Wyświetl wiadomość pozafabularną
Koniec końców, przyjemna chwila musiała się skończyć, przywracając ją do nieco bardziej brutalnej rzeczywistości. Gdy wstał, nagle, stanowczo, jej westchnięcie zniknęło w odgłosie kroków.
Siedziała na miejscu długo po tym, gdy syk zamykanych drzwi stał się ostatnim, co przez następne pół godziny wybiło się ponad szum pracujących systemów statku. Im dłużej trwała w tej ciszy, tym więcej poszczególnych odgłosów rozpoznawała. To, co zawsze było w tle, kompletnie przez nią ignorowane, nagle okazało się dość donośne. Nie miała pojęcia, jak mogła tego wcześniej nie zauważyć. W miarę, gdy jej oczy się przymknęły, szum Wraitha zmieniał się w łoskot, a ten w nieprzyjemne wycie.
Wstała równie gwałtownie co piętnaście minut wcześniej Naeem, ruszając do wyjścia z kajuty. Nie chciało jej się ruszać, nie chciała niczego robić - najlepszym na to lekarstwem było zmuszenie się do aktywności.
Wyjście na korytarz zapewniło jej większy spokój. Odległy gwar zlewał się z szumem, nadając wszystkiemu nieco lepszy klimat i atmosferę. Dość głupio stanęła na środku, rozglądając się nieprzytomnie, jakby wyrwana została ze snu, a nie własnych myśli. Natychmiast odczuła chłód, który na ogół do niej nie docierał - gdy w dłoni trzymała kubek z kawą, lub gnała przez pokłady niesiona pracą. Teraz czuła się wybita z rytmu, a, szukając miejsca, w którym cisza i bezruch byłyby uzasadnione, zmusiła swoje nogi do oderwania się od ziemi i skierowania jej do kajuty Mouse'a.
Krzesło, które wcześniej podstawiła, wciąż tam było, choć zajęte przez asari. Skinęła jej głową, gdy kobieta odwróciła własną, zerkając na przybyłą osobę.
Opadła na siedzenie, wpatrując się w chłopaka, którego śmierci nigdy sobie nie wyobrażała. Często o tym żartowała - Volker wydawał się być zbyt ufny. Nieprzystosowany do środowiska, w którym przyszło mu pracować. Ale zawsze była pewna, że, jeśli nie ona, to ktoś z załogi go ocali. Że jakoś wyślizgnie się objęciom śmierci w sytuacji, którą z rozbawieniem każdy będzie wypominać mu w mesie.
Wątpiła, by ktokolwiek teraz żartował z Ardat-Yakshi.
Milcząc, czuła, jak ulatuje z niej wszelkie rozbawienie, które pojawiło się podczas krótkich chwil spędzonych z Rhamą.
Ryana wyszła pół godziny, może godzinę później, pozostawiając ją samą z ciałem, na którym zatrzymał się jej wzrok, choć wokół którego nie krążyły myśli. Tych nawet nie było zbyt wiele. Czuła się źle, nie będąc w stanie zidentyfikować powodu tego samopoczucia.
Dwie kolejne osoby przyszły i wyszły, nim i ona postanowiła wstać. Nie zdawała sobie sprawy z czasu, jaki spędziła wewnątrz, ale fakt, że czuła zastane mięśnie, a po wyjściu na korytarz musiała mrużyć oczy, potwierdzał, że nie było to krótkie. Skierowała się do mesy, mijając kilka osób, na które nie zwróciła uwagi. Wewnątrz panował gwar, który przyjęła z ulgą - chaos na zewnątrz zwykł odwracać jej uwagę od burzy panującej w środku. Wzięła sobie coś do jedzenia, nie patrząc nawet na plakietkę na daniu.
Przy dużym stole siedziała piątka osób, w tym Voodoo. Sądząc po butelkach, które miał przy sobie, musiał wypić znacznie więcej od pozostałych. Bez namysłu przysiadła się po podgrzaniu dania, ignorując spojrzenia kilku osób, które jej wyraz twarzy i tak odebrały jako reakcję tylko i wyłącznie po śmierci Mouse'a.
