Strona 11 z 18

Re: [Attyka Beta > System Morfeusz > Shodan]

: 13 lip 2014, o 21:22
autor: Mistrz Gry
Pomimo niesnasek, jakie zapanowały między trójką, faktem pozostawało, że ich położenie nie napawało optymizmem, w jakiekolwiek moralne otoczki by tego nie owinęli. Nie było wiadomo, co bardziej zaszkodzi żołnierzom, którzy być może już czekali na nich za zamkniętymi drzwiami - czy przedłużone działanie Satori, czy usmażenie ich implantów. To drugie na pewno zabije ich szybciej, a to pierwsze wolniej, jeśli w ogóle. Za mało wiedzieli o neurocybernetyce, żeby osądzić, co by się stało w drugim wypadku. Tak czy inaczej, należało wdrożyć wreszcie plan w życie, jakkolwiek ryzykowny by się nie wydawał. Kontrolka, którą wcześniej zamknęli, bez żadnego oporu ustąpiła wydanemu przez omni-klucz Irene rozkazowi otwarcia się. Drzwi syknęły i rozwarły się szybko, uwalniając mokre piekło.

Przed odrzwiami, jak się okazało, stały jak na razie tylko dwa mechy - najwyraźniej wysłane przez Satori jako zwiad, by określić, czy rzeczywiście przy windzie coś się kryje i czy warto poświęcać energię i moc obliczeniową na aktywowanie cyberzombich. Gdyby miały uczucia, na pewno zdjęłoby ich teraz niemałe zaskoczenie; tym większe, kiedy potężny strumień wody wypłynął prosto na nie i zmył je, podcinając chuderlawe, metalowe nogi LOKIch. Zaledwie dwie sekundy po zalaniu, ludzie usłyszeli bardzo głośny, choć znajomy huk. Jeden z mechów eksplodował - najwyraźniej woda dostała się do procesora cerebralnego, zapewne przez dziurę po kuli, i spowodowała katastrofalne w skutkach zwarcie. Los jednak nie okazał się dość łaskawy, by tak samo potraktować i drugiego mechanicznego strażnika. Tego pancerz okazał się szczelny. Nie zmieniało to faktu, że LOKI znalazł się pod wodą, a znając wspaniałą zwinność tych jednostek, trochę mu zajmie podnoszenie się.

Coś jednak poszło w planie nie tak. Drzwi, które przed chwilą otworzyli, nie zamknęły się ponownie, gdy Irene tego chciała - zamiast tego ich kontrolka zaiskrzyła kilkakrotnie, a następnie zmieniła kolor na niecodzienny czarno-biały. Cyfry i litery, które wcześniej na niej widziała, zaczęły się przesuwać po pulpicie, by wreszcie stworzyć obraz w stylu ASCII - obraz oczu, wbitych prosto w nią. Cokolwiek próbowała zrobić, kontrolka nie odpowiadała, a woda lała się dalej. Trójka widziała, jak podłoże pod nimi - jak się okazało, będące cienką warstwą czarnoziemu na metalowej podłodze, w którą korzenie drzew wydawały się być nienaturalne wwiercone - jest powoli zmywane i leci razem z wodą. Ale dobrze, spokojnie, mają czas, najwyżej się ukryją, może przepłyną dnem jeziorka na drugą stronę. Woda przecież nie zaleje całego tego parku w pięć minut, będzie dobrze. Trzeba tylko się pospieszyć...

Bum...

Owszem, Irene, Marshall i Olivia słyszeli dźwięki z głębi hali parkowej. Słyszeli, chrzęsty pancerzy i kroki na wilgotnej ziemi - znak, że cyberzombie się obudziły i już po nich idą, niechętnie kierowane wolą swojego pana. Ale nie tylko to usłyszeli. Z walącymi sercami skierowali swój wzrok znowu do przedsionka windy. Jej szyb zadźwięczał ciężko, trochę jak gdyby w środku ktoś mocno uderzył o ścianę sporym głazem.

A potem znowu...

I znowu...
Głośniej, schodząc w dół...

Omni-klucz Irene zapipczał, na znak, że zaplanowana wcześniej akcja - podpięcie się do generatora - jest gotowa. Do spowodowania spięcia pozostało wydanie jednej komendy na interfejsie, jednak Irene nie będzie w stanie tego zrobić, będąc więcej niż 20 metrów od maszyny. Z tyłu z kolei słyszeli ciężkie, niezgrabne kroki żołnierzy, coraz bliżej i bliżej. Irene owszem, mogła wykorzystać jakiś sposób, by zelektryfikować wodę i zastawić pułapkę na napastników, ale jak by wtedy uniknęła spalenia wszystkich ocalałych, którzy wciąż byli po kostki w bieżącej, rozprzestrzeniającej się wodzie?

Ach, no i pozostawał fakt, że jeśli to zrobi, to na pewno coś, co zbliża się właśnie szybem, też zostanie usmażone. Ciekawość, cóż mogło to być, umarła w nich w tym samym momencie, w którym usłyszeli z szybu potężny, zwierzęcy ryk czegoś, co z pewnością będzie dla nich zbyt wielkim wyzwaniem. Dla opętanych żołnierzy pewnie zresztą też...

Wyświetl wiadomość pozafabularną

Re: [Attyka Beta > System Morfeusz > Shodan]

: 17 lip 2014, o 21:12
autor: Olivia Harvin
W pierwszej chwili nie chciała na to patrzeć. Zacisnęła mocno powieki, powtarzając sobie w myślach jak jakąś mantrę, że wszystko przecież musi być do jasnej cholery dobrze. Trzymała się mocno, jakby od tego zależało jej życie i poniekąd było to dość słuszne przypuszczenie. Dopiero kiedy do jej uszu doszła eksplozja mecha, odważyła się unieść jedną, następnie i drugą powiekę. Woda sączyła się dalej, w głąb stacji, a Irene chyba nie mogła sobie poradzić z zamknięciem drzwi. No tak. Satori musiała się chyba nimi zainteresować. Ostrożnie wygięła szyję, aby sprawdzić, jak wiele jej sług znajduje się w ich najbliższym otoczeniu. I choć były to pojedyncze jednostki, to o ile ją słuch nie mylił, a niestety rzadko kiedy zawodził, posiłki już biegną.
- Wiesz, że gdybyśmy ich porazili prądem, ten cały oddział nie biegłby właśnie w naszą stronę z zamiarem wyeliminowania celu, którym, jak zapewne doskonale wiesz, jesteśmy my? Czy to nie jest teraz odpowiedni moment na Twoją moralizatorką przemowę do nich? W końcu przybywasz w pokoju.
Pani doktor nie poprzestałaby na kilku zdaniach wyraźnie podirytowania straceniem takiej szansy na zyskanie chociaż odrobiny przewagi, gdyby nie huk zmieszany z rykiem czegoś, czego nawet nie chciała identyfikować. Naprawdę? Mało mieli przeszkód na swojej drodze w postaci bezmózgich żołnierzy, mechów i rozwydrzonej WI, aby jeszcze jakiś stwór z głębin musiał się tutaj zaraz zjawić?
- Nie wiem jak Wy, ale ja nie zamierzam tutaj wisieć i czekać, aż to coś się pojawi na horyzoncie bądź aż nas przyjaciele Marshalla nie ustrzelą. To jest idealny moment na taktyczny odwrót, jeśli chcemy ujść z tego żywi...
Nie była stworzona do roli bohaterki. Chciała przeżyć, czy prosiła o aż tak wiele? Dała znać Irene oraz chorążemu, po czym pierwsza zeskoczyła. I ile sił w nogach, puściła się biegiem przed siebie. Przy odrobienie szczęścia oraz dzięki biotycznej osłonie uda się jej przebiec przez park. Bo co jej innego pozostało? Udawanie grzyba na ścianie? Oczywiście starała się manewrować swoją trasą tak, aby nie wpaść na żadną, większą grupę stanowiącą jakiekolwiek zagrożenie (czyli omijała szerokim łukiem wszelkie mechy, żołnierzy, a nawet automaty z napojami czy przekąskami, gdyż te również mogły być zainfekowane przez Satori i celowo wypluwać na Ciebie swoją zawartość). Olivia już nie raz zmuszona była uciekać, miała więc jakąś wprawę. A że wola przeżycia była w niej silna, motywowała tylko biedną panią doktor, która znalazła się w środku piekła. Naprawdę liczyła na to, że uda im się przebiec ten cholerny park i więcej go już nie zobaczy w swoim dalszym, szczęśliwym życiu na oczy. A gdyby jeszcze stwór, który się zbliżał, skutecznie zająłby swoją osobą Satori, chyba posikałaby się ze szczęścia.
I chyba tylko z dobroci serca, w razie problemu swoją biotyczną osłoną objęła również Marshalla bądź Irene. Nikomu nie życzyła śmierci w tym miejscu. Nawet Człowiekowi Iluzji. No dobra. Jemu jak najbardziej.

