Z Sidorchuk sprawa była prosta. Mogła nagiąć zasady, mogła powiedzieć więcej, niż zapewne życzyliby sobie jej przełożeni - musiała jednak coś na tym zyskać. A co było do zyskania? Wiele. Umówmy się, wszyscy tu obecni wiedzieli, że SOC nie jest tak samowystarczalne, jak próbuje się ludziom wmówić. Mają specjalistów, jasne, problem tylko, że ci najlepsi zajmują się czymś innym. Dotąd sprawa schematów i zgon volusa najwyraźniej nie były aż tak ważne, by zajęła się tym policyjna elita, więc... Jasne, pion Nadzwyczajnego Reagowania. Podobno ci najlepsi. Ale nawet w ramach tejże jednostki istniała pewna hierarchia i, cóż, Olga zdecydowanie nie była na samym szczycie. Reasumując - skoro powierzono tę sprawę nie faktycznym specom, a komuś nowemu, nikt nie powinien krytykować używanych przez Sidorchuk metod. Przynajmniej do momentu popełnienia przez nią faktycznego błędu - ale do tego przecież nie zamierzała dopuścić. Bo, jak wspomniałam na początku, zamierzała zyskać. Awans, to raz. I, patrząc na Lex, także odpowiednie kontakty. To dało się zrobić, co? Odrobina wzajemnej współpracy i wszyscy powinni być zadowoleni.
Olga nie tylko nie miała więc problemu z udzieleniem odpowiedzi na pytanie Crimson...
- Nic konkretnego. - Wzruszyła ramionami. - Wszystko wyczyszczone - omni-klucz, terminal - volus najpewniej otruty. Nasi to sprawdzają, ale przyczyna śmierci raczej nie będzie niespodzianką.
...jak też z przyzwalającym machnięciem ręką Markowi. Niech mówi. Ostatecznie teraz wszyscy siedzą w tym razem. Oczywiście, po słowach policjanta zapewne przydałby się jakiś komentarz z jej strony, nie dano jej jednak na to czasu, bo w pomieszczeniu pojawił się ktoś nowy i... Cóż. Świeżak większy niż ona sama, sądząc po zachowaniu. Tłumiąc westchnięcie, przykucnęła, by pomóc chłopakowi pozbierać datapady (nie omieszkała przy tym rzucić okiem, czy na którymś nie wyświetla się coś ciekawego), jednocześnie słuchając, co ma do powiedzenia. Gdy zaś ten wreszcie zorientował się, że wspomniani Crimsonowie są w pokoju, uśmiechnęła się uspokajająco.
- W porządku, mają prawo wiedzieć. - Obejrzała się na głównych zainteresowanych. - To już chyba sprawa osobista, co? Ktoś nieźle się przygotował i wie, jak narobić wam koło dupy. - Wszyscy wiedzieli, że w przypadku konieczności wskazania kozła ofiarnego, Crimsonowie zostali podani na eleganckiej, gustownie przystrojonej tacy.
Oddając zebrane datapady młodemu, wyprostowała się i zamyśliła na chwilę. Pogaduszki pogaduszkami, ale naprawdę coś należało zrobić. Przeszukanie hotelu nie przyniosło może spodziewanych informacji, ale jednak coś dawało. Cokolwiek. A skoro pracowali już w nieco większym gronie...
- Sprawdzicie mi jeden trop. - Jasne, niby wy, ale znów chodziło raczej o Alexis. Zwracając się do Marka, ruchem głowy wskazała rodzeństwo. - Pokaż im tego smoka, powiedz, co wiecie. - Sama nie mogła być wszędzie, zresztą - mogła się założyć, że jeśli gdzieś w mniej oficjalnych odmętach extranetu znajduje się coś ciekawego na pożądany temat, Lex dotrze do tego szybciej i sprawniej niż którykolwiek z policjantów. Kwestia tylko, czy będzie chciała potem współpracować, ale... Cóż. Ryzyko. Znów spojrzała na rodzeństwo. - Nie kręćcie się raczej po hotelu. Nie mogę was oficjalnie zwolnić. - Wzruszyła lekko ramionami. Taka prawda - póki wszystkie dowody wskazywały na nich, póty nie mogła tak po prostu ich puścić, rzucając na odchodnym radosne róbcie co chcecie. Procedury, wiadomo. Nie zmieniało to jednak faktu, że nie zamierzała ich trzymać na krótkiej smyczy. Mogli działać. Mogli szukać, tylko... Z rozsądkiem. - Aha, i wasze omni-klucze. Nadal chcę je przeszukać. - Uniosła lekko brwi. Sorry. Musiała. To, co zrobi ze znalezionymi tam informacjami - jeśli w ogóle odkryje tam coś przydatnego - to już inna bajka, niekoniecznie przykładna i współgrająca z zasadami SOC.
Tymczasem pozostały dwa miejsca, w których chciała się jeszcze pojawić przed opuszczeniem hotelu. Bar. I pokój, podobno, Crimsonów. Dokładnie w tej kolejności. Z opuszczeniem obecnego apartamentu czekała jednak jeszcze na reakcję Alexis i Roya - faktycznie mogła czekać na ten nakaz, skoro za moment mogła mieć go w ręku, z drugiej strony jednak miała chyba jeszcze nadzieję, że nie będą się bawić w tę całą biurokrację. Chciała tylko rzucić okiem i... Cóż, szczerze mówiąc, niezbyt interesowało ją czym zajmowali się Crimsonowie na co dzień. Póki nie byli seryjnymi mordercami - a gdyby byli, to raczej już by o tym wiedziała - póty mogli sobie robić, co chcieli. Teraz Sidorchuk zajmowała się jedną, określoną sprawą. Nic innego nie miało większego znaczenia.