaciółce, choć nie potrafiła nawet zrozumieć jak. Od początku starała się im pomóc... najlepiej jak umiała, a teraz grożono jej śmiercią... Chwilowo jednak miała odrobinę bardziej naglące problemy na zranionej głowie. Choć liczba wyładowań odczuwalnie się zmniejszyła, to teraz większość z nich uderzała niepokojąco blisko nich i to w momencie gdy Ajia nie mogła nawet odrobinę przyspieszyć. Tylko jakimś chorym cudem nie zahaczyła o żaden z nich, nie mówiąc już o instalacjach samej stacji. Jedyne co lekko ją pocieszało to chwilowy brak mdłości, czy innych nieprzyjemnych odczuć, świadczących o wstrząśnieniu mózgu. Z drugiej jednak strony ilość adrenaliny jaka chwilowo krążyła w jej krwi, mogła skutecznie zagłuszyć podobne ostrzeżenia. Odetchnąwszy lekko, gdy tylko znaleźli się nad płytą lotniska, zaczęła obniżać lot, włączając i dezaktywując określone systemy. Bajzel jaki pozostawił po sobie Aephax, oraz ślady krwi jej własnej krwi nijak jej w tym nie pomagały, ale chwilowo nic nie mogła na to poradzić. Pomimo swojego nie najlepszego stanu, bez większego problemu posadziła prom na ziemi. Zamarłszy na chwilę w bezruchu, opuściła głowę, z której znowu zaczęła skapywać krew. Bogowie... nigdy więcej... nigdy więcej podobnych lotów. Nie mam zamiaru nikogo narażać... Arashu, co ja zrobiłam Aephaxowi?. Po chwili z jej dłoni wyślizgnęły się oblepione odrobiną zasychającej krwi wolanty. Wtem poczuła jak ktoś staje nad nią i odchyla jej głowę. Tylko szybko... pomyślała, zanim jej oczy rozpoznały stojącą nad nią osobę. Choć głuchota przechodziła jej dosyć powoli, to drellce udało się rozpoznać ton i barwę głosu. Asaia? Ale dlaczego... czy z quarianką wszystko w porządku? Zostaw... to tylko tak źle wygląda. chciała powiedzieć, ale przez zaciśnięte gardło wydostało się tylko ostatnie zdanie i to mocno przytłumione. Gdy ta jednak nie ustąpiła i powtórzyła swoje słowa, Ajia po prostu zamknęła oczy i poddała się zabiegom lekarki. Choć bardzo starała się nie okazywać tego po sobie, to każde, nawet najdelikatniejsze dotknięcie uszkodzonej płytki sprawiało jej paskudny, tępy ból, jakby ktoś próbował ja oskalpować w tym miejscu. Jednak gdy pod płytkę dostał się płyn dezynfekujący, drellka nie wytrzymała i jęknęła cichutko. Mimo że mniej więcej wiedziała co chce zrobić asari, musiała mocno chwycić poręcze fotela, by nie szarpać się pod dotykiem Asai. Pod warstwą krwi i osocza, pokrywającą jej twarz mocno pobladła, a po chwili z jej zaciśniętych kurczowo oczu spłynęła parę kropelek, żłobiąc wyraźne ślady. Mimo to gdy usłyszała spokojny i kojący ton towarzyszki kapkę się rozluźniła, a nawet blado uśmiechnęła. Czując jak powoli rwący ból, ustępuje miejsca chłodnemu, rytmicznemu pulsowaniu otworzyła oczy. Asaia w tym momencie zaczynała owijać wokół jej głowy bandaż, blokując płytkę. Choć sam materiał nie był najprzyjemniejszy w dotyku, a rana bolała przy dotknięciu to Ajia czuła się znacznie lepiej... a w każdym razie takie miała wrażenie. Zerkając dosyć nerwowo na asari i w bok na Aephaxa, cierpliwie czekała aż zabieg dobiegnie końca. Lekko niepewnym ruchem uniosła dłoń, by pomóc Asai, jednak rozmyśliła się i pozwoliła jej skończyć. Gdy ta w końcu skończyła, Ajia pospiesznie naciągnęła na głowę kaptur, by zasłonić zranione miejsce. Nigdy nie lubiła gdy ktoś widział ją w podobnym stanie, a w szczególności gdy były to istoty na których jej zależało. Już miała zacząć przepraszać turianina, gdy usłyszała pytanie asari. Spojrzawszy na nią przepraszająco i z wzrokiem pełnym rozbrajającej wdzięczności powiedziała cicho, lekko schrypniętym i zmartwionym głosem:
-Będę... naprawdę przepraszam, nie powinnam was narażać na podobne rzeczy... po prostu nie mogłam sięgnąć do części przełączników, które wyłączył niechcący Aephax... wiesz te promy nie koniecznie są przystosowane do pilotów mojego gabarytu...-westchnęła-Nie powinnam korygować drugiego pilota... ale nie chciałam żebyśmy się rozbili, tuż po tym jak wyłączyłoby się chłodzenie na reaktorze... Przepraszam Aephax.
Drellka zerknęła jeszcze przepraszająco na turianina, oczekując kolejnych wyzwisk pod swoim kątem, po czym podniosła się z miejsca i zaczęła szukać swojego hełmu. Zlokalizowawszy go w końcu, wbitego gdzieś między siedzenia, ściągnęła na chwilę kaptur, po czym z lekkim stęknięciem wyciągnęła element pancerza. Poza niewielką rysą na lakierze, na szczęście nic mu się nie stało, co stwierdziła z ulgą. Otrzepawszy go lekko, wsadziła go na głowę uważając na ranę i nasunęła ponownie kaptur. Czuła się podle, a do tego cały czas bolały ją rany, choć już nie tak mocno. Przysporzyła tylko kłopotów Asai i Aephaxowi, a dodatkowo nie potrafiła rozgryźć, dlaczego turianin się na nią wściekł. Wyraźnie zmartwiona stanęła przy wyjściu z promu, czekając na swoich towarzyszy. Gdy już wszystko się wyjaśni, bądź nie na statku, miała zamiar odnaleźć Nache i wypytać ją o co jej dokładnie chodziło, a także samemu rozmówić się z miejscowymi, jeśli to będzie konieczne. Miała tylko nikłą nadzieję, że ten dzień nie zaserwuje już wiele gorszych zagrożeń dla jej towarzyszy.