Re: [Attyka Beta > System Morfeusz > Shodan]

: 18 lip 2014, o 20:01
autor: Marshall Hearrow
Wszystko działo się tak chaotycznie, że Arrow tak naprawdę czuł się jak w środku jakiejś wielkiej bitwy niż ucieczki z podwodnej bazy. Woda lała się nieprzerwanie, drzwi nie chciały się zamknąć z powrotem, wybuch mecha, odgłosy zbliżających się no nich sług Satori i paplająca mu nad uchem pani doktor. Miał ochotę zwyczajnie kazać jej się odpierdolić i tak mają teraz gorsze problemy a zwalanie całej sytuacji na chorążego wcale nie pomagało, jeśli tego nie zauważyła. Milczał. Zwyczajnie w świecie milczał i nie wdawał się w niepotrzebną dyskusję czując, że takowa mogłaby za daleko zajść. Tak naprawdę miał gdzieś, co o jego chęciach uratowania ludzi myśli zarówno rudowłosa Francuzka jak i wiecznie opierdzielająca go doktor Harvin. Wciąż uważał, że dobrze postąpił podejmując takie a nie inne decyzje i nie miał zamiaru wcale o tym rozmawiać. Taki był i albo się komuś to podobało albo nie, naprawdę miał to gdzieś.
Potem usłyszał to dziwaczne dudnienie w szybie.
- A to co znów do jasnej…? – zaczął, ale jego słowa zanikły przy krwiożerczym ryku wydobywającym się zza drzwi od windy. – Dobra. Nie chcę wiedzieć.
Minęło kilka sekund zanim cała sytuacja wreszcie do niego do niego dotarła. Chwycił Irene za ramię zdając sobie sprawę, że nic i tak nie zrobi z tymi drzwiami i pociągnął lekko zmuszając ją do biegu przed nim a zaraz za Olivią. W końcu, jeśli kogoś dorwą cyberzombiaki to będzie ostatnia osoba z uciekającej trójki – czyli on. Trudno, przynajmniej pani doktor byłaby zadowolona, że wyszło na jej. Przy okazji sięgnął po karabin, na wypadek gdyby trzeba było go użyć do rozwalenia np. mechów czy czegoś innego na ich drodze, wspomagając biotykę Olivii. Biegł za kobietami w kierunki drzwi wyjściowych z nadzieją, że to co najgorsze zostawią właśnie tu, w parku.

Re: [Attyka Beta > System Morfeusz > Shodan]

: 19 lip 2014, o 12:00
autor: Irene Dubois
Jeden mech się rozpadł, efektownie. Dobrze. Przy drzwiach został drugi... Irene i tak nie spodziewała się, żeby wszystko potoczyło się tak, jak zaplanowali. Usilne wmawianie sobie, że w sumie to nie jest tak źle jak mogłoby być, skończyło się w chwili, kiedy kontrolka drzwi zmieniła się w czarno-białe spojrzenie, a z szybu wydobyło się dudnienie. Gwałtownie odwróciła głowę w stronę, z której dobiegał przerażający dźwięk. Potem z powrotem w stronę parku, gdzie dziesiątki nóg prowadziły sługi Satori w kierunku planowanej egzekucji. I z przodu, i z tyłu czekała na nich śmierć. Irene sapnęła rozpaczliwie, sama już nie wiedząc co ze sobą zrobić.

Taktyczny odwrót, tak... Słowa Olivii miały trochę sensu. W sumie tyle sensu, że ucieczka była jedynym, co im pozostało. Mogli liczyć na to, że mieszkańcy podwodnej stacji nie dadzą Satori tak po prostu użyć swojego ciała do zabicia ich trójki. Mogli też mieć nadzieję w biotycznej osłonie, która już kształtowała się, wypływając z rąk Olivii. Albo w kradzionych pancerzach - gdyby sytuacja była mniej napięta, Irene nawet uśmiechnęłaby się do tej myśli. Cóż, nie tym razem.
Być może potwór z szybu zajmie się ludźmi w parku, jeśli ich trójka ucieknie wystarczająco szybko. Spojrzała na chorążego. Czy to był ten ratunek, którego od niej oczekiwał? To powstrzymywanie morderczych zapędów? Lepiej było zesłać na nich wszystkich krwiożercze podwodne monstrum, żeby wszyscy tu obecni po rozszarpaniu swoich współpracowników mogli zostać rozszarpani sami? Cokolwiek tam schodzi, z pewnością nie zrezygnuje po jednej trzeciej, czy po połowie obecnych tu ludzi.
Czując, jak Marshall szarpie ją za ramię i popycha do biegu, wybudziła się z zamyślenia i ruszyła za Olivią. Uruchomiła omni-klucz i starając się nie potknąć o własne nogi, wprowadziła sekwencję kodu do generatora. Nie miało to natychmiastowego skutku, więc chorąży nie musiał protestować, bo przecież nie wiedział, co Irene robi... Dwadzieścia sekund. Po takim czasie generator dostarczy maksymalną moc zasilającą do samego siebie. I jednocześnie do windy, oświetlenia parku i całej wymienionej tam reszty, Irene nie miała czasu nawet czytać. W dwadzieścia sekund z pewnością znajdą się na korytarzu i zamkną za sobą park. Jeśli coś ich bardzo spowolni, cóż, będą wtedy na moście, a na pomost woda nie wpłynie, bo przecież woda nie płynie pod górę... Prawda? Myśli pędziły jak szalone, a ona próbowała utrzymać tempo Olivii, kryjąc się pod jej biotyczną barierą.

Jeśli dźwięki dobiegające z szybu zbliżały się zbyt szybko, a nie daj bóg dołączył do nich widok morskiego potwora, Irene dobyła strzelby i wystrzeliła prosto w głowę mecha, podnoszącego się chybotliwie z zalanej podłogi. Niech wybuchnie temu monstrum prosto w twarz... o ile to ma twarz... i chwilowo to coś spowolni. Wybuch może też odwrócić jego uwagę od ich trojga.

Potem Irene uruchomiła kamuflaż, choć na kilka sekund, i pędząc na łeb, na szyję, posłusznie podążała za Olivią. Liczyła na to, że żadne z nich nie zostanie poważnie ranne w szaleńczym pędzie, ale wiedziała jak płonne są takie nadzieje w tym podwodnym piekle. Jednocześnie w głowie liczyła sekundy, pilnując, by żadne z nich nie znalazło się w wodzie, gdy nastąpi zwarcie, gotowa w każdej chwili zatrzymać ich w miejscu. Będę się z tego tłumaczyła później, pomyślała, widząc już oczami wyobraźni wściekłość Marshalla.

Re: [Attyka Beta > System Morfeusz > Shodan]

: 26 lip 2014, o 09:47
autor: Rzut kością
Wyświetl wiadomość pozafabularną

Re: [Attyka Beta > System Morfeusz > Shodan]

: 26 lip 2014, o 10:48
autor: Mistrz Gry
Od początku pobytu na Shodan, trójkę prześladował pech, jakiego nie powstydziłby się quarianin na Omedze. Tym razem jednak miało być troszkę inaczej.