Mięso nie miało smaku, choć z łatwością zrzuciła to na jakość zakupowanego przez nich jedzenia. Wpatrzona we własny talerz, słuchała opowieści dotyczących Volkera, którymi wymieniło się poszerzające grono osób. Po pięciu minutach złapała samą siebie na uśmiechaniu się, gdy jedna z załogantek wspomniała o incydencie, w którym nakryła Jimmy'ego na prysznicu w damskiej łazience i strzelił w nią pociskiem plazmy w przerażeniu.
Wkrótce w jej dłoni znów znalazła się butelka, a do stołu dosiadały się kolejne osoby. Zapomnienia nie mogła szukać w ramionach Naeema, ale odnalazła przy stole, otoczonym przez załogę. Historie z życia zmarłego nie przygnębiały ich, a jedynie zapewniały pokrzepienie w tych cięższych dla każdego czasach.
Wieczór upłynął jej przyjemnie. W chwilach ciszy, zadumy i śmiania się do łez - wszystkiego, czego w tej chwili potrzebowała. Nie spostrzegła ile butelek znikało ze stołu, ani gdy z pięciu osób zrobiło się dwadzieścia. Mesa była głośna i wielka, a dopiero gdy poczuła narastające zmęczenie, jako jedna z ostatnich opuściła kompletnie pijanego Voodoo i wyminęła dość trzeźwego Adamsa.
Powrót do kajuty przyjęła dobrze, przynajmniej początkowo. Sprzątnęła szklanki, zostawiając sobie jedną, czystą na biurku. Położyła na nim też resztę Sur'Keta. Zanim jednak zdążyła go sobie nalać, zmęczenie powróciło, wraz z tępym bólem w brzuchu, które zmusiły ją do położenia się. Zamknięcie oczu było tak proste - dawało jej kilka sekund wytchnienia.
Piknięcie omni-klucza.
Głośniejsze zawodzenie systemów podtrzymywania życia.
Cisza.
Najbardziej irracjonalne rzeczy powodowały, że jej oczy otwierały się ponownie, ku jej własnej irytacji. Mruknęła coś w poduszkę, usiłując zasnąć, zmożona zmęczeniem i alkoholem, lecz jedynym, co uzyskała z leżenia, była narastająca migrena. Nie była w stanie utrzymać trwającego dłużej niż dwadzieścia minut snu. Za każdym razem jej przebudzenie było gwałtowne, nagłe, niczym wywołane uczuciem spadania.
W kajucie panował półmrok, gdy podniosła się do pozycji siedzącej, opierając głowę o chłodną, metalową ścianę. Podwinęła do siebie nogi, przymykając oczy. Czegokolwiek by nie robiła, w samotności wracało do niej poczucie zagrożenia. Tego, że coś było nie tak, coś wokół niej, czego nie widziała, lecz miało prędzej czy później ją dopaść.
Wstała zrezygnowana, sięgając po środki przeciwbólowe. Do Horyzontu została godzina.
Pomimo swoich braków w znajomości zasad kultury czy wychowania, akurat pogrzeby miała opatentowane. Wiedziała w co się ubrać i jak zachowywać, bo w Przymierzu uczęszczała na takie często. Wiedziała by patrzeć na trumnę, lecz nie na płaczących najbliższych, bo to oni powodowali powrót najbardziej paskudnych odczuć, nie samo drewno. Była wdzięczna za wiatr wiejący w kolonii, zagłuszający mowy pożegnalne. Za będące w budowie wieże obronne, na których mogła skupić wzrok, gdy najbliżsi Volkera nie odwracali swojego od niej.
Była jego dowódcą. Kapitanem, nawet jeśli ich brat i syn sam wybrał sobie piracką łajbę oraz mało chlubne zajęcie. A ona pozwoliła mu na tej łajbie zostać, wcieliła go do załogi, zabierała ze sobą i pozwoliła umrzeć.
Ignorowała wzrok Adamsa tak jak pozostałych, wiedząc, że byłby w stanie rozpoznać po jej twarzy więcej, niż tego by chciała.
