Nie odpowiedział na jej pytanie, uśmiechnął się tylko dwuznacznie, jednocześnie pomagając jej obrócić się bokiem do niego. Przyciągnął do siebie jej nogi i osunął się nieco w dół na kanapie, tak żeby i jemu było wygodniej. W tej chwili łatwo było zapomnieć o rozmowie, którą odbyli nie tak dawno temu. O tym, że rzucił dla niej całe swoje dotychczasowe życie, skazując się na wieczną ucieczkę w towarzystwie ludzi, którzy go nienawidzili. O tym, że przez niego zginął członek jej załogi, że wcześniej szantażował i okłamywał Hawkins żeby Iluzja mógł zacisnąć na niej swoje palce. Wiele rzeczy nie miało znaczenia, kiedy siedzieli tak zwyczajnie przytuleni, z whisky w szklance, o smaku, który przypominał lepsze chwile. Jemu nie kojarzył się z Omegą, kojarzył się z czerwonowłosą, która teraz przyglądała mu się, oparta łokciem o zagłówek.
Kiedy jednak wypowiedziała kolejne słowa, westchnął.
- Nie wiem co mogę zrobić. Możemy plątać się w pustce i lądować tylko wtedy, kiedy skończą się zapasy. Żyć na statku, aż pół załogi szlag trafi i dostaną klaustrofobii. Myślałem że uda się znaleźć miejsce, w którym będziemy mogli zostać na dłużej. Jakąś przystań.
Nie mówił o domu, bo byli ludźmi, którzy z założenia domu nie mieli, albo był nim pokład Wraitha. Ale wyglądał jakby szukał u Hawk potwierdzenia, że jednak jest nadzieja na ten następny rok. Że będą mogli odpocząć, że ich następne kilkanaście miesięcy nie będzie nieustanną ucieczką. Może liczył na to, że jego zapewnienia na nią zadziałają, tymczasem nie widział u niej zbyt wielu pozytywnych reakcji. Postanowił więc nie naciskać więcej. Wbił spojrzenie w szklankę z alkoholem.
- Atlas chyba nie zmieści się do waszego promu - parsknął śmiechem. - Helikopter też nie bardzo.
Na pewno miał na myśli coś innego, ale nie chciał naciskać. Może faktycznie sam wpadnie na jakiś pomysł, jak będzie na pancerniku i przywiezie coś ze sobą. A może nie. Póki co najważniejsze było to, by sam wrócił, bo tego Hawkins obawiała się chyba najbardziej: że jednak wybierze coś ponad nią. Kogoś. Ludzi, na których też mu zależało.
Długo milczał, z zamkniętymi oczami opierając głowę o zagłówek. Było spokojnie, nikt im nie przeszkadzał, nigdzie nie musieli się spieszyć, nie trzeba było myśleć o czekającym ich zadaniu, bo żadnego nie mieli. Przynajmniej takiego narzuconego odgórnie. Nawet od Cerberusa mieli teraz kilka dni wolnego. Dopiero po dłuższej chwili Rhama odezwał się, nie ruszając się z miejsca.
- Jak się sprawuje noga Adamsa? - spytał. - Nie narzekał? Jego rehabilitacja nie była zbyt długa.
Po jego głowie wciąż chodził temat implantów, choć się do tego nie przyznawał. Łatwo było się jednak domyślić, że nie potrafił odsunąć od tego swoich myśli. Pewnie zastanawiał się czy ewentualna pomoc po instalacji wszczepu była na Wraithcie na wystarczająco wysokim poziomie, by się tego nie musiał obawiać. Albo miał jakiś inny powód, ale z całą pewnością nie była to troska o pilota.