Za inicjatywą Olivii zerwali się do szaleńczego biegu, i to w samą porę - przytłumione warknięcia i łomot szybu, który słyszeli wcześniej, zmienił się po chwili w rozgorączkowane chlapanie wody i kwik. Spodziewali się mocarnego ryku jakiegoś wielkiego, opancerzonego, podobnego plezjozaurowi stwora, jednak wyraźnie usłyszeli kwik, jakby jednocześnie odezwało się tysiąc zranionych świń. Biegnący z tyłu Marshall zdążył na krótko się odwrócić, by kątem oka dojrzeć wśród ciemności - powoli rozpędzanej przez nikłe, ale jednak zapalające się światła w parku, zasilane generatorem włączonym przez Irene - oślizgłego, obłego stwora, z wielością wyrastających z niego płetw i macek, oraz rzędem pomarańczowych oczu łypiących dookoła. Jeden z cyberzombich, który zdążył doczłapać do windy i dołączyć do wstającego mecha, oddał jeden strzał z pistoletu Kat w stronę stworzenia. Pocisk przebił najpierw warstwę gęstego śluzu, a potem miękką łuskę, zdradzając żałosne dość opancerzenie tego czegoś. Naturalnie jednak, był to wielki taktyczny błąd ze strony kontrolującej człowieka WI. Hearrowowi oczy rozszerzyły się jeszcze bardziej, jak ujrzał znajome, błękitne wyładowania, które zaczęły migotać wokół stwora, odbijając się światłem od śluzu. Nie minęła sekunda, jak napastnik poszybował przez powietrze, ciśnięty biotycznym ciosem podmorskiego przybysza.

Podczas tego biegu uświadomili sobie, że bogowie władający galaktyką musieli raz, ten jeden raz się do nich przychylić. Nie, nie obyło się bez spotkania z maszerującymi powoli sługami Satori - nie byli w stanie dość szybko zareagować, gdy jeden z nich, opancerzony żołnierz ze strzelbą Katana, wychynął zza rogu. Wycelował w nich, ale nie strzelił. Usłyszeli coś dziwnego, coś w rodzaju skwierczenia wydobywającego się spod jego hełmu, a potem opętany żołdak rzekł mechanicznym głosem: - Z͢m͝i̧an̵a pri̷o͠ryt̕e͢tu ̴c͘eļu. - i minął ich, ignorując kompletnie, po czym ruszył w stronę windy. Słyszeli z tamtego kierunku kwik, strzały i charakterystyczne odgłosy biotycznych wyładowań. Zapewne gdyby zostawili walczących samym sobie, efektywnie wymordowaliby się nawzajem, ale nie starczyło na to czasu. Poza tym, słodki stwór mógł potem pójść po nich.

Dlatego też sprintowali dalej, w nadziei, że następne napotkane sługi WI również uznają potwora za groźniejszy cel - w większości tak się stało, jednak z gardła jednego z cyberzombie usłyszeli: - P͝owst͘r͟z̀ym͞ąć ͟cel̛e ̕d҉rưg̵or̡zędne̢. - I od razu zagryźli wargi, gotowi na nawałnicę pocisków i własną śmierć. Pierwsza rzecz nadeszła. Druga - nie. Choć opętani skierowali swój ogień na nich, to jednak większość najgroźniejszych powędrowała już, by walczyć z podmorskim stworem. Z tyłu zostali już tylko żałośnie powolni woźni, lekarze i sprzątacze, którzy nie mogli dosięgnąć pędzących ludzi swoimi kluczami francuskimi i metalowymi rurami. Tylko kilku zzombifikowanych urzędników i jeden szeregowy żołnierz posiadali broń palną. Jednak na szczęście dla trójki, biotyczna bariera Olivii wytrzymała - choć wiele pocisków trafiło w nich, a Marshallowi zdarzyło się oberwać nawet większością serii z karabinu Mściciel, to jednak połączenie bariery i tarcz wytrwało atak powolnych i niezdarnych przeciwników.

Zostało paręnaście metrów, gdy z głośników pod sufitem dosłyszeli znajomy, wściekły pisk Satori. Nad drzwiami wyjściowymi, do których właśnie pędzili, zaświeciła się czerwona, obracająca się lampka ostrzegawcza, a same grodzie zaczęły się do siebie zbliżać. Przyspieszyli kroku, choćby miało to oznaczać padnięcie mięśni i zerwanie ścięgien... I udało się. Niemal rzucili się przez zamykające się drzwi, kryjąc się za nimi przed kolejnymi kulami, z satysfakcją patrząc, jak cienka szpara zamyka się całkowicie, oddzielając ich od piekła panującego w parku. Choć słyszeli kule odbijające się rykoszetem od drzwi z drugiej strony, żadne z nich nie były w stanie spenetrować twardego tytanu, z którego zostały wykonane. Choć oni sami ociekali wodą, to lejący się z windy potok nie okazał się być szybszy od nich i przestrzeń po ich stronie pozostała relatywnie sucha.

I bardzo dobrze, bo gdyby do środka dostała się jednak woda, następne parę sekund mogło się bardzo źle skończyć. Upragnione przez Irene 20 sekund minęło, a dźwięk, który wtedy usłyszeli z drugiej strony drzwi, trudno opisać krótkim słowem. Było to połączenie buczenia, krzyków, elektronicznego ryku Satori i... kwiku tego fascynującego, biotycznego stworzenia, z którego chyba właśnie zrobili materiał na sushi. Tak czy inaczej, otwieranie drzwi mogło się w tej chwili skończyć bardzo źle. Zresztą, nie mieli żadnego powodu, by to robić. Wejście do koszar, a potem do pokoju administratora, czekało.

Re: [Attyka Beta > System Morfeusz > Shodan]

: 26 lip 2014, o 11:37
autor: Marshall Hearrow
Dźwięk, który wydobył się z pomieszczenia z windą sprawił, że chorążemu ciarki przebiegły po plecach. Gdyby nie fakt, że Marshall pędził jak oszalały by ratować swoje życie zapewne zatrzymałby się z szokiem i niedowierzaniem spoglądając na owe dziwne stworzenie, które wylazło z szybu. W życiu nigdzie nie widział czegoś podobnego i był zdecydowanie przekonany, że nic nie stracił. Gdy odwrócił się jeszcze raz za siebie zwolnił nieco spoglądając na najosobliwszy widok w swoim życiu. Ogromny stwór morski z biotyką. Cudownie! Jeśli nikt go wcześniej nie odkrył Marshallowi nawet przez myśl przeszło, że mogliby go nazwać jego imieniem. Sytuacja była tak absurdalna, że Arrow był skłonny zapomnieć o tym, że powinien biec i ratować się przed owym stworzonkiem, nie wspominając już o fakcie, że wbiegali właśnie w hordę sług Satori.
Właśnie!
Marshall myślał, że już nic go nie zdziwi, gdy nagle obok niego wyrósł żołnierz i zamiast władować w nich kilka strzałów z Katany minął uciekającą trójkę i ruszył w stronę stwora. I w zasadzie na tym dziwoty i dziwności się skończyły, bo kolejni opętani przez WI ludzie już zaczęli w nich celować. Szczęściem w nieszczęściu było, że stanowili oni jedynie garstkę z tego co Irene, Olivia i Marshall widzieli, kiedy tu weszli za pierwszym razem. Oberwali kilka razy, ale poza lekkim zdjęciem tarcz nikomu na szczęście nic poważniejszego się nie stało.
Potem Arrow znów usłyszał ten charakterystyczny krzyk czy raczej pisk dochodzący z głośników i ku jego jeszcze większemu przerażeniu dojrzał jak drzwi tuż przed nimi zaczynają się zamykać.
- Drzwi…- zdołał tylko wysapać Marshall i jeszcze bardziej przyśpieszył by w ostatniej chwili w zasadzie przebiegając między grodziami i padając epicko na ziemię za nimi. Dyszał ciężko siedząc na ziemi oparty o ścianę by po chwili usłyszeć całą gamę dźwięków dobiegających zza zamkniętych drzwi parku. – Co do…
I wszystko stało się jasne. Spojrzał na Irene wciąż ciężko oddychając i… nie powiedział nic. Nie odezwał się ani słowem opierając jedynie głowę o ścianę ze zrezygnowaniem. Po chwili, gdy już oddech i tętno nieco mu się uspokoiły wstał, stwierdzając, że nie ma co marnować czasu i trzeba ruszać dalej. Przynajmniej droga była już im znana, a większość – jak miał nadzieję – przeciwników została usmażona na skwarki w parku.
- Ruszajmy. Trzeba dostać się do Mwasy, zanim zdążymy się zaznajomić z pobliską fauną. – powiedział beznamiętnie, kierując się powoli do pomieszczenia skąd mieli znaleźć drogę do szybu. Podszedł do drzwi od koszar czekając aż Irene odblokuje je z powrotem i będą mogli wejść do środka, gdzie w gabinecie administracyjnym czeka na nich kolejne dziwne coś, co wydaje ciekawe dźwięki. Chorąży cały czas z karabinem w ręku czekał z nadzieją, że w pokoju wypoczynkowym nie było niczego, co teraz weszłoby tutaj i chciało ich zamordować. Wolał się skupić na jednym przeciwniku, którego trzeba będzie zapewne unieszkodliwić, aby móc przedostać się dalej. Arrow wolał nie wiedzieć, kim lub, co gorsza, czym ów przeciwnik jest.

