Na dźwięk nazwiska Basset podniosła głowę znad omni-klucza, wytężając pamięć i szukając go w jej odmętach. Nie odnajdując nic konkretnego, zapisała je dokładnie na swoim urządzeniu. Kątem oka Fel dostrzegła, że dodała do tego adnotację -
Peter Yokali. Proces, herszt małoletnich piratów, status nieznany.
-
Postaram się odnaleźć informację na jego temat - potwierdziła, pozostawiając ten temat samemu sobie, przynajmniej na razie.
Anya zwykle nie dociekała. Nie drążyła poleceń, które otrzymywała pod kątem ich kontekstu, czy osobistego powiązania z radną. Jeżeli potrzebowała czegoś jeszcze, by rozpocząć pracę, podawała to od razu, choć i tak nie zdarzało się to jej zbyt często - pod tym kątem brunetka wykazywała się absolutną samodzielnością.
A także robotem w ludzkim ciele, którego prawdopodobnie inni radni mogliby Iris pozazdrościć. Basset nigdy nie spała, gdy Fel dzwoniła do niej w środku nocy, potrzebując czegoś w pilnym trybie. Nigdy nie jadła siedząc w jej gabinecie niekiedy całymi dniami, odmawiając również espresso wykonanego w wiekowym ekspresie. Rzadko kiedy wychodziła z pomieszczenia, choćby by skorzystać z toalety, przewietrzyć się czy pozwolić wzrokowi odprężyć się po godzinach ślęczenia nad terminalem.
Kryik wydawała się zupełnie innym typem osoby. Choć oficjalna i zwracająca się do niej z największym poszanowaniem standardowych procedur, posiadała tę swobodę w ruchach, która oddzielała ją grubą kreską od sztywno wyprostowanej Basset.
-
Na pokładzie Venus znajduje się obecnie dwunastka komandosów przeznaczonych pod moje dowodzenie, co jest wystarczającą ilością do stworzenia dwóch oddziałów z odpowiednim marginesem błędu - odrzekła natychmiast, traktując jej pytanie w pełni poważnie - choć Fel mogła nie chcieć zagłębiać się w szczegóły. -
Metoda postępowania oraz formacja grupy zostanie dostosowana do warunków panujących na każdej z planet. Prześlę szczegóły razem z raportem wstępnym pani Basset najpóźniej trzy godziny przed zejściem na planetę.
-
Do której dotrzemy za ponad dobę - wcięła się w słowa Anya, by odpowiedzieć na kolejne pytania Fel. -
Podróże pomiędzy planetami będą krótkimi, kilkugodzinnymi skokami z jednego układu do drugiego gdy już będziemy na miejscu, ale samo dotarcie do Trawersu zajmie nam dobę.
Doba wydawała się mijać szybko przez pierwszą połowę podróży. Gdy za wzmacnianymi oknami połyskiwał błękit promieniowania Czerenkowa, a w oddali połyskiwały niewyraźne punkty czarnych dziur i pulsarów, praca z łatwością pochłonęła jej wolny czas. Zaległości, które narobiła sobie swoim krótkim wyjazdem na Watson okazały się rozległe, lecz łatwe do rozgryzienia dzięki stworzonej przez Anyę strukturze. W miarę, gdy upływały kolejne godziny, przedzierała się przez zaległe raporty, spostrzeżenia, a także dokumenty, które musiała podpisać, tak jak inni członkowie Rady. Mogła też nadrobić nieco sytuację na polu walki - wszystkie doniesienia o rosnących liczbach zaginionych po ataku na Mindoir, dane wywiadowcze dotyczące dwójki znanych odłamów SST, oraz sondaże ze zmieniającą się opinią publiczną dotyczącą wojny. W przerwach od czytania lub pisania mogła przechadzać się po korwecie, która w tunelu Przekaźnika żyła swoim zmianowym, dość leniwym trybem. W mesie napotkała raz Widmo Kryik, sączącą dekstro-kawę, a w korytarzu raz wyminęła ją Anya. To druga połowa czasu zaczynała się rozwlekać, gdy umysł wędrował w stronę tego, co będzie, zmuszony do biernego oczekiwania.
