Red ponownie parsknął śmiechem, w reakcji na odpowiedź Nexarona. Bez większej krępacji ruszył przodem, uruchamiając drzwi, których panel zmienił barwę w tej samej chwili na zieloną. Dopiero wtedy zatrzymał się na moment i, nie zważając na to, czy najemnik go obserwuje, czy też nie, oparł się o ścianę, chwytając za rękojeść noża i, krzywiąc się przez moment, wyciągając go powolnym ruchem, by następnie, wciąż okrwawiony, schować za pasek. Natychmiast sięgnął po porcję przechowanego medi-żelu w formie bardziej dostępnej dla nieposiadających pancerza w tej chwili, który po zaaplikowaniu powstrzymał ranę od krwawienia, przynajmniej na ten czas. Wystarczyło tylko ręką skutecznie zamaskować krwawą plamę na ubraniu, co też Stadtford zrobił, i byli gotowi do przejścia do stacji medycznej.
Razem wyszli na korytarz, który w zasadzie nie różnił się wielce od tego powyżej - z tą małą różnicą, że był nieco wyższy oraz, jak się po chwili okazało, bardziej ruchliwy. Gwar rozmów dobiegł do Dragonbite'a kilkanaście sekund po wyjściu ze stacji dokującej, a raczej przyległego do niej pomieszczenia - wszystkie mijane przez dwójkę odnogi serwisowych tuneli były otwarte, na podłodze walało się w niektórych miejscach więcej kabli. Śmiechy i rozmowy przetaczały się echem przez całość połączonych ze sobą pomieszczeń. Mijający ich ludzie zdawali się nie zwracać na nich większej uwagi, co najwyżej kiwali lub patrzyli z rozbawieniem na Reda, którego z pewnością znali. Do uszu Nexarona docierały jedynie fragmenty ich rozmów, lub też skierowanych do rudego mężczyzny uwag.
Osoby znajdujące się na tym poziomie łączyło kilka cech - przede wszystkim otwartość w kontaktach między sobą większości, jak i wyraźna swoboda w rozmowie. Z wyglądu fizycznego - każdy z nich miał na sobie ubranie, które można byłoby nazwać "roboczym". Kilka osób siedziało samotnie przy stertach kabli i części w co poniektórych odnogach korytarza, część podpierała ściany, żwawo rozmawiając na temat możliwych napraw lub ulepszeń. Zbyt wiele typowego, technicznego bełkotu, by Nexaron, pozbawiony specjalistycznej wiedzy na część z tych tematów, mógł w stu procentach rozumieć o czym w ogóle jest mowa.
Na końcu tego długiego korytarza umieszczone były kolejne drzwi - wyglądające na nieco solidniejsze od standardowych, których panel mienił się na pomarańczowo. Na środku przejścia stał jeden, stosunkowo niski i przeraźliwie młody z wyglądu jak na to otoczenie chłopak, mamrocząc nieustannie pod nosem i w skupieniu przeglądając własny omni-klucz.
-
Nie tarasuj drogi młody - rzucił głośno Stadtford w chwili, w której mijał wspomnianego. Równocześnie nieco zbyt mocno klepnął go po ramieniu, powodując, że ten, wyrwany nagle z własnego świata, podskoczył przerażony.
Rozglądając się w poszukiwaniu źródła zaczepki, szybko natrafił na stojących przed nim mężczyzn i, jakby próbując zachować zimną krew, przywołał na twarz krzywy uśmiech, co wyglądało na dość komiczną zmianę.
-
Co Rudy, spadłeś ze schodów? - rzucił ironicznie, lecz odsunął się posłusznie w bok, wracając wzrokiem niemal natychmiast do uruchomionego na własnej ręce narzędzia.
-
Strome były. Chcesz to ci później pokażę - nadeszła odpowiedź Stadtforda, przesycona szyderstwem, w porównaniu do tonu głosu młodszego chłopaka.
Mimo wszystko, z chwilą zmiany barwy panelu na drzwiach, pirat postąpił o krok do przodu, tym samym wyznaczając kierunek kolejnej trasy.
To, co spostrzegł już po chwili najemnik, było faktem, iż tak naprawdę niewiele osób zwracało na niego uwagę. Każdy zajęty był wykonywaniem swojej pracy, rozmową czy inną czynnością. Nie było w tym miejscu przestojów, nie było stojących bez celu i obserwujących otoczenie załogantów. Może też fakt nowej twarzy na pokładzie nie budził ogólnego zdziwienia? Jak na razie z pewnością nie dane było Dragonbite'owi się tego dowiedzieć.
