Bleys
Na wzmiankę o sprawdzeniu Charlesa doktor Baskal uśmiechnęła się tylko leniwie. Z pewnością spodziewała się, że wprowadzając narzeczonego na pokład
Hekate wystawia go na celownik tutejszej ochrony - to normalne, mało kto pozwalał sobie na przyjmowanie zupełnie nieznanych gości - z drugiej jednak strony zakres posiadanych przez Belforda informacji wyraźnie ją zaskoczył. Co ciekawe, nie było to jednak zdumienie o negatywnym zabarwieniu - nie, kobieta skinęła lekko głową, a zarówno w jej spojrzeniu, jak i późniejszych słowach można było dopatrzeć się uznania.
-
Macie zaskakująco skutecznych researcherów - przyznała z nieznacznym uśmiechem. -
Rzeczywiście, tak było. Pierwsze testy nowych technologii zawsze niosą ze sobą spore ryzyko niepowodzenia, w przypadku tych konkretnych prób po prostu się ono urzeczywistniło. - Zaida westchnęła cicho. -
Podobne wypadki to z pewnością nie jest powód do dumy, z drugiej jednak strony nie da się ich uniknąć. - Wzruszyła lekko ramionami.
Tymczasem kolejne dyspozycje skierowane były do Durate. Ta przyjęła je krótkim
robi się, kapitanie, po którym nie nastąpił jednak potok informacji - te z pewnością były zbierane, ponownie jednak Iria uznała, że cały raport przedstawią Belfordowi dopiero wtedy, gdy ten nie będzie zajmował się już gościem. Jedynym, na co pozwoliła sobie jeszcze teraz, był krótki komunikat na temat omni-klucza Zaidy - krótka nota od pani oficer mówiła ni mniej, ni więcej jak tylko to, że wszystko było czyste. Nie sprawdzili jeszcze do końca, tym niemniej na ten moment nie wykryli ani niczego niezgodnego, ani też żadnych śladów manipulacji przy danych - takich jak chociażby ich usuwanie - w ciągu ostatnich dwóch tygodni. Wiarygodność zawartych w materiałach informacji potwierdzał także doktor van Heck - wszystko, co trafiło w jego ręce, wiązało się ściśle z omawianymi tematami i nie wskazywało na jakiekolwiek interesy na boku.
Przyjęcie słów Bleysa zameldował także Norton, kapitanowi nie pozostało więc nic innego, jak wrócić do rozmowy. Wyrwana z chwilowego zamyślenia doktor Baskal skinęła lekko głową, przyjmując przeprosiny Belforda i bez wahania ponownie wznowiła rozmowę.
-
Tak uważam - przyznała wprost. -
Chociaż nie jestem przekonana, czy rzeczywiście może chodzić także o Charlesa. Fakt, że łączy ich ten sam sektor działalności, ale... Mimo wszystko nie sądzę, by miało to cokolwiek wspólnego. Aktualnie nie są dla siebie żadną konkurencją, raczej nie wchodzą sobie w drogę, a i przedtem nie byli ze sobą zestawiani. - Zaida nie wyjaśniła, dlaczego, tym niemniej jedno wyjaśnienie mogło nasunąć się samo - ostatecznie Walton testerem był jeszcze za czasów przynależności do Tanığı, Terzani zaś - jeśli tylko zebrane przez Durate dane nie powiedzą niczego innego - był wtedy agentem Cerberusa. To naturalne, że każda z organizacji miała zapewne pulę takich samych etatów i w efekcie tester z ramienia tureckiego zrzeszenia mógł pracować równolegle z testerem Cerberusa.
Po wstępie do negocjacji Zaida milczała przez chwilę, by wreszcie uśmiechnąć się znacząco. Polityka, polityka. Któż chociaż raz się w to nie bawił?
-
Rozumiem. Sądzę jednak, że ten temat... To musi zaczekać. W tej chwili mogłabym zaproponować panu jedynie pozostanie w kontakcie. Potrzebuję czasu, by przemyśleć tę sprawę na nowo, dotąd nie brałam pod uwagę żadnej pomocy, współdziałania. - Kobieta odgarnęła niesforny kosmyk włosów z policzka, zamyślając się na krótką chwilę. -
A jeśli chodzi o pomoc... - Zaida uśmiechnęła się z rozbawieniem. -
Niezależnie od naszej bezpośredniej współpracy, nadal jestem lekarzem Cerberusa, a pan i pańscy ludzie są naszymi agentami. Jeśli tylko pana raport mi nie zaszkodzi, sądzę, że nie będę miała powodu by odmówić wam swej pomocy.