Po dotarciu na Wraitha odetchnęła. Zrzuciła z siebie ubrania po to, by przebrać w inne, jakby miało jej to pomóc w przestawieniu się. Mouse'a już nie było na pokładzie. Ani żywego, ani jego ciała. Następna była Omega, a jednak nie potrafiła się przestawić. Czuła się jakby wcielała w życie plan, którego do końca nie znała, obserwując siebie samą z perspektywy trzeciej osoby.
Notka dla Naeema. Miała go poinformować. Usiadła na łóżku z własnym omni-kluczem, zastanawiając się nad tak trywialną kwestią jak ubranie tego w słowa.
Wylatujemy z Horyzontu. Jak u ciebie?
Skasowała sekundę przed tym, gdy jej palec przesunął się na
wyślij.
Doleciałeś?
Zamknęła urządzenie, opadając plecami na łóżko, wzrok wbijając w sufit. Nie wiedziała jak powinna się zachowywać. Cerberus chyba myślał, że nienawidzi Rhamy, tak? Czy jednak nie? Pół sekundy później przesłała na jego identyfikator zwykły update lokalizacji statku, bez żadnych słów, zbyt zmęczona, by dalej kombinować.
Uciekając od własnej kwatery, w której rodziły się wszystkie jej, niepokojące myśli, rozmawiała z Deucem, później z Vinnet. Odwiedzała po kolei każdą z kwater, zatrzymując się na dłużej lub krócej. Spytała Nephietta w czym mogłaby mu pomóc, co potrzebują zaplanować, po czym zgarnęła dla siebie część danych i zamknęła się w kajucie, dostrzegając, że większość osób po pogrzebie woli pobyć w samotności. Również ona nie mogła jej uniknąć.
Sur'Ket szybko się skończył, więc przerzuciła się na coś innego, co podsunęła jej Ryana. Plany pozwalały jej skupić się na czymś innym, ważniejszym od niej samej. Ale szybko dotarła do punktu, w którym robienie czegokolwiek dalej zmuszało ją do bazowania na założeniach - potrzebowała informacji, które nadejść miały wraz z Rhamą. Sfrustrowana tym, sięgnęła do swojej torby, którą z Trouge zabrała.
Doprowadziła swój pancerz do porządku. O papierosie w ustach zdarzało jej się zapomnieć, co zmuszało ją do strzepywania popiołu, który spadał na jej spodnie czy ceramikę. Wkrótce wszystko było czyste i schludne. Sprawdziła i wyczyściła pistolet, który zabrała od Ovesena. Spojrzała na strzelbę gethów, oglądając ją pod światło, lecz nie próbując jej rozebrać - zasada jej działania była zbyt specyficzna, by czuła się z tym pewnie. Wreszcie jej wzrok padł na Błotniaka, którego zabrała ze sobą.
Z powrotem usiadła przy biurku, powoli zabierając się za rozkręcanie broni, którą sprawdzała już tak często, że mogłaby to zrobić wyrwana ze snu. A nieco tak się czuła, nie będąc w stanie przespać ani chwili bez przerażenia, które ją ogarniało. Metodyczne czyszczenie każdej z części pomagało, tak jak alkohol, który w siebie wlewała. Przytępiał jedne zmysły wyostrzając drugie.
Jednak dopiero gdy odsunęła jeden fragment, usłyszała spadający na blat piasek nim go dostrzegła. Zalegające, grube ziarna, trzymające się Błotniaka odkąd opuściła Ankhtę. Zamarła, wpatrzona w jasne drobinki. Znikąd po jej ramieniu przebiegły ciarki, gdy w głowie pojawiła się wizja wspinającego owada, chcącego dostać się do jej nagiej skóry i mięsa.
Wściekłość pojawiła się w niej tak szybko, jak znikała w towarzystwie innych osób. Zaklęła, odrzucając część karabinu daleko od siebie, by z hukiem uderzyła o metalową ścianę. Znikąd zaczęła się trząść, jej ciało napinać. Odsunęła krzesło od biurka, ignorując piasek i rozłożone części.
Nie pamiętała co robiła nim jej głowa nie uderzyła ponownie o poduszkę. Pamiętała tylko rozpacz, która pojawiła się tak nagle, niczym niezapowiedziana. Pamiętała poczucie tego, że wokół niej odbywa się tragedia, której obecności nie zauważa.