Re: [Attyka Beta > System Morfeusz > Shodan]

: 26 lip 2014, o 12:36
autor: Irene Dubois
W życiu nie widziała czegoś takiego. Nie interesowała się morską fauną co prawda, ale mimo wszystko... W każdym razie kiedy tylko jej oczom ukazało się morskie monstrum i jego biotyczne sztuczki, jęknęła tylko cicho i pociągnęła za sobą Marshalla, który najwyraźniej był tym potworem zafascynowany. Tylko dlaczego?! To nie był czas, ani miejsce na zatrzymywanie się i obserwowanie cudów przyrody.
Osiem... dziewięć...
Dziękowała wszystkim bogom, że monstrum zdecydowało się wyleźć z windy, kiedy żołnierz ze strzelbą ominął ich obojętnie, ale jednocześnie zielony, obślizgły, biotyczny widok upewnił ją w słuszności swojej decyzji. Była przekonana, że nawet jeśli ich trojgu udałoby się uciec, to Satori rzuciłoby wszystkich tu obecnych na pewną śmierć i wkrótce pomieszczenie z generatorem byłoby pełne trupów. Nikt by się nie ostał, bo przecież widziała już, jak Satori działa.
Trzynaście... czternaście...
Kilka pocisków odbiło się od bariery Olivii i od samej Irene, ale nie zrobiły jej krzywdy. Zaburzyły tylko lekko tempo jej biegu, bo słysząc wystrzały, miała ochotę w przerażeniu paść na deski mostu i skulić się, osłaniając się ramionami. Jakby to miało cokolwiek dać.
Osiemnaście...
W ostatniej chwili przeskoczyła przez zamykające się drzwi i upadła na kolana, podpierając się rękami. Ciężki od wody warkocz zsunął się jej z pleców i teraz wisiał nad jej ramieniem, zostawiając małą kałużę na podłodze. Wpatrywała się w nią, starając się nie słuchać krzyków, które dobiegły do niej zza zatrzaśniętych drzwi, w chwili, kiedy doliczyła do dwudziestu jeden. Cóż, najwyraźniej liczyła zbyt szybko. Potem zapadła cisza. Czekała na wybuch wściekłości chorążego, ale ten nie nastąpił. Niepewnie wyprostowała się w końcu, siadając w klęczkach i unosząc na niego wzrok. Mogła tego nie robić... Wolałaby, żeby ją opieprzył, żeby zwyzywał ją od najgorszych, wtedy przynajmniej mogłaby się wytłumaczyć. Teraz była pewna tylko jednego - nie interesuje go nic, co ona ma do powiedzenia.
- Przepraszam - rzuciła, sama nie wiedząc po co. Jakby to miało cokolwiek zmienić. To, co zrobiła, nie było całkiem niewłaściwe. Tak przynajmniej sądziła i w tym upewniła ją wcześniej Olivia, chociaż teraz obawiała się pretensji z jej strony za zabicie pięknego okazu morskiej fauny Shodan. - Nie patrz tak na mnie - dodała cicho i odwróciła się. Z przemoczonej do cna torby wydobyła jedną z zachowanych past białkowych i podała ją zapewne wycieńczonej Olivii.

Wycisnęła wodę z warkocza, który w tym momencie był tak ciężki, że mogłaby nim zabić i zgodnie z poleceniem chorążego wstała. Do drugich drzwi nie mieli daleko. Na wszelki wypadek dobyła broni, otworzyła je i wpuściła do środka pozostałych, w myślach postanawiając, że żadnych decyzji już nie podejmuje.
Widząc wejście do administracji zastawione szafkami, przypomniało się jej, że faktycznie, Olivia zabezpieczała je w ten sposób wcześniej. Nie mieli wyjścia, musieli odsunąć mebel, a pani doktor wyglądała na zbyt zmęczoną, by wymagać od niej jeszcze tego.
- Pomożesz mi? - rzuciła do chorążego i naparła na szafki. Były puste, więc niezbyt ciężkie, a przy pomocy Marshalla przesunięcie w ogóle nie stanowiło problemu.
Była gotowa odblokować drzwi do gabinetu administratora, jeśli tylko ją o to poproszą. Czekała, aż ze środka wydostanie się warczące coś.

Re: [Attyka Beta > System Morfeusz > Shodan]

: 26 lip 2014, o 23:15
autor: Olivia Harvin
Leżąc na zimnych i może nie do końca czystych kafelkach, co w obecnej chwili nawet ją nie obrzydzało, Olivia oddychała ciężko. Na chwilę przymknęła oczy, mimochodem wracając do tego, co się działo jeszcze przed chwilą - ich szaleńczy bieg, który oczywiście wzbudził zainteresowanie sług WI, miał zostać przerwany ostrzałem. Wolała nie analizować nawet tego, jakby się on skończył, gdyby nie tarcze oraz jej biotyczna osłona. Do teraz nie była nawet świadoma, że jest w stanie utrzymać tak długo jakąkolwiek, biotyczną tarczę. Rzecz jasna nie zamierzała tego powtarzać, gdyż wiązałoby się to z kolejnym, maksymalnym wysiłkiem, a nie potrafiła oszacować ile jeszcze będzie w stanie znieść przed utratą przytomności, co byłoby chyba w takiej sytuacji najmniej niebezpiecznym finałem. Mogłaby być z siebie dumna. I byłaby, gdyby jej życie wciąż nie było zagrożone. To, jak się tutaj znalazła w jednym kawałku, wciąż było dla pani doktor abstrakcyjne. Musiała się rzucić i przeczołgać, jak na scenie jakiegoś vidu akcji. Ale adrenalina przyszła z pomocą i właściwie zrobiła to podświadomie, inaczej zapewne w najmniej odpowiednim momencie zawahałaby się i skończyła jak mokra plama pod ciężkimi drzwiami. Kiedy w końcu mogła ruszyć rękoma, dotknęła kolejno twarzy i innych części ciała, upewniając się, że wszystko jest na swoim miejscu. Słyszała pozostałą dwójkę, która łapała oddech po ciężkim biegu, tak więc udało się. Może nie do końca tak to miało wyglądać w jej wizualizacji, którą miała w głowie po tym, jak zaczęła bieg, ale bynajmniej nie zamierzała wybrzydzać. Pytanie ile jeszcze przed nimi? Mając świadomość tego, że nawet nie dotarli do profesora, ciężko było mówić o wizji jakiegokolwiek zakończenia. A już na pewno nie szczęśliwego. Olivia naprawdę nie chciała zostać żadną bohaterką ludzkości. Chciała stąd po prostu wyjść, wydostać się na powierzchnie i wrócić gdziekolwiek, gdzie nie będzie tylko wody i podwodnej, tajnej placówki z jakimiś projektami chorych naukowców. Może być nawet Omegę. Praca u Mordina wydawała się jej teraz sielanką.
- Czy to coś władało biotyką?
Rzuciła w eter, tym samym dając znak, że żyje. Chyba leżała tak krzyżem bez większego ruchu zbyt długo, ponieważ kiedy otworzyła oczy, tkwiła nad nią Irene z tubką pasty. Rzygać się jej chciało od tej pożywnej brei, nie mniej zdrowy rozsądek skutecznie uciszył wybredne gusta. Musiała zjeść przynajmniej trochę, bowiem jej biotyka była na wagę złota. Dźwignęła się do pozycji siedzącej, gdyż doskonale wiedziała czym może się skończyć jedzenie na leżąco. Kiedy porzuciła własne myśli i skupiła się na rzeczywistości, wciąż słyszała krzyki zza drzwi. Postanowiła pozostać na nie głucha. Mniejsze złoto i te sprawy.
- Albo my, albo oni.
Dodała tylko widząc minę chorążego. Więcej pożytku by było z jego idealizmu, gdyby zbierał nieśmiertelniki i oddał je rodzinie. Ale tym razem postanowiła już niczego nie komentować. Odpakowała tubkę, zjadając tyle, ile musiała. Kiedy szafki zostały odsunięte, Olivia była już na nogach. Chyba nawet wróciła jej część kolorów. No ale przynajmniej czuła się lepiej.
- Jeśli to coś jest jedno, postaram się go złapać w zastój kiedy się drzwi otworzą. Wtedy możemy wbiec do środka i zostawić go samego tutaj, po drugiej stronie. Jeśli jest ich więcej, cóż, zmuszeni jesteśmy strzelać.
Pani doktor przyjęła pozycje, mając w pogotowiu pistolet. Czekała, aż drzwi się otworzą i wszystko stanie się jasne.