Dwadzieścia siedem godzin później dotarli do pierwszego celu.
Asteria przywitała ich dobrze rozwiniętą i stosunkowo imponującą kolonią o rolniczym krajobrazie. Udało im się trafić na dzień, w którym dopisywała im pogoda, a powietrze wydawało się relatywnie czyste w porównaniu do średniej stężenia dwutlenku węgla w tym miesiącu. Sentia towarzyszyła Fel wraz z trójką swoich ludzi, choć blondynka zauważyła w planach, że Widmo powołała łącznie ósemkę komandosów na powierzchnię planety. Przez rozległe, otwarte przestrzenie i dość duże ryzyko bycia odsłoniętym, ponad połowa z nich zniknęła z jej pola widzenia, zabezpieczając każdy kąt, w którym się znalazła.
Gubernator kolonii, asari o imieniu Ni'ara, powitała radną szerokim uśmiechem i szeroko rozłożonymi ramionami. Była starszą kobietą w wieku matrony, o twarzy naznaczonej zmarszczkami doświadczenia i odbarwieniami skóry zrodzonymi pod promieniami wielu słońc. Ni'ara oprowadziła Iris po kolonii opowiadając jej o imponujących ilościach uchodźców umykających przed wojną z Terminusa, którzy każdego dnia spływali na Asterię. Gubernator zapewniała im pracę na roli za godną stawkę, która umożliwiała im życie w kolonijnych segmentach mieszkalnych i, nim Fel zdążyłaby spytać, czy czegoś im potrzeba, zapewniła ją o swoim dobrobycie. W sytuacjach kryzysowych, kolonia produkowała ogromne pokłady żywności a dzięki zwiększonej ilości siły roboczej, była w stanie sprostać większemu zapotrzebowaniu.
Ni'ara zabrała ją na pola uprawne, gdzie mogła porozmawiać z niektórymi pracownikami obsługującymi maszyny rolnicze. Część z nich nie chciała się odzywać, jakby nie dostrzegając kim była, lub ignorując jej status, lecz zdecydowana większość wydawała się umiarkowanie zadowolona z nowej sytuacji - przynajmniej na tyle, na ile można było w chwili wojny. Po sześciu godzinach spędzonych na planecie i uroczej kolacji, którą Iris odbyła z przedstawicielami władzy kolonii, Fel powróciła na Venus i korweta wzbiła się w objęcia kosmosu.
Horyzont, następny punkt na ich misji, na pierwszy rzut oka przywitał ją znacznie mniej zaludnioną kolonią. Discovery operowało nadzwyczaj dobrze pomimo nagłego napływu nowych mieszkańców, a na ulicach dostrzegła nagromadzenie granatowych mundurów Przymierza. W związku z trzema wojskowymi okrętami na orbicie planety, Sentia zdecydowała się na nieco mniejszy zespół, zapewniając jej nieco więcej komfortu i luzu, niż miałaby z całą armią wokół siebie.
Discovery słynęło z bycia ostoją dla wszystkich tych, którym nie odpowiadało zorganizowane życie na miarę tego prowadzonego na Cytadeli. Nagły spokój na jego uliczkach szybko wyjaśnił się wraz z spotkaniem gubernatora. Jonathan Myers był starszym mężczyzną koło sześćdziesiątki, który uniósł jej dłoń i musnął jej wierzch wargami w geście eleganckiego powitania. Nim oprowadził ją po kolonii, zaprosił ją wraz z jej ochroną na filiżankę dobrej, tutejszej kawy, serwowanej w kawiarni położonej na balkonie widokowym. Sącząc nietypowe espresso, pozyskane z nasion lokalnych roślin, miała okazję podziwiać malowniczy krajobraz Horyzontu - oraz zmian, jakie na nim zachodziły.
Myers wyjaśnił jej, że wzmożona aktywność Przymierza na Horyzoncie jest powodem lepszego zachowania gorszej maści mieszkańców, chowających się w swoich czterech ścianach. Choć obecność wojska wydawała jej się jedynie pokazowa, symboliczna, Jonathan wyjawił, że Horyzont stara się o zapewnienie Discovery systemu obrony GARDIAN w związku z zaostrzającą się sytuacją na froncie, lecz Przymierze zwleka z powodów politycznych. Oprowadzając ją po kolonii, zagadnął ją w tej kwestii dwa razy - za drugim razem zasugerował subtelnie, że byłby jej dłużny, gdyby udało jej się szepnąć komuś słówko na ten temat.