Red bez słowa poprowadził go przez szerszy i większy korytarz niż ten poprzedni - z wyraźniejszymi oznaczeniami na ścianach. Mimo wszystko, dwa najbardziej rzucały się w oczy, napisane wielkimi literami ponad jeszcze wyraźniejszymi, z pewnością mieniącymi się blaskiem w mroku strzałkami. Jedna z nich wskazywała drzwi, zza których Dragonbite wraz z piratem dopiero wyszli, podpisana jako stacja dokująca dronów i korytarz serwisowy D. Druga wskazówka, skierowana w kompletnie drugą stronę, prowadziła do hangaru, jednakże po nagłym skręcie w jedyną odnogę tego korytarza Nex szybko wydedukował, iż się tam nie kierują. Weszli natomiast do windy - dość sporej wielkości, metalowej puchy, która wizualnie nie sprawiała zbyt świetnego wrażenia, jednakże z pewnością musiała być solidna. Zresztą, na oko mieściła więcej niż te pięć-sześć ludzi.
Panel umieszczony po drugiej stronie puchy liczył sobie sześć opcji, z których tylko cztery były jasne dla Dragonbite'a - te, które wskazywały odpowiednio pokłady 0, 1, 2 i 3. Obecnie podświetlony był pierwszy wybór, co wskazywało, że znajdują się na pokładzie 0. Stadtford bez namysłu wcisnął opcję trzecią - pokład numer dwa.
Winda zamknęła się niemal natychmiast, by po kilku sekundach wrota rozsunęły się ponownie. Tym razem nie tylko gwar rozmów uderzył Nexarona, ale i dobiegająca skądś... muzyka. Po wyjściu z metalowej puszki do kolejnego korytarza, mężczyzna szybko przekonał się, iż ten pokład jest zdecydowanie bardziej "otwarty" pod względem znajdujących się na nim pomieszczeń niż ten, który dopiero co zwiedził. Było na nim zdecydowanie więcej miejsca, jak i liczba ludzi przebywających w tym miejscu wydawała się co najmniej trzy razy większa.
Idąc zgodnie ze strzałkami oznaczającymi stację medyczną, dwójka unikała wielkiego pomieszczenia w postaci mesy, z której to najwięcej krzyków i śmiechów wydostawało się na korytarze. Nie zmieniło to faktu, iż co najmniej w jednej z kajut, do której otwarte były drzwi, najemnik dostrzegł siedzącą w skupieniu przy jednym stole czwórkę ludzi, z których dwójka, mierząc się wręcz komicznie wzrokiem, wciąż trzymała w rękach karty.
Mimo wszystko, im bliżej ich punktu docelowego, tym ciszej się robiło. Jako, że korytarz ten nie był tak długi, dość szybko trafili przed drzwi pokładowego "szpitala", by niemal natychmiast przekroczyć jego próg.
Pierwszym, co uderzyło Dragonbite'a, była sterylność i jasność pomieszczenia. Z jednej strony logika podpowiadała, że warunki szpitalne są oczywiste i konieczne w takim miejscu, z drugiej jednak widać było różnicę między resztą statku a tym pokojem. Przechadzając się po Wraithcie widać było jak na dłoni, iż żaden z "designerów" nie przykładał do niego ręki - każdy na pokładzie tego statku stawiał na funkcjonalność i perfekcjonizm objawiał się tylko przy pracy nad systemami czy samą machiną. Stacja medyczna, oprócz swej jasnej farby, odróżniała się również elegancją wystroju. Funkcjonalność i dostępność ktoś postanowił pogodzić z estetyką. Widać to było po wszystkich elementach umeblowania, począwszy od ułożenia i czystości sprzętów po równe kolumny datapadów wraz z papierami.
Główne pomieszczenie było stosunkowo nieduże - na jego końcu znajdowało się jedno łóżko i spory kawał maszynerii wokół niego. Z pewnością przydawało się przy badaniach. Pozostałe łóżka, pełniące nieco bardziej standardowe funkcje, rozmieszczone były w pomieszczeniu obok, do którego przejście znajdowało się na drugim końcu stacji medycznej. Zza tych samych drzwi w tej chwili wyszła królowa tego miejsca - kobieta, można by rzec, że w średnim wieku, z którymi, sięgającymi ramion, brąz włosami i stosunkowo łagodnym wyrazem twarzy, który zmienił się gdy tylko dostrzegła przybyłych.