Re: [Attyka Beta > System Morfeusz > Shodan]

: 27 lip 2014, o 19:55
autor: Mistrz Gry
Mdła pasta proteinowa od Irene, która - tak się przynajmniej Olivii wydawało - nabrała od ostatniego razu jakiegoś dziwnego, nieprzyjemnego zapachu, weszła jej do żołądka z dziwną łatwością. Może to było przeczucie, że bez tego się nie obędzie, a może po prostu było jej już wszystko jedno. Tak czy inaczej, kalorie to kalorie, a biotyka lubi kalorie. Działały powoli, lecz pewnie. Minie kilkanaście minut, minie ból głowy, i Olivia będzie gotowa na kolejny biotyczny wyczyn. Przynajmniej taką miała nadzieję, że uda się jej coś zdziałać, zanim padnie.

Pomieszczenie z szafkami nie zmieniło się w absolutnie żaden sposób, odkąd tu byli - no, może zwłoki wydawały się coraz bardziej ponure. Drzwi do spustoszonej zbrojowni dalej stały otworem, zaś drzwi do pomieszczenia na wprost wejścia, trwały zamknięte. Nic się nie ruszało, nic nie zakradło się za nich, gdy zabawiali się w parku. Dookoła słyszeli tylko ciszę, kapanie wody i czasami jakiś nieodgadniony, odległy strzał czy jęk. Irene i Marshallowi udało się bez problemu przesunąć szafkę, którą Olivia wcześniej zablokowała tamto wejście - od razu jednak zauważyli coś niepokojącego, albo też raczej brak czegoś. Cokolwiek było po drugiej stronie tamtych drzwi podczas ich ostatniej wizyty, to, co tak waliło w tytanowe drzwi i wydawało z siebie piekielne odgłosy, teraz zamilkło i nie poruszało się. Nie słyszeli z drugiej strony absolutnie nic, jakby nieprzyjemny mieszkaniec tego pomieszczenia zasnął albo nie żył.

Choć na zamku drzwi widoczne było czerwone zabezpieczenie, to hakującą go Irene czekała niespodzianka. Firewall okazał się być... fałszywy. Gdy tylko otworzyła na swoim omni-kluczu program do łamania LODów, jedyne, co zrobiła kontrolka zamku, to wyłączyła skrypt zmieniający kolor kontrolki. Ktoś ustawił tu najwyraźniej nieprzyjemną podpuchę, albo z braku czasu na sporządzenie porządnego zabezpieczenia, albo z własnej niepomiernej głupoty, albo umyślnie, co wydawało się niepojęte. Trójka przezornie przybrała bojowe postawy, gotowa na spotkanie z czymkolwiek, co mogło rzucić się na nich z biura.

Drzwi z sykiem stanęły otworem, ukazując im puste pomieszczenie.

Cokolwiek było tu wcześniej, zdemolowało pokój całkowicie - po szafkach, gablotkach i szufladkach dosłownie pozostały tylko strzępy i kawałki, usyłając podłogę kawałkami papieru, elektronicznych datapadów i metalu. W kącie po lewej stronie pokoju siedziały zwłoki administratora, którego głowa - ścięta jakby idealnie naostrzoną gilotyną - leżała w spokoju metr dalej, wpatrując się w nich z rozszerzonymi oczami i ustami rozwartymi w zastygłym wrzasku. Także na framudze drzwi, w tytanowej ścianie, znaleźli gładkie bruzdy. Ślady cięć znajdowały się też na wbudowanym w ścianę, po drugiej stronie biurka, sejfie - jednak cokolwiek go atakowało, nie zdołało go rozpruć i zawartość mogła wciąż być na miejscu. Cokolwiek dokonało zniszczenia w tym pomieszczeniu, posługiwało się jakąś bronią o niewyobrażalnej wręcz ostrości. Marshallowi przychodziły do głowy różne możliwości... Wyrzutnia Czakram? Nie, wtedy by było widać ślady po eksplozjach pocisków. A może to był znów jakiś nienormalny, tutejszy stwór, o aż tak ostrych pazurach? Nie, to się wydawało biologicznie niemożliwe. Choć skoro widział już dzisiaj biotyczny podmorski horror, to mógł i zobaczyć jakieś stworzenie z pazurami zdolnymi ciąć tytan. Sprawca nie był jednak obecny - w pomieszczeniu administracyjnym nie dostrzegali ni żywej, ni zreanimowanej duszy. Gdzie więc się podział ten frustrat, który wcześniej próbował zniszczyć drzwi?

Najważniejsza rzecz znajdowała się jednak w drugim rogu pokoju, po prawej. Właz. Ten właz, o którym mówił Mwasa - jednak był on otwarty, albo raczej: zniszczony. Klapa została wycięta, z dość marną precyzją, niemniej jednak otwierając im przejście tam, gdzie musieli iść - do mrocznych tuneli serwisowych, wiodących na dół, do poziomu, gdzie miał czekać na nich Mwasa.

Re: [Attyka Beta > System Morfeusz > Shodan]

