Udało się! Powodzenie w opanowaniu wszczepki dało jej tak potężnego, pozytywnego kopa, że z łóżka niemal sfrunęła na anielskich skrzydełkach i gotowa była wyściskać salarianina, obcałować go ze wszystkich stron gdyby nie to, że najpewniej nie zniósłby tego najlepiej. Oszczędzając mu więc podobnie traumatycznego przeżycia, z szerokim uśmiechem satysfakcji zakręciła się jeszcze po laboratorium, by w kolejnej chwili ruszyć do centrum medycznego. Zawahała się wprawdzie przy wyborze drogi, zwalczając jednak swoje obawy (powiedzmy, że pobyt na Endeavourze mógł być dla niej swoistą terapią) postanowiła przedefilować przez salę operacyjną. To pomieszczenie musiało być ciekawszym niż zwykły korytarz i Jaana nie mogła opędzić się od myśli, że chyba faktycznie liczy na jakieś interesujące odkrycie. Nie musiało być wielkie, mogło nawet nie mieć żadnego znaczenia, ale... Ritavuori lubiła odkrywać. Lubiła się uczyć, stykać z nowościami (choć wolała jednak, by nowości te były mniej inwazyjne niż posiadana teraz wszczepka). W sali zamarudziła więc może nieco dłużej, niż powinna i dopiero, gdy rozejrzała się po pomieszczeniu z ciekawością, przekroczyła próg drzwi wiodących do centrum medycznego.
Za wyborem tego a nie innego zadania stały przy tym dość proste motywy, którymi w kolejnej chwili podzieliła się z Calderą. Ten najwyraźniej nie spodziewał się jej tutaj - cóż, nie dziwiła się; po tym cyrku, jaki odstawiała w siedzibie Holtza czy później, już na pokładzie, też byłaby zaskoczona swoim widokiem w sektorze medycznym, gdyby tylko tak dobrze się nie znała - ale powody naprawdę były jasne.
- Powiedzmy, że wolę trzymać się dobrze znanych rejonów. - Wzruszyła lekko ramionami. Wiadomo, że nie chodziło jej o te konkretne sale, ale bardziej o jako taki typ otoczenia. Lata spędzone w takim środowisku sprawiły, że jakkolwiek by się bała, i tak była najbardziej efektywną właśnie w takich miejscach. Choć dotychczas stała po drugiej stronie barykady - jako nie mający nic do powiedzenia pacjent, inwestycja - nie przeszkodziło jej to w nabywaniu nietypowej dla dziecka wiedzy o lekach czy generalnym wyposażeniu podobnych placówek. Skoro więc miała na pokładzie rzeczywiście się przydać - a faktycznie nie chciała być piątym kołem u wozu - to jasnym było, że jej wybór musiał paść na miejsce, które teoretycznie nieznane, wcale nie było jej obce.
Po instruktażach Caldery, bez wahania zabrała się do pracy. Wybierając sobie jeden ze stosów, sprawnie przebierała w pudełkach, starając się nic nie pomylić i odkładać tam gdzie trzeba. Z ciekawością przyglądała się nazwom leków, poświęcając każdemu opakowaniu krótką chwilę na zapoznanie. Dobrze wiedzieć, czym tu dysponują, nie?
Przez cały czas nie mogła się jednak opędzić od myśli, że czegoś tu brakuje. Zaopatrzenie było przyzwoite, ale jakby... niepełne.
- A skalpele? Chusty, fartuchy? Cokolwiek? - Uniosła lekko brwi, gdy dotarło do niej, czego tu nie ma. Sprzęt chirurgiczny. Przywieźli im to wcześniej i w lepszym stanie? Wszystko było już pochowane, usunięte z widoku? To było możliwe, ale mimo wszystko... dziwne, przynajmniej dla delikatnie paranoicznego umysłu Marjaany. Jasne, z ostrymi przedmiotami każdy zazwyczaj obchodzi się uważniej, ale skoro w medykamentach mieli taki pierdolnik, prawdopodobieństwo, że paczka z poważniejszym sprzętem była wzorem porządku było, zdaniem Ritavuori, i tak dość małe. - Operujecie tu w ogóle? Gdyby komuś coś urwało, albo gdyby ktoś miał jakiś napad... - Odruchowo spojrzała przez salę, przez którą niedawno przeszła. Skoro ją mieli, to chyba musieli wykorzystywać, nie?