Oboje z nich mieli swój kawałek racji na temat tej sytuacji. Nie wątpiła też, że Wraith będzie równie mocno podzielony w kwestii ich wspólnej przyszłości i tego, po której stronie się opowiedzą - bierności czy czynu. Gdy nogi prowadziły ją ciemnymi uliczkami dystryktu Kima, jej umysł wędrował w różne miejsca, różne możliwości.
A jej wrodzona niechęć do zmian wszelakich dostrzegała iskierkę nowych szans, po czym tłamsiła ją niepewnością.
-
Trupów nic nie wskrzesi - odrzekła krótko, prostolinijnie, choć przecież tak doskonale rozumiała słowa, które do niej wypowiadał.
Zemsta zawsze była słodka.
Nigdy nie korumpowała jej wnętrza, choć przed tym ją przestrzegano. Dla niej była skłonna wyskoczyć z urwiska wprost w nieprzychylną ciemność, kierowana wyłącznie tlącymi się w jej sercu płomieniami nienawiści. Nigdy nie czuła się też
pusta na samym końcu. Satysfakcja wystarczała, by zalepić jej powierzchowne rany, a przecież od wielu lat nie pozwalała sobie, by ktokolwiek zdołał zadać te głębokie.
Ale nigdy w swoją żądzę krwi nie wciągała Wraitha.
Statek był jej domem, centrum jej świata i istnienia. Jedynym miejscem, czy wręcz bytem w tej galaktyce, dla którego potrafiła odsunąć gwałtowne emocje, wyciszyć się,
zamknąć mordę, gdy wymagała tego od niej sytuacja. Nigdy nie wciągnęłaby go we własne porachunki, nawet jeśli jego załoga skrzętnie ruszyłaby do walki. Jak wtedy, przed laty, gdy w jej wnętrzu wciąż iskrzyła się ta dzika cząstka, gotowa zaryzykować wszystkim, co było jej znane, by osiągnąć swój cel, spełnić ambicję, dać emocjom ujścia.
Wizja tej kobiety wydawała się tak odległa i obca, jak brązowe odbicie w lustrze, które migało pod jej powiekami gdy opuszczała swoją gardę.
-
Jeśli ruszymy do walki, zadecyduje o tym większość, a nie pokrzywdzone jednostki - dodała, rozglądając się, gdy pusty plac zaprowadził ich do zaszytego kompleksu budynków. Użyła zapisanego w omni-kluczu kodu, by otworzyć główne drzwi i wpuścić ich trójkę do środka ciasnej, niewygodnej klatki schodowej. -
Ale na razie wiemy zbyt mało, żeby poddawać to pod głosowanie.
W znajomym mieszkaniu panował zaduch. Westchnęła ciężko, sięgając do panelu i uruchamiając klimatyzację, która od wielu tygodni pozostawała nieaktywna. Z pewnością nie wyglądało na przytulne, pozbawione w dużej mierze umeblowania, oszczędne w dekoracjach i choćby drobnym wyposażeniu. W szafkach nie znajdowała się ani jedna rzecz, która w jakikolwiek sposób była jej bliska, czy mogłaby ją zidentyfikować. Pierdoły leżały na blacie, jak stara zapalniczka, kilka pustych szklanek, datapad z książką, której nigdy nie rozpoczęła.
Tylko we wnętrzu zamkniętej sypialni ostał się mały fragment jej duszy, pokrywający ścianę farbą malunków ciemności.
-
Tęskniłam - mruknęła kwaśno, pół żartem, pół serio, sięgając do schowanego w kuchni barku i wydobywając z niego jedyną butelkę, jaka się wewnątrz ostała - Sur'Ketu. Postawiła ją na blacie niskiego stolika, razem z trzema szklankami z barwionego szkła, po czym opadła na kanapę, wydobywając z kieszeni datapad.
Nim go aktywowała, nalała alkoholu do szklanek, wznosząc krótki toast.
-
Za nowy początek lub szybką śmierć - parsknęła śmiechem, upijając łyk gorzkiego alkoholu i sięgnęła do urządzenia.
Przynajmniej nie umrze na trzeźwo.