: 27 lip 2014, o 20:45
autor: Marshall Hearrow
Pomimo wszelkiego żalu, jaki w obecnej chwili czuł do Irene, Marshall bez słowa pomógł jej odsunąć szafki. Bo co innego miał zrobić? Chciał stąd wyjść, chciał wreszcie wrócić na Cytadelę i nawalić się jak świnia.
Rozejrzał się po pomieszczeniu i jedynym, co wydało mu się dziwne była kompletna cisza panująca za drzwiami wcześniej atakowanymi przez dziwne coś.
- Nie podoba mi się to. – powiedział patrząc najpierw na jedną, potem na drugą z towarzyszek. Kolejne zaskoczenie przyszło, kiedy Irene niemal natychmiast otworzyła drzwi do administracji. Znów było w środku pusto. No przynajmniej, jeśli chodzi o żywe formy życia.
- Cholera. – skomentował widok odciętej głowy administratora krzywiąc się paskudnie. Bałagan, który panował dookoła, a zwłaszcza dziwnie głębokie nacięcia znajdujące się niemal wszędzie, zmuszały do głębokiej refleksji. Zastanawiał się jak na to wszystko reaguje Irene – on i pani doktor byli poniekąd przyzwyczajeni do widoku krwi czy wnętrzności, Francuzka natomiast zdawała się wcale nie być. Przyłapał się na myśleniu czy martwieniu się, nie wiedział dlaczego i po co. Spojrzał na Irene. Dlaczego zaczął o tym myśleć? Po co? Przecież nie miała żadnych skrupułów uruchamiając za jego plecami generator i mordując tamtych ludzi.
Dojrzał sejf na ścianie i poszedł do niego ostrożnie stawiając kroki, jakby obawiał się nieprzewidzianego ataku ze strony sprytnie ukrytego przeciwnika. Nic takiego jednak nie nastąpiło, więc Arrow obejrzał dokładnie naznaczony śladami cięcia sejf. Wątpił, żeby jego omni-klucz podołał zabezpieczeniom pomijając już przepustkę, ale za to Irene mogłaby spróbować. Przełknął ślinę.
- Irene… - modlił się, aby głos mu się po drodze nie załamał, dlatego odczekał chwilę. – Chcesz… chcesz rzucić okiem?
Odsunął się nie patrząc na Francuzkę i minął ją podchodząc do włazu. Cholera, był otwarty, a raczej zdewastowany. Cokolwiek, co znajdowało się w tym pomieszczeniu wcześniej z pewnością udało się teraz na wycieczkę właśnie tędy. A przynajmniej tak mógł przypuszczać. Jednak oni nie mieli innego wyjścia, wewnątrz przejścia kryła się ich jedyna nadzieja na opuszczenie stacji. Chorąży obejrzał się na kobiety i podszedł do Olivii.
- Wszystko w porządku? – spojrzał na kobietę z nadzieją, że puściła przynajmniej tymczasowo w niepamięć ich sprzeczkę w parku. Musiał być pewnien, że każde z nich da radę przechodzić przez szyb nie tracąc zbyt wiele sił.
Jeśli upewniła go w kwestii, tego, że nie ma się, o co martwić, z powrotem podszedł do włazu, po czym westchnął. Wszystkie rany, jakie do tej pory otrzymał i które dzięki pani doktor przede wszystkim zdołał uleczyć nie mogły pójść na marne. Miał szansę się odwdzięczyć i teraz chciał to zrobić.
- Pójdę pierwszy. Cokolwiek było w tym pomieszczeniu poszło tędy. Mam zamiar dać temu czemuś popalić, jeśli będzie chciało nas zeżreć. – mówił przez zaciśnięte zęby dając upust kolejnym emocjom. Było jasne, że nic nie jest w stanie go odwieść od tego postanowienia. Wszedł do tunelu serwisowego i podążył jedyną możliwą drogą.

Re: [Attyka Beta > System Morfeusz > Shodan]

: 27 lip 2014, o 22:34
autor: Irene Dubois
Nie sądziła, że kiedykolwiek przyjdzie jej to do głowy, ale była szczęśliwa, że wrócili do pomieszczenia, które już znała. Wiedziała już, że nic na nią nie skoczy, wiedziała jaki jest układ trupów na podłodze... Część stresu, który skumulował się w niej od chwili otwarcia drzwi do windy, powoli zaczynała z niej opadać. Wracała do tego poziomu przerażenia, który pozwalał jej jeszcze zachowywać się jak człowiek, a nie jak przerażone dziecko. Znów zamknęła za sobą drzwi, bojąc się, że jednak Satori zdecyduje się posłać za nimi tę część parkowej armii, która przeżyła zwarcie.
- Dziękuję - rzuciła, kiedy chorąży pomógł jej z szafkami. Mógł odmówić, nawet spodziewała się, że to zrobi. W sumie jednak faktycznie nie był to dobry moment na chowanie urazy.
Ostrożnie otworzyła drzwi do administracji, czekając, aż nastąpi szarża czegoś ze środka, ale zawiodła się. Za to od razu zauważyła bezgłowe ciało i jego brakującą część, leżącą na ziemi i wpatrującą się w nich szeroko otwartymi oczami. Momentalnie żołądek podszedł jej do gardła. Całe szczęście, że nie zdecydowała się na zjedzenie niczego, poza smętnym kawałkiem usmażonej ryby, jeszcze w chłodni. Zacisnęła powieki i odwróciła głowę, świszcząco wypuszczając powietrze z płuc. Jeszcze trochę. To tylko martwe ciało, nic nadzwyczajnego. Bardziej powinnaś bać się tego, co tu było przedtem... i zniknęło, przekonywała w myślach samą siebie. W końcu zdecydowała się otworzyć oczy, omijając odciętą głowę szerokim łukiem i przesuwając dłonią po jednym z cięć widocznych na ścianie.
- Mam dwie wiadomości, dobrą i złą - powiedziała niepewnie, przenosząc spojrzenie na rozwalony właz.
Marshall minął ją, ostentacyjnie unikając jej wzroku. Westchnęła. Wskazał jej sejf zamontowany na ścianie i zanim zdążyła się głębiej zastanowić nad nastawieniem chorążego, już w stu procentach pochłonięta była systemem zabezpieczeń urządzenia.
- Mogę... mogę spróbować - odparła, przygryzając lekko dolną wargę. Sejf odwrócił jej uwagę od trupa i zadrapań i sprawił, że poczuła się nieco pewniej. Trochę jak każdej innej nocy. Nie miała po co mówić chorążemu i pani doktor, że to dla niej chleb powszedni, że mogłaby to zrobić z zamkniętymi oczami i po butelce rynkolu. Tym bardziej, że wyglądało na to, że Satori namieszał jej w omni-kluczu i programy do otwierania tego rodzaju zamków elektronicznych też mogły tym razem nie działać jak należy...
Podpięła się do sejfu i rozpoczęła sekwencję odblokowywania.

Słysząc, jak chorąży deklaruje pójście na pierwszy ogień, odwróciła się szybko i zmarszczyła brwi.
- Arrow, tylko że ja mam kamuflaż... - zaczęła, ale wyglądało na to, że jest zdecydowany. Mogła iść pierwsza, powoli, cicho, niewidoczna, jak w parku, ale jego mina jasno dawała do zrozumienia, że ma nawet nie próbować go przekonywać. Może by zaprotestowała, gdyby nie głos, jakim wypowiedział tę krótką informację. Skinęła więc tylko głową. - Tylko poczekaj na nas.
Sekwencja odblokowywania kończyła się. Wpatrywała się w wyświetlacz, czekając na skutek.

Re: [Attyka Beta > System Morfeusz > Shodan]

: 29 lip 2014, o 10:18
autor: Olivia Harvin
Kiedy zza drzwi, które stanęły otworem, nic na nich nie wybiegło, Olivia spodziewała się ataku dopiero, kiedy znajdą się w środku i tym samym wdepną w jakąś pułapkę. Po kilku minutach ciszy, podczas których stała tak po środku oraz miała czas na dokładne rozejrzenie się po pomieszczeniu, utwierdziła się w przekonaniu, iż cokolwiek tutaj wcześniej było, najwyraźniej postanowiło na nich nie czekać. Może to i lepiej? W tym, co pozostało po szafkach, wątpiła aby znalazła cokolwiek przydatnego, tak więc zainteresowała się ciałem. Biorąc pod uwagę skład chemiczny, który od razu pozwoliła sobie zbadać, miała zamiar oszacować czas zgonu. Nad przyczyną raczej nie było się co zastanawiać, gdyż ślady po precyzyjnym cięciu widoczne były gołym okiem. Z ciekawości sprawdziła czy pracownik administracyjny miał w sobie jakieś implanty.
- Tak. Myślę, że tak.
Odpowiedziała na pytanie Marshalla, podnosząc ówcześnie na mężczyznę swoje spojrzenie. To, że ten miotał się w swoim postępowaniu i miał nieodpowiednie do sytuacji, wygórowane ideały, mimo wszystko nie przekreślały go w oczach Olivii. Zresztą, nie widziała najmniejszego sensu w ciągłym dogryzaniu. Irene zajęła się hackowaniem, miała więc chwilę, aby przejrzeć bałagan najbliżej biurka. Być może leżą tam jakieś datapady bądź inne, ciekawe informacje. Nie pogardziłaby jakąś mapą placówki, ale pewnie do tego potrzeby byłby tutejszy komputer, który nawet, gdyby był cały, wolałaby nie uruchamiać.
- Tylko upewnij się, że aby na pewno nie jest to niewinny człowiek, który się... bronił przed czymś.
Nie mogła sobie darować, aby nie wtrącić, kiedy wychwyciła chęć mordu w głosie Marshalla. To jednak są ludzie lepsi i gorsi? Stop. I tak tego nie pojmie, gdyż nie było w zachowaniu chorążego najmniejszej logiki. No ale dopóki nie zamierzał zarzucać jej bądź Irene, że mordują z zimną krwią ludzi, pani doktor darowała sobie dalsze komentarze.

