Czyli Nathalie coś ukrywała i musieli to zrobić sami. No jasne, przecież nie mogło być inaczej. Tylko Irene nieco to zdziwiło. Pamiętała ciotkę jako zastraszoną kobietę, niezmiennie w cieniu swojego męża, bez możliwości podejmowania decyzji i chyba to się właśnie zmieniło. Ale nie powinno jej to dziwić, to mogło być genetyczne w tej rodzinie - skoro wszystko musiało być tak, jak chciała Nathalie, to znaczyło, że oni nie mają nic do gadania. I znów obudziło się w niej to coś, co nie lubiło, kiedy musiała się podporządkowywać. Westchnęła.
- Skoro macie wspólną znajomą o tym imieniu, to bardziej prawdopodobne jest to, że to właśnie ona, a nie jakaś przypadkowa Meredith, prawda?
Grunt zdawał się usuwać im spod nóg. Byli tylko kolejnymi pionkami wplątanymi w coś, co nagle okazywało się być coraz większe. Dlaczego Nathalie nie chciała angażować ratowników? Przecież to najpewniejsze i najskuteczniejsze rozwiązanie. Czego nie wiedzieli? Irene nie lubiła nie wiedzieć.
Po dojechaniu do chaty odprowadziła konia do stajni i pozwoliła się nim zająć Bartowi, sama wchodząc z plecakiem do środka i rozglądając się z rezygnacją. Kominek - to było to, co najbardziej interesowało ją w tym momencie. Poszukała porąbanego, suchego drewna gdzieś w środku albo w okolicach chatki, a jeśli nie znalazła, poczekała aż któryś z towarzyszących jej panów narąbie go trochę. Dopiero kiedy ogień już trzaskał radośnie, ściągnęła z siebie czapkę, rękawiczki i rozpięła kurtkę, nie zdejmując jej dopóki w całym domku nie zrobiło się cieplej. Bez słowa siadła przy kominku i wyciągnęła do niego ręce. W tym momencie powrót w zimne góry i spędzenie kolejnego dnia na bezowocnych poszukiwaniach brzmiał jak najgorsza kara. Chciała zrobić świeżą herbatę, podgrzać tę co mieli, albo chociaż zjeść jedną z zupek błyskawicznych, czy co tam Arrow wziął, ale to by wymagało podniesienia się sprzed ognia.
Płomienie były hipnotyzujące, więc wpatrywała się w nie w milczeniu. Chyba nigdy przedtem nie znalazła się w takich warunkach. Bo gdzie spędzała zimy? W ciepłym domu rodzinnym, potem na statkach, stacjach, gdzie zmiany pór roku nie miały żadnego znaczenia... Po chwili zdjęła kurtkę i buty i wyciągnęła do ognia też nogi, uruchamiając omni-klucz i wyświetlając mapę. Przyglądała się wytyczonym na niej szlakom, jakby liczyła na to, że zaraz coś magicznie zamruga i powie jej "tu jestem - Alice". Na wszelki wypadek spróbowała też ponownie nawiązać z nią połączenie, ale nie sądziła, że dziewczyna odbierze. Napisała też do Nathalie krótką wiadomość, informującą ją, że póki co nie znaleźli młodej, ale jutro z samego rana ruszają dalej. I żeby się nie martwiła, że będzie dobrze, chociaż były to puste słowa. Ludzie czasem potrzebowali tego kłamstwa.