Wielu uchodźców, których spotkała, było odzianych w uniformy kadetów. Przymierze skorzystało na sytuacji, otwierając nowe biuro werbunkowe w Discovery i dość imponująca ludzi uciekających z Terminusa przed wojną wylądowała na pierwszym przystanku na drodze, na którym mogli dołączyć do wojska. Na Horyzoncie przygotowywali się do wylotu na Ziemię, gdzie mieli rozpocząć swoje szkolenie.
Gdy dzień na Horyzoncie chylił się ku zachodowi, a Fel skierowała się z powrotem do doku przydzielonego Venus, jej misja została pozornie wykonana. Niemal dotarła już do śluzy, znajdując się na ostatnim, długim chodniku, gdy dostrzegła zgromadzony mały, wściekły tłum ludzi. Odgradzani od śluzy przez ścianę komandosów, wykrzykiwali słowa, których nie była w stanie zrozumieć w chaosie, który zapanował.
-
Proszę się nie przejmować, pani - uspokoiła ją Sentia, prowadząc w sporej odległości od tłumu. Wszyscy towarzyszący jej ludzie trzymali w dłoniach bronie, lecz nie kwapili się, by ich używać. Niezadowoleni koloniści, czy uchodźcy, może i byli wściekli, ale wydawali się kompletnie bezbronni. Żadne z nich nie miało w zaciśniętych w pięści dłoniach nawet kamienia, którym mogliby wyrządzić jej krzywdę. -
Trzymajcie ich w ryzach! - warknęła turianka do oddziału broniącego śluzy, który, choć nie był w stanie przepchać tak dużej grupy ludzi do wyjścia, skutecznie utrzymywał ich w bezpiecznej odległości od radnej.
Aż do samego końca.
-
Czyj mundur plamisz suko?! - ryknął barczysty mężczyzna, z twarzą wykrzywioną grymasem nienawiści. Wydawał się o głowę wyższy od pozostałych i niepostrzeżenie wydobył przedmiot z kieszeni, nim cisnął w kierunku Iris i jej ochrony.
-
GRANAT! - ryknęła Sentia, rzucając się naprzód. Komandosi otoczyli swoimi opancerzonymi ciałami Fel, odciągając ją gwałtownie w bok, wystawiając własne piersi na ostrzał w oczekiwaniu na eksplozję.
Granat okazał się puszką z krwiście czerwoną farbą.
Tarcze mogły powstrzymać nadlatujące pociski, ale okazały się bezużyteczne w kontakcie z lecącym ku niej płynem. Choć zdecydowana większość farby splamiła pancerze jej ochroniarzy, spory jej kawałek uderzył w jej klatkę piersiową, a kilka kropel uderzyło w jej twarz i zostało we włosach. Czerwień była zbyt jasna by być prawdziwą krwią, a zapach, który jej towarzyszył, był chemiczny, gryzący w nozdrza.
Wrzask tłumu ustał, gdy Sentia wciągnęła ją do wnętrza śluzy, a zaraz za nią do środka wpadł oddział. W korytarzu czekała na nich Basset i, na widok Fel splamionej w czerwieni, jej oczy rozszerzyły się jak spodki.
-
Zawiedliśmy cię, pani. Najmocniej przepraszam - Widmo pochyliła głowę niemal natychmiast, gdy wszyscy znaleźli się w środku. Iris wiedziała, że nie była to do końca prawda. W przypadku napadnięcia przez oddział uzbrojonych agresorów, poradziliby sobie wyśmienicie. Ale w chwili, gdy każdy ich ruch mógł być nagrywany, oraz transmitowany na całą galaktykę, Sentia chciała uniknąć skandalu, którym byłoby strzelanie do uchodźców, którym pomóc miała radna Fel. -
Zawrę naszą... moją porażkę w raporcie.