Irene żachnęła się z irytacją. Głos Mwasy dobiegający z omni-klucza przestał jej pomagać w radzeniu sobie z narastającym niepokojem. Wręcz przeciwnie.
- Winda? Poważnie? - skrzywiła się. - Nie macie tu schodów?
Przed oczami stanął jej obraz mechanizmu dźwigu zacinającego się w połowie, a chwilę po nim drugi - metalowej puszki z ich trojgiem w środku, spadającej niezliczoną ilość pięter w dół. Nie wiedziała, jak głęboko sięga baza i ile jej pięter znajduje się pod nimi. Rozejrzała się po ścianach za oznaczeniami, licząc na jakąś wskazówkę pozwalającą jej wywnioskować na którym znajdują się w tym momencie.
Oddychała szybko i płytko, w każdej chwili spodziewając się czegoś rzucającego się na nią i wgryzającego się w szyję. Myśl, że jej szczęście nie może przecież trwać wiecznie, napawała ją paraliżującym przerażeniem, które z najwyższym trudem starała się zepchnąć w głąb umysłu. Skupiała się na oświetlaniu drogi latarką i liczeniu kroków. Uczucie bycia obserwowaną składała na karb wszechobecnej WI, bo choć mijane kamery były nieaktywne, to w każdej chwili aktywować się mogły. Gdyby Satori wiedziało dokładnie gdzie się znajdują, pewnie nie przetrwaliby już zbyt długo, dlatego Irene tak niechętnie podchodziła do pomysłu uruchomienia windy.
Kiedy dotarli do końca korytarza, przesunęła światłem latarki po napisach umieszczonych przed nimi drzwiach.
- Park - mruknęła. - To tutaj.
Chwilę później jednak znieruchomiała w zamyśleniu, wpatrując się w napis "KOSZARY - ADMINISTRACJA" po swojej lewej stronie. Przygryzła wargę, bijąc się z myślami. W innej sytuacji bez zastanowienia wpadłaby do środka i zebrałaby łupy, ale w tej typowej "innej sytuacji" zwykle nie miała na plecach oszalałej WI, nie do końca dobrowolnych kanibali i wybuchających Niszczycieli. Samo słowo "KOSZARY" dawało do zrozumienia, że pomieszczenia znajdujące się za grodziami wypełnione są najpewniej uzbrojonymi i opancerzonymi sługami WI. Pytanie tylko, jak bardzo martwymi. Nie chciała sama z siebie wpakować w jeszcze gorszą sytuację siebie, a przy okazji Marshalla i Olivii. Poza tym, najwyraźniej jej omni-klucz działał tak, jak sobie w danej chwili chciał. Cholerne Satori. Nawet jeśli było tam cokolwiek cennego czy przydatnego, skończyłoby się jak z kartą i omni-kluczem ordynatora.
Stała pod drzwiami dobrą minutę, wyliczając w głowie argumenty, dlaczego to nie jest dobry pomysł. O ile ktoś nie wybudził jej z zamyślenia wcześniej, w końcu westchnęła i podjęła ciężką decyzję - ruszyła w stronę parku.
- Im szybciej stąd wyjdziemy, tym lepiej - mruknęła, bardziej do siebie niż do pozostałych.
W momencie otwierania się drzwi uruchomiła kamuflaż taktyczny, już niemal automatycznie i odruchowo, z Predatorem gotowym do strzału.