-
Nawet nie chcę pytać co mu zrobiliście - rzuciła surowo, kierując swe słowa do Stadtforda, co nie było trudne do odgadnięcia. Podparła boki rękoma, patrząc na Reda jak matka patrzy na dziecko, które wraca uwalane błotem z placu zabaw - bynajmniej nie szczęśliwie. Natychmiast podeszła do stojącego obok Nexarona, w niczym niezrażona bądź niepewna, choć był dla niej kompletnie obcym kawałem chłopa. -
Zachowujecie się jak pieprzona banda dzikusów. Gdyby ktokolwiek wiedział, jak werbujecie rekrutów, to połowy z nich by tu nie było - fuknęła pod nosem, jednocześnie kładąc dłoń na twarzy najemnika i oglądając najpierw rozcięty łuk brwiowy, później paskudnie wyglądającą ranę na policzku, a na końcu rozciętą wargę. Wydawała się w ogóle nie zwracać uwagi na nieco już osłabionego Reda, który widząc to charakterystycznie odchrząknął, zwracając na siebie jej uwagę. Jej reakcją było tylko ciche jęknięcie pod nosem, połączone z charakterystycznym plaśnięciem dłoni o czoło.
-
Czy ty nie umiesz nie wbijać w siebie czegoś za każdym razem, gdy ktoś wyzwie cię do walki na pięści? - warknęła, ciągnąc go do pierwszego łóżka. Szedł za nią z oporem, mimo, iż jego sylwetka wyraźnie się zgarbiła przez czas docierania do stacji medycznej i wyraźnie pobladł na twarzy. -
Co brałeś? - warknęła, palcem zaskakująco delikatnie naciągając skórę pod okiem pirata, tym samym odsłaniając większą część jego oka i zaglądając mu, najpewniej, w źrenice.
-
To i owo... - rzucił wciąż z nutą rozbawienia w głosie mężczyzna, powodując kobiece westchnięcie. Odwróciła się niemal na pięcie w stronę Nexarona i, chwytając go stosunkowo delikatnie, zaprowadziła go do pomieszczenia obok, do jednego z kilku łóżek, przedzielonych teraz schowanymi nieco bardziej nowoczesnymi odpowiednikami parawanów.
-
Poczekaj dosłownie pięć minut, słońce - rzuciła z lekkim uśmiechem na twarzy, wyciągając zabrany wcześniej ruchem zbyt dyskretnym dla oczu Nexarona medi-żel i momentalnie mu go aplikując, w celu ukojenia bólu i tymczasowego zasklepienia ran na twarzy mężczyzny. -
To ci trochę w tym pomoże.
Mówiąc to, odwróciła się i wróciła do pirata, znikając poza zasięgiem wzroku najemnika, który zmuszony został do siedzenia, bądź też leżenia, jak mu było wygodnie, na łóżku przez następne pięć minut.
W istocie Vinnet powróciła dopiero po nieco dłuższym czasie, za to z wyraźną irytacją na twarzy i towarzyszącym jej Stadtfordzie - z "naprawionym" nosem, pozbawiony plam krwi jak i koszulki, przez co jedyne, co zdobiło teraz jego górną połowę ciała była zatrważająca ilość tatuaży i obwiązany na wysokości żeber opatrunku.
-
Następnym razem przywiążę cię do tego łóżka, jeżeli nie przestaniesz przysyłać mi rannych - syknęła, kierując słowa do już znów błogo uśmiechniętego, pewnie będącego pod wpływem nowych środków, Reda, który stanął niedaleko, opierając się o ścianę pomieszczenia i patrząc na podchodzącą do Dragonbite'a lekarkę. Ta bez słowa złapała najemnika za ramię, jeżeli tylko wcześniej się nie położył, ustawiając go w pozycji leżącej i wysuwając z łóżka znajdujący się za jego głową pierścień, a raczej jego połowę. Ot, łuk nad samym łóżkiem, dość typowa metoda skanowania w obecnych czasach.
-
Ciesz się, że nie przysyłam ci martwych. Tych jest nieco więcej... - mruknął, lecz szybko został zagłuszony.