Re: [Attyka Beta > System Morfeusz > Shodan]

: 29 lip 2014, o 13:57
autor: Rzut kością
Wyświetl wiadomość pozafabularną

Re: [Attyka Beta > System Morfeusz > Shodan]

: 29 lip 2014, o 14:12
autor: Mistrz Gry
Zwłoki administratora koszar, choć będące ciekawym obiektem, nie dały jej nic materialnego. Czas zgonu określiła na maksymalnie 10 godzin, więc człowiek ten - pozbawiony implantów - musiał zginąć krótko po tym, jak zostali uwięzieni w chłodni. Jednak tylko to udało jej się wyciągnąć z oględzin zarówno ciała, jak i biurka - wszystko, co mogłoby im się w jakikolwiek sposób przydać, albo zostało zniszczone podczas dziejącego się tu piekła, albo po prostu umknęło jej uwadze. Zdołała jedynie określić, że cięcie zostało wykonane bardzo czysto i bez wypalenia rany, co wykluczało użycie omni-ostrza do zabicia tego człowieka.

Znacznie lepiej powiodło się Irene. Na sejf zostało założone zaawansowane oprogramowanie zabezpieczające, jednak dla niej takie firewalle stanowiły chleb powszedni. Co więcej, wydawało jej się, że w kodzie tego zamka nie było żadnych zmian wprowadzonych przez Satori, co też ułatwiało sprawę. Może ten sejf działał na osobnym obiegu systemowym? Tak czy inaczej, po kilkunastu sekundach przełamywania linii obrony pojemnika, kontrolka na drzwiczkach zmieniła kolor z czerwonego na zielony, a Francuzka usłyszała charakterystyczny syk zwalniającego się zamka hydraulicznego. Sejfik stanął otworem. Zawartość... może nie rozczarowała Irene, ale zaskoczyła nieco. W środku znajdował się pistolet M-3 Predator z pełnym pochłaniaczem ciepła, oraz... datapad. Irene, chwyciwszy holowyświetlacz i przywoławszy ukryte na nim ikony, uniosła brew, gdyż zauważyła na całym urządzeniu tylko jeden plik. Tekstowy, na pulpicie. Nazywał się "Fwd: Re: Re: sprzedaż". Niestety, gdy dotknęła ikonki i spróbowała go otworzyć, jedyną reakcją datapada było otwarcie okienka z zapytaniem o hasło. Irene nie przypominała sobie, by gdziekolwiek znalazła jakiekolwiek hasła do datapadów w tym gabinecie, więc musiałaby znów zhakować urządzenie... a to by zajęło czas. Musiała zdecydować, czy chce to zrobić teraz, podczas podróży tunelami, czy też kiedy indziej, w bezpieczniejszej chwili.
Wyświetl wiadomość pozafabularną

Marshall z kolei wziął głęboki oddech, zanurzył głowę w czarnej czeluści włazu i... odetchnął głęboko. W pierwszej sekundzie rozglądania się, nic nie ucięło mu wystawionej głowy. Druga sekunda, trzecia, czwarta... Jak na razie szło nieźle, więc żołnierz zdecydował się poświecić latarką omni-klucza dookoła - i znów odetchnął. Z lewej widział tylko ślepy zaułek. Na prawo z kolei wiódł długi, ciemny korytarz, ciągnący się co najmniej sto metrów wgłąb, jeśli nie dalej. Hearrow zauważył jeszcze coś - ślady. Na podłodze znajdowały się mokre ślady o znanym mu dobrze, kanciastym kształcie ceramicznych butów od wojskowego pancerza. Ktoś tu naniósł... wody. Wodne, świeże plamy po czyichś stopach ciągnęły się od włazu wgłąb niegościnnego tunelu. Coś nagle zaczęło mówić chorążemu, że głośny niemilec z gabinetu mógł nie być wcale tak daleko...

Re: [Attyka Beta > System Morfeusz > Shodan]

: 29 lip 2014, o 15:06
autor: Marshall Hearrow
Wzruszył ramionami nie odwracając się i patrząc tępo we właz. Owszem, akcja w parku zrobiła na żołnierzu niemałe wrażenie, ale teraz było mu wszystko jedno. Chciał tam wejść i miał zamiar to zrobić bez względu na to, jakie ona czy Olivia mają umiejętności.
Marshall puścił mimo uszu komentarz pani doktor i skupił się bardziej na tym, co kryło się w zakamarkach tunelu.
- Czysto.
Cokolwiek znajdowało się tu wcześniej, chorążemu wydawało się, że z pewnością nie mógł to być człowiek. Niestety jego przypuszczenia niemal natychmiast rozwiały ślady, które dojrzał – wyraźnie oddzielający się kształt butów i całkiem świeżo naniesionej wody.
- Żołnierz. – schylił się badając ślady z bliska. Woda jeszcze nie wyschła, a więc ktoś przechodził tędy całkiem niedawno. Wstał i skomentował beznamiętnie, jakby to miało jakiś wpływ na sytuację: – Taki sam jak ja.
A więc ktokolwiek był wcześniej w gabinecie teraz znajdować mógł się całkiem niedaleko. Arrow rozejrzał się jeszcze dookoła przyglądając się budowie tunelu. Ciemność prowadząca dalej w głąb i pożerająca światło z latarki wcale nie zachęcała do podróżowania bez stresu. Ale czego innego się mieli spodziewać?
Poczekał aż obie kobiety wejdą do środka i ruszył przed siebie powoli i ostrożnie w gotowości trzymając karabin. Co innego stanowiło dla niego ratowanie życia przez konieczność zabicia kogoś, a co innego wymordowanie całego parku ludzi, z których tylko część stanowiła zagrożenie. Westchnął. W myślach wciąż słyszał te przerażające krzyki z parku. Ponadto oglądając ślady w gabinecie administratora Arrow doskonale zdał sobie sprawę, że cokolwiek je zadało, z pewnością przy spotkaniu nie będzie możliwości zastanawiania się czy da się tego kogoś uratować czy nie. Cholera, musiał przyznać poniekąd przyznać pani doktor rację, choć nie zrobił tego na głos i tylko poniekąd.
Ale to nie było w tej chwili istotne.
- Cholernie ciemno. – mruknął w zasadzie stwierdzając oczywiste. Chorąży szedł pewnym krokiem oświetlając sobie drogę latarką i czujnie obserwując okolicę. Ciekawe jak długo przyjdzie im iść tym tunelem aż wreszcie dotrą do Mwasy albo, co gorsza, spotkają kogoś pokroju Freddiego Krugera ze starych vidów.

Re: Odp: [Attyka Beta > System Morfeusz > Shodan]

: 29 lip 2014, o 18:01
autor: Irene Dubois
Sejf ustąpił tak, jak się spodziewała. Usmiechneła się lekko pod nosem i otworzyła drzwiczki. Zawartość na pierwszy rzut oka nie powalała, ale była to kolejna broń. Rzuciła ją chorążemu. Skoro miał iść pierwszy, niech chociaż będzie uzbrojony należycie. Nigdy nie wiadomo, co sie wydarzy. Jego karabin mógł skończyć jak ten, który mijali wychodząc z chłodni: przecięty na pół.
- Taki jak ty - powtórzyła, wyciągając jeszcze datapad i wrzucając go do torby. Nie miała czasu na sprawdzanie jego zawartości. - Cóż, przypomnij mi, żeby cię nie zamykać w małych pomieszczeniach...
Nadal starając się nie patrzeć na trupa, odwróciła się od sejfu i niepewnie zaczęła wchodzić za Marshallem do ciemnej niewiadomej. W prawej ręce trzymała strzelbę i miała nadzieję, że tylko ona widzi drżenie swoich dłoni. Może nie będę musiała jej użyć, może nie odstrzelę komuś czegoś niechcący...
Schodząc w dół, zastanawiała się, ile pięter muszą pokonać w ten sposób. Spływająca z niej morska woda skapywała na chorążego, a sama czuła na głowie krople spadające z Olivii, ale nadal była to przyjemniejsza droga, niż ta przez park.