Doktor Baskal przerwała na moment, uciekając spojrzeniem gdzieś na bok. Nawet, jeśli nie uważała rozmowy za definitywnie zakończoną, to należało spodziewać się przynajmniej zmiany tematu - i to rzeczywiście miało miejsce już w kolejnej chwili.
-
Co pan zamierza w związku z piratami? - zapytała spokojnie, nie kryjąc tej ostrożnej ciekawości, która zwykła charakteryzować ludzi chcących wiedzieć, na czym stoją.
Alexis
Inżynierowie pracowali we względnym milczeniu, którego nie zakłócał także pilot. Ten ostatni, manewrując opornym myśliwcem, z powodzeniem wprowadził wreszcie statek w ciąg za
Hekate, co McCain przywitał pełnym aprobaty spojrzeniem. Mogli nie znać człowieka, ale każdy zauważyłby umiejętności, jakie pilot musiał posiadać - ostatecznie od kilku dłuższych chwil sterował niczym więcej jak stertą złomu i jeszcze się nie rozbił.
Sukces odniosła też sama Crimson. Gdy wpatrujący się z uporem w ekran własnego, podpiętego pod systemy statku omni-klucza manewrował pulą energii, którą dysponowali, Lex przystąpiła do manualnej potyczki z oporną śluzą. Znajoma praca koiła jej zszargane nerwy, co w połączeniu z działaniem zażytych przedtem leków zapewniło dziewczynie kilka chwil względnego spokoju. Chwil wystarczająco długich, by nie tylko uporać się z przydzielonym jej zadaniem, ale też być w stanie spojrzeć trzeźwo na całą resztę krzyczących o pomoc mechanizmów.
Tymczasem, gdy McCain podniósł się wreszcie ze swego miejsca, by skontrolować postępy prac Tony'ego i chwilowo wstrzymać jeszcze Lex z zamknięciem funkcjonujących już wrót, względną ciszę zgrzytającego tylko czasem, niestabilnego pokładu przerwał znajomy głos oficera Nortona.
-
Jak tam, dzieciaki?
McCain chrząknął cicho i dając na moment spokój trzeciemu z inżynierów, skupił się na komunikacji z
Hekate.
-
Jak krew z nosa, szczerze mówiąc - przyznał wprost, choć bez większego przejęcia. Był w końcu profesjonalistą, prawda? -
Te 81% uszkodzeń, z którymi mamy do czynienia, to naprawdę kawał roboty. Jak mówiłem, spróbujemy to jakoś opanować, ale... - Mężczyzna wzruszył ramionami. -
Co u was? I u naszego uroczego towarzystwa?
Norton zaśmiał się cicho.
-
W kwestii piratów bez zmian, robią swoje. Jeśli tylko nie postanowią rozszerzyć swych bieżących planów - a póki co na nic takiego się nie zapowiada - mamy szansę zabrać się stąd bez zawierania nowych, konfliktowych znajomości. - Oficer chrząknął cicho. -
Swoją drogą, macie zezwolenie na wprowadzenie myśliwca na pokład i kontynuowanie prac w hangarze.
Po ostatnim komunikacie McCain odetchnął cicho, jednocześnie przenosząc spojrzenie na pilota. Ten w milczeniu skinął głową.
-
Przyjąłem, w takim razie już do was lecimy. - Douglas uśmiechnął się nieznacznie. Nie ulegało wątpliwości, że doprowadzenie myśliwca stanu używalności w hangarze będzie znacznie łatwiejsze niż tu, w przestrzeni. Pilot rozumiał to również i bez wahania wprowadził stosowne korekty w kursie, stopniowo zmniejszając odległość dzielącą go od
Hekate (prom, którym dotarli tu inżynierowie zdążył się tymczasem odłączyć i zwolnić nieco, by nie utrudniać manewrowania myśliwcowi), jednak...
-
Co z Alaską? - zapytał spokojnie, oglądając się przez ramię na McCaina, który wciąż trzymał Nortona na linii. I choć pilot zachowywał zimną krew i nie naciskał, jasnym było, że myśl o pozostawieniu frachtowca - i załogi, z którą zapewne znał się nie od dziś - nie tylko mu się nie podobała, ale ściskała żołądek stalowymi okowami wyrzutów sumienia.
Norton, do którego pytanie to dotarło za pośrednictwem omni-klucza McCaina, bez słowa przekazał pytanie dalej, do Belforda. Ostatecznie to on był kapitanem i on też miał decydować.
Tak czy inaczej, do momentu dokowania na
Hekate pozostało jeszcze kilka chwil, które inżynierowie spędzić mieli w ciasnym, odciętym teraz od reszty pokładu kokpicie.
Wyświetl wiadomość pozafabularnąDeadline: 21.03, północ - dacie radę?