Wyszczerzyła zęby w szerokim uśmiechu. Nawet nie próbowała udawać, że
nie, ależ skąd, nawet przez myśl mi to nie przeszło.. Oczywiście, że przeszło. Oczywiście, że była kanciarą. Jak mogłaby nie być, skoro uczyła się od najlepszych? Powiedzmy sobie szczerze - już sama ucieczka z Cronosa była jednym wielkim kantem, proszę więc nie wymagać jakiejś idealistycznej uczciwości.
I choć odpowiedź Khariego jej nie usatysfakcjonowała - bo niby jak
brak jasnej odpowiedzi ma być satysfakcjonujący? - to Ritavuori czuła się zwycięzcą. Przecież zawsze lepiej się cieszyć, nawet, jeśli sytuacja nie jest jasna, nie? Najwyżej, jeśli okaże się, że nie do końca się dogadali, będzie marudzić później. Póki co najważniejsze było, że Ndiyae zdecydował się im towarzyszyć, cel został więc osiągnięty.
Co natomiast zaskakujące, nastolatka przed wyjściem ze zbrojowni zawahała się. Choć pożegnała się już z jeszcze szerszym uśmiechem i choć życzyła miłego seansu, to... Hej, przecież od kilku lat na tym właśnie kazano jej się koncentrować! Pobyt na Taitusie, w zamkniętych na głucho murach jednostki badawczej obejmował nie tylko wyczerpujące testy biotyczne, ale także przeszkolenie kierunkujące na późniejszą czynną służbę w agenturze Cerberusa. Uprowadzonych młodocianych uczono więc obsługi broni, wpajano im zdolność oceniania przydatności konkretnych modeli i modyfikowania ich na własne potrzeby. Podobnie rzecz miała się z pancerzami - mając zaledwie szesnaście lat, po krótkich oględzinach danego zestawu Marjaana potrafiła całkiem trafnie stwierdzić, czy komplet do czegokolwiek się nadaje.
Będąc dzieckiem kolonii rolniczej najpewniej nigdy podobnej wiedzy by nie zyskała, jeśli więc mogła być Cerberusowi za coś wdzięczna, to na przykład za taką właśnie edukację.
Zawahała się więc, walcząc z pokusą pozostania i obejrzenia vidu razem z Kharim, ostatecznie jednak machnęła ręką, uśmiechnęła się po raz trzeci i pomaszerowała ku pomieszczeniu sypialnemu. Rzeczywiście musiała się przygotować, choć...
Cóż. Nie do końca tak, jak Ndiyae zakładał. Dekolt? To, że Annika w wyzywającym stroju by jej nie wypuściła, było oczywiste, ale to nie był argument decydujący. Wszystko sprowadziło się raczej do bardzo prostego faktu: schodzili na stację rządzoną twardą ręką. Wkraczali w miejską dżunglę, gdzie liczyło się przede wszystkim prawo siły. Jeśli więc coś miało tam robić wrażenie, to... W porządku, dekolt może też. Ale raczej nie nastoletni.
Zamiast przedstawiać się jako rozkoszna, radosna dziewczynka lekkich obyczajów, Jaana postanowiła wyglądać dojrzalej. Nie groźnie, bo podobne próby byłyby po prostu śmieszne, ale po prostu jak ktoś, kto do danego środowiska pasuje. Nie dekolt więc, a własny, ciężki pancerz. Nie błyskotki, a pistolet (w porządku, on akurat imponującego wrażenia raczej nie robił, ale nie był też główną bronią biotyczki) umocowany na jednym z zaczepów zbroi. Masywne rękawice, solidne buty, długie omni-ostrze gotowe do aktywowania. Tak zamierzała się zaprezentować, nie inaczej.
Pogwizdując pod nosem jedną z niewielu zapamiętanych w dzieciństwie melodyjek sprawdziła jeszcze działanie mikroskanera (ten był szczególnie istotny, bo jego odczyty uzupełniały badania Kristiana, a Ritavuori... cóż, od pewnego czasu nie chciała Losnedahlowi utrudniać pracy, wręcz przeciwnie) i wizjera (tego na razie nie zakładała, ale zabierała ze sobą na wszelki wypadek), zapakowała też trzy posiadane pochłaniacze ciepła i, uznawszy wszystko za gotowe, ruszyła do mesy. Po drodze zabierając jeszcze nieszczęsny ładunek, którego sprzedażą mieli się zająć, potrząsnęła lekko głową z niedowierzaniem.
Kto by pomyślał, że taka ze mnie będzie bizneswomen.
Wyświetl wiadomość pozafabularną