Re: [Attyka Beta > System Morfeusz > Shodan]

: 31 lip 2014, o 20:31
autor: Olivia Harvin
Zanotowała w pamięci te najistotniejsze informacje - brak implantów, brak spalenia skóry w miejscu cięcia, po czym zostawiła nieboszczyka w spokoju. O ile miał jakąś plakietkę z nazwiskiem bądź jego dane wypisane były gdzieś na biurku, chwyciła ów przedmiot. Jeśli nie, nie kombinowała na siłę. Widząc, że Irene skończyła przeszukiwać sejf i raczej nic spektakularnego nie znalazła, zbliżyła się więc w stronę włazu. Marshall szedł pierwszy, pozostało więc nasłuchiwać, aż potwierdzi, że swobodnie mogą schodzić na dół, gdyż nie czeka na nich żaden komitet powitalny.
Przeciskanie się w tunelach oraz rurach było niewątpliwie rzeczą ohydną, tak więc pani doktor zagryzła wargi i z marsową miną szła przed siebie, starając się być gotowa do jakiejkolwiek reakcji na to, co czeka ich na dalszej drodze. Wszystko wskazywało, że prawdopodobnie prędzej bądź później trafią na Edwarda Nożycorękiego we własnej osobie. Pistolet miała odbezpieczony, wystarczyło strzelić. Oczywiście w bezmózgiego sługę Satori, a nie w plecy chorążego.


//od dzisiaj piszę na tablecie, tak więc prozę o wyrozumiałość :f

Re: [Attyka Beta > System Morfeusz > Shodan]

: 2 sie 2014, o 10:48
autor: Mistrz Gry
Z nich wszystkich, najbardziej poirytowany był chyba właśnie Marshall - był żołnierzem, do cholery, przywykł raczej do zagrożeń, które przynajmniej nie czają się z zamiarem odstrzelenia mu twarzy. A tutaj nic. Gdy szli korytarzami serwisowymi, stukając twardymi butami o metalową podłogę, snop światła z latarek odkrywał przed nimi jedynie nudne, pokryte rurami i panelami ściany. Nie trzeba chyba zaznaczać, jak wielki niepokój odczuwali, słysząc echo własnych kroków, niosące się po tych ciasnych przestrzeniach. Jeśli coś nagle zacznie do nich strzelać z przodu, to Marshall będzie musiał im posłużyć w charakterze żywej tarczy, bo otoczenie nie oferowało absolutnie żadnych osłon. Nie działało to zbyt dobrze na morale.

Po zaledwie trzech minutach powolnego posuwania się do przodu, natrafili na pierwsze rozwidlenie - jedna droga odchodziła w lewo. Ich obawy, że będą musieli spytać Mwasę o drogę, szybko zostały jednak rozwiane. Okazało się, że odnoga prowadzi jedynie do małej alkowy ze ślepym zaułkiem, w którym znajdował się dosyć duży terminal - niestety, zmasakrowany czymś ostrym, podobnie, jak biuro administratora - oraz kolejne ciało. Martwy człowiek również nie miał na sobie śladu implantów, a sądząc po ubiorze, należał po prostu do personelu technicznego. Powodem jego śmierci, sądząc po ranach z zakrzepłą krwią, było wielokrotne dźgnięcie w tułów. I tak samo, jak u administratora, rany nie zostały opalone omni-ostrzem. Wskazywało to na tego samego winowajcę. Marshall szybko zauważył, że coś u stóp zwłok odbija światło jego latarki. Była to puszka z czarną farbą w sprayu. Skierowanie światła wyżej ujawniło jej przeznaczenie - na pozostałościach komputera, tą samą farbą zostało napisane "PORUSZA SIĘ PO RURACH".

Podczas oględzin, zapipczał cichutko komunikator Irene. Znów odezwał się Mwasa.
- Idźcie do samego końca tunelu serwisowego, nie zbaczajcie ani razu, zwłaszcza na prawo, bo to prowadzić będzie do szybu windy. Wiecie, tego pełnego wody - wyjaśnił. - Na wprost, jakieś 200 metrów, znajdziecie kolejny szyb, dosyć przestronny, z drabiną. Poznacie go, będzie miał pełno kabli i rur na ścianach. Zejdźcie drabiną, aż będziecie na platformie z dużym, czerwonym napisem G-6. Dalej się ze mną skontaktujcie, poprowadzę was. To już niedaleko.

Re: [Attyka Beta > System Morfeusz > Shodan]

: 2 sie 2014, o 20:34
autor: Marshall Hearrow
Chwycił pistolet rzucony mu przez Irene i umieścił go na miejscu przy nodze. Dobrze, że miał pełny pochłaniacz w razie gdyby karabin - chociaż miał szczerą nadzieję, że tak się nie stanie – odmówi mu posłuszeństwa. Nie skomentował tego gestu Francuzki w żaden sposób.
Niepokojąca cisza przerywana stukotem trzech par butów wcale nie sprawiała, że Marshall czuł się pewnie. Wręcz przeciwnie, spodziewał się ataku w każdej chwili i wyraźnie poszedłby na pierwszy ogień, gdyby cokolwiek zdecydowało się ich zaatakować. Słyszał własne bicie serca i zastanawiał się czy tylko jemu się wydaje, że robi ono to tak cholernie głośno.
Zaledwie po paru minutach marszu doszli do rozwidlenia. No jakżeby inaczej, przecież prosty tunel serwisowy prowadzący tylko w jednym kierunku byłby zbyt nudny. Chorąży podszedł bliżej oświetlając drogę najpierw w jednym a potem w drugim kierunku. Na szczęście jedno z nich okazało się być ślepym zaułkiem, co sprawiało, że tylko jedna droga była właściwa. Arrow zbliżył się do alkowy po lewej rozświetlając zaułek. Najpierw dojrzał terminal, który poprzecinany był w ten sam sposób, co pokój administratora. Potem jego uwagę przykuła puszka czarnej farby i ciało pocięte jak od ostrza chirurgicznego. Marshall nie miał pojęcia, co za urządzenie mogło zadawać takie cięcia, ale jakoś nie miał ochoty się o tym przekonywać.
- Czujecie to? – zapytał wyraźnie zaciągając się powietrzem. Zapach świeżej farby ewidentnie można było wyczuć. Arrow poświecił dookoła i stanął jak wryty. – Spójrzcie.
Wybazgrany na szybko napis na ścianie skojarzył mu się tylko z tanim horrorem naprawdę marnej klasy. Wszystko ratował jedynie fakt, że napis był zrobiony farbą, a nie krwią. Cóż, mimo wszystko ktoś po coś to wymalował i definitywnie nie można było tego lekceważyć.
Dźwięk omni-klucza Irene, mimo że bardzo cichy, sprawił, że Marshall gwałtownie odwrócił się w jej kierunku z niemal perfekcyjną gotowością bojową.
- Pełno kabli i RUR. Słodko. – skomentował wciąż przyglądając się napisowi na ścianie. Porusza się po rurach… Porusza się po rurach… Porusza… brzmiało echem w jego głowie, jak jakaś mantra. Cóż, jedyne, co było pewne to fakt, ze muszą iść dalej do Mwasy. Mimo tego, co porusza się po rurach.
- Chodźmy dalej. Nie ma czasu do stracenia. – powiedział zwracając się do kobiet i ruszył w głąb tunelu zostawiając za sobą ciało i przerażające ostrzeżenie namalowane przez ofiarę. Wciąż szedł przodem tym razem nerwowo rozglądając się po ścianach i suficie, nasłuchując charakterystycznego stukotu metalowych rur.