Mimo że sny sprawiły, że nie obudziła się w dobrym nastroju, nie miały one nic wspólnego z rzeczywistością. Gdy w panice otworzyła oczy, Naeem spał nadal, równie spokojnie jak kilka godzin temu. Przytulał ją, choć już nie tak mocno jak wcześniej, ramiona rozluźniły się, ułatwiając jej wydostanie się z nich, jeśli tego potrzebowała. Nie zauważył że wstała, pogrążony w zbyt głębokim śnie. Mruknął tylko coś cicho, coś co nawet nie było żadnym konkretnym słowem. Łóżko zadrżało lekko od jego niskiego głosu. Przekręcił się na brzuch. Kołdra, zsunięta przez nich w dół, odsłaniała teraz implant, którego widoczna część błyszczała w półmroku kajuty, przypominając o problemie i o obietnicy.
Tych problemów ostatnio mieli zbyt wiele. Pozostało mieć nadzieję, że kiedy bezpiecznie wylądują na Arvunie i skryją się pod powierzchnią wody, odcięci od wszystkiego, co mogło ich wydać, nie będą się musieli martwić większością.
Po jakiejś półtorej godziny omni-klucz Rhamy piknął cicho, niemal niesłyszalnie, ale przyzwyczajony do tego dźwięku mężczyzna obudził się natychmiast. To nie była wiadomość, to był budzik. U większości by nie zadziałał, on nie potrzebował nic więcej, niż ten jeden, krótki dźwięk. Wyłączył urządzenie i sięgnął ręką do miejsca, w którym spodziewał się zastać talię czerwonowłosej, ale napotkał na tym miejscu jej nogi, więc wciąż zaspany uniósł głowę, spoglądając na nią z totalnym brakiem zrozumienia.
- Hej - mruknął. Jego głos nie był zachrypnięty. Właściwie nigdy nie był, zaleta syntetycznych strun głosowych. Obrócił się na bok i zmarszczył brwi, po chwili podnosząc się też do pozycji siedzącej. Przetarł twarz dłonią, rozglądając się wokół. Pies zmienił miejsce, prawdopodobnie wtedy, gdy Hawkins wstała, ale nie pamiętała tego teraz, bo była zbyt zaspana, gdy wychodziła z łóżka.
- Co się dzieje, czemu nie śpisz - spytał, sięgając do jej skąpanej w półmroku twarzy i przesuwając opuszkami palców po jej policzku. Przyjrzał się jej uważnie. - Kac? Czy coś ci się śniło? - spytał wyjątkowo domyślnie.
Po chwili pochylił się, by sięgnąć po jej butelkę wody, nie zastanawiając się nawet, czy może. Jego też musiało męczyć nienajlepsze samopoczucie po długiej wczorajszej nocy. Skrzywił się z sobie tylko znanego powodu i ponownie przetarł twarz, usiłując wybudzić się do końca. Na statku wciąż panowała cisza, a przynajmniej żadne dźwięki nie docierały do kapitańskiej kajuty. Z pewnością nie wszyscy spali, a część spała w miejscach, w których nie powinna. Tak to się zwykle kończyło. Powinna im wystarczyć godzina do odlotu, bo nieważne w jakim stanie kończyli, zebranie się do stanu używalności po nocy ciężkiej libacji mieli opanowane do perfekcji.
- Nie nadaję się do tego - westchnął Rhama, nieświadomie powtarzając słowa, które wypowiedział zanim w śnie wycelował w Hawkins swoją broń. Tym razem jednak pistolet leżał na biurku, przykryty damką bluzką, a Naeem miał na myśli tylko i wyłącznie picie.
Przeniósł spojrzenie na czerwonowłosą i uśmiechnął się do niej lekko.
- To ten wielki dzień. Spróbujmy niczego nie spierdolić - widząc, że Hawk nie podziela tej odrobiny pozytywnej energii, którą próbował jej przekazać, przysunął się do niej i pogładził ją po ramieniu. - Nie stresuj się, to już nic nie zmieni. Wiesz, że jestem dobry w tym co robię, nieważne po której ze stron. Ufasz mi, prawda? - odsunął dłoń, opuszczając ją na materac łóżka. - Adams już wrócił?