Ostatnie kilka nocy nagromadzonego zmęczenia tym razem zadziałało. Pogrążyła się w niespokojnych, pełnych obrazów snach, z których chciała się wybudzić, lecz nie była w stanie. W każdym czuła skryte w sobie przerażenie i choć większości nie pamiętała, pozostawiały po sobie paskudne uczucie.
A ostatniego nie była w stanie przez długi czas wyrzucić ze swojej głowy.
Widok pistoletu Cerberusa przystawionego do jej głowy zapadł jej w pamięć. Widok Iluzji, którego znała tylko z hologramów, mającego zostać jej katem. Iluzji, który w niewyjaśnionej, sennej marze w pewnym momencie zmienił się w mężczyznę, którego znała znacznie lepiej. Błękitne spojrzenie poprzedziło huk wystrzału, który sprawił, że poderwała się z łóżka, oddychając ciężko, spazmatycznie.
Karabinu nie złożyła póki nie dotarli na Omegę.
Aktualizacja lokalizacji statku - stacja Omega. Tak uwielbiane przez nią miejsce, przez które nie chciała wychodzić poza statek. Nie wyszła pierwszego wieczora, chowając się w mesie lub własnej kajucie. Doglądając procesu remontu Wraitha, który wcale nie potrzebował jej opieki. Sprawdzając datapad z zaznaczonymi sondami kolejny, milionowy już raz.
Będąc pewną, że większość załogi znajdowała się na zewnątrz, wsunęła się do stacji medycznej, napotykając czujny wzrok Vinnet. Westchnęła, nie będąc gotową na rozmowę, przez którą musiała przejść.
Piętnaście minut później, czując się obnażona, zła na siebie, na Veronique i na całe życie, opuściła jej gabinet z pudełkiem tabletek nasennych w kieszeni i połykając dwie gdy tylko dotarła do kajuty.
Zapadnięcie w może nie spokojny, ale wyzbyty obrazów czy odczuć sen, było czymś, czego potrzebowała. To, prysznic, ciepły posiłek, wszystko przełożyło się na nieco większą pewność siebie. Wystarczającą, by zgodziła się na wyjście do Zaświatów, gdy zaproponował je John.
Agresywna muzyka tym razem jej nie odpowiadała. Miejsce wyglądało obco, jakby nigdy wcześniej nie oglądała Omegi z takiej perspektywy. Zastanawiała się, czy stacja faktycznie by jej się znudziła, gdyby miała na niej zamieszkać.
Sur'Ket też smakował inaczej. Nie chcąc psuć sobie opinii o tej whisky, zamówiła coś innego, też zielonego. Uczestnicząc w rozmowie czuła się lepiej. Nie siedziała pogrążona w zadumie, śmiała się wraz z innymi, choć często łapała na przyglądaniu się ludziom, którzy, jak jej się wydawało, przyglądało się jej.
Dostrzegła jedną kobietę. Wysoką, o czarnych włosach. Ich spojrzenia się spotkały i od tego czasu Hawkins nie spuszczała z niej wzroku. W pewnym momencie dostrzegła, że kobieta nagle wstała i ruszyła do jednego z wyjść.
To nie tak, że czuła, że
może coś jest nie tak. Kobieta
może poszła zdać raport.
Może poszła wyciągnąć pistolet. Jeanette była tego pewna. Miała stuprocentową pewność, że kobieta pragnie jej śmierci, choć nie miała skąd jej wziąć. Dopiero gdy poczuła na ramieniu rękę Adamsa, a jej ciało się rozluźniło, zdała sobie sprawę z tego, jak bardzo było napięte, gdy ona pogrążyła się we własnych myślach, w których przypuszczenia zmieniały się fakty.
Na pokład statku wróciła szybko, nie czując wpływu kilku drinków, które zamówiła. Opadła z powrotem na łóżko, zerkając na tabletki leżące przy nim, ale nie czuła się senna. Zamiast tego uruchomiła omni-klucz, chcąc sprawdzić jak wszystkim idzie sprawdzanie czujników na Wraithcie.