-
Możemy wrzucić ogłoszenie w sieć i kazać ludziom wysyłać do nas cefałki. Hawk się to na pewno spodoba - odpowiedział jej głos znany już najemnikowi, ponownie dobiegający z komunikatora i znów pełen ironii. Vinnet przetoczyła tylko wzrokiem po suficie i, mówiąc jednocześnie Nexaronowi, by ten leżał w bezruchu, uruchomiła machinę, która wprawiła pierścień w ruch, posyłając go wolnym ruchem wzdłuż łóżka i ciała mężczyzny, by ostatecznie wrócić go na pierwotne miejsce i przesłać wyniki do trzymanego przez kobietę datapadu. Ta w tym samym czasie zajęta była już oglądaniem każdej z ran ponownie, z wyraźnym skupieniem na twarzy - dopiero po chwili oderwała się od tego zajęcia i przeglądnęła wyniki.
-
Dobra wiadomość jest taka, że wewnętrznie wszystko trzyma się kupy. Z zewnątrz jest gorzej, trzeba będzie szyć - westchnęła cicho, odkładając datapad i za pomocą własnych dłoni badając uszkodzony nos Dragonbite'a. -
Przynajmniej nie masz złamanego nosa. Trzeba go tylko nastawić. - mówiąc to, nie odczekała nawet trzech sekund, tylko wykonała szybki, mocny ruch własnymi dłońmi, powodując falę bólu u najemnika, który nie mógł spodziewać się tego typu natychmiastowego leczenia. Nos co prawda wrócił na swoje miejsce i przestanie wkrótce boleć tak, jak bolał przez cały czas, lecz kobieta z pewnością mogłaby posłużyć się ostrzeżeniem. Przechodząc do drugiego końca pomieszczenia, gdzie z pewnością znajdowały się najpotrzebniejsze jej w tej chwili narzędzia, jak i możliwość przygotowania się, wydawała się dość niewzruszona tym faktem.
Mimo tego, iż kobieta znajdowała się tu sama, a przynajmniej w obecnej chwili, jej umiejętności sprawiały, iż odnosiło się wrażenie, że nie było potrzeby przebywania tu kogoś innego. Przez następne kilkadziesiąt minut zajęta była czynnościami tak typowymi jak dezynfekowanie i szycie rany. Wbrew pozorom cały zabieg nie trwał tak długo, jak można się było tego spodziewać, stąd nawet wyglądający na znudzonego Red nie załamał się i nie wyszedł w trakcie.
-
Gotowe. Dam ci znać kiedy masz wrócić na zdjęcie szwów, ale bez blizn się nie obejdzie. Mogę ci je później usunąć jak chcesz - rzuciła dość obojętnie, pozbywając się sprawnie narzędzi i umieszczając je poza zasięgiem wzroku najemnika, sprzątając tym samym własne otoczenie. -
Coś przeciwbólowego? - spojrzała po najemniku pytającym wzrokiem, ignorując ostentacyjnie zbliżającego się do łóżka Dragonbite'a Reda. -
Stadtford, jeżeli w ciągu pięciu sekund stąd nie wyjdziesz to naprawdę przywiążę cię do tego łóżka - warknęła, powodując śmiech u pirata, który mimo wszystko posłusznie się zatrzymał i uniósł ręce w obronnym geście.
-
Ja tylko chciałem oprowadzić zielonego - odrzucił ironicznie, odwracając się w kierunku kobiety, zbliżającej się z kilkunastoma fiolkami, zawierającymi najpewniej środki, których mógłby sobie zażyczyć Nexaron.
-
Znajdzie się kto inny, kto pokaże mu jego kajutę. Wynocha - fuknęła, wymijając go i stając przy łóżku najemnika, ku któremu zdziwieniu pirat wzruszył ramionami i opuścił pomieszczenie. Zabawne było to, jak pozbawiona jakiejkolwiek broni, wątłej postury kobieta zachowywała się tak pewnie i władczo w stosunku nawet do tych najbardziej zachwianych członków załogi. Emanowała pewnością siebie, ale poniekąd nie można jej się było dziwić - ostatecznie to ona decydowała później o życiu lub śmierci rannego i choć nie wydawała się być osobą mściwą, mogła mniej lub bardziej delikatnie takiego delikwenta później ratować.