[h3]Hira[/h3]
Złość turianki była uzasadniona, ale była też ujściem dla całej kalejdoskopu przejawiających się na jej twarzy emocji. Żal mieszał się z chęcią zemsty na tle odczuwanego przez nią strachu. Jej dłonie drżały, tak samo jak jej głos. Przyglądała się dziewczynie, czekając na...
coś. Odpowiedzi, wyjaśnienia, może zaprzeczenia tego wszystkiego co stało się wcześniej.
-
Szantażowałam ją, Hira - wyznała wreszcie SI, z wyraźnym wahaniem odzywając się w jej podświadomości. -
Jej rodziną. Jej... jej rodzice zginęli gdy była młoda. Przybyła obcym statkiem na Cytadelę. Udało jej się zdobyć pozwolenie na zamieszkanie, ale nie jej bratu. Ukrywa go w swoim mieszkaniu, jest jedynym co ma. A ja...
-
Zagroziłaś, że zabierzesz wszystko, co posiadam. Wiesz dobrze, że mam tylko jego - syknęła, przyglądając się Hirze takiej, jaką widziała.
A nie widziała bezdusznej morderczyni. Nie widziała podłej złodziejki czy kryminalistki jakiegokolwiek, innego typu. Widziała ranną dziewczynę o niewinnej twarzy, która zdawała się nie mieć odpowiedzi na jej pytania. Która trzęsła się pod chłodnym dotykiem lufy przystawionej do jej skroni. Która zdawała się po prostu marzyć o tym, by znaleźć się z dala od otaczającego ją wokół cierpienia.
Turianka drgnęła, a dłoń dzierżąca pistolet opadła wzdłuż jej ciała. Barki ugięły się pod karbem nagłej samoświadomości. Cofnęła lekko do tyłu, z frustracją zaciskając, to otwierając szponiastą pięść.
-
Nie jestem taka - rzuciła cicho, niczym słowa, które nie były przeznaczone dla uszu innych niż jej. -
Nie morduję dzieci.
Uniosła na nią znów spojrzenie, w którym tym razem zawitała zimna furia.
-
Nie mogę zabrać cię do aresztu bo powiesz im o Milo - wycedziła przez zaciśnięte wargi, wspominając imię swojego brata, co podsunęła jej Kira w szybkim wyjaśnieniu. -
Złaź mi z oczu. Jeśli cokolwiek stanie się mojemu bratu, nie zawaham się. Zrobię, co muszę, żeby go obronić.
Odsunęła się, odsłaniając drzwi prowadzące na zewnątrz. Odwróciła bokiem, uruchamiając omni-klucz by bezskutecznie usiłować nawiązać z kimś połączenie, pozwalając tym samym Hirze na powolne zejście z biurka i wyjście na zewnątrz.
Światło jarzeniówek kłuło w nieprzyzwyczajone do takiego światła oczy. Korytarz był zupełnie pusty. Na jego końcu znajdowała się techniczna klatka schodowa, którą turianka dostała się na ten poziom. Wciąż były w Wieży Cytadeli.
-
Rozmawiałam z nim, Hira. Rozmawiałam z exile. Hakerem, który zamknął stację - wyznała SI, gdy znów otoczyła ich cisza. -
Wiem, gdzie on jest. Na końcu tej drogi - dodała, wiedząc, że Hira patrzy w stronę klatki schodowej. -
Wydaje mi się, że ktoś po niego idzie. Cerberus, może ktoś jeszcze. Chcą go pojmać. A on... twierdzi, że robi to wszystko ze strachu. I coś o ukrytym narzędziu do masowej zagłady...
[h3]Mrassus[/h3]
Decyzja, którą podjęli, musiała wydarzyć się szybko. Zagrożenie nadciągało, choć żadne z nich nie wiedziało skąd konkretnie. Asari, odsuwając się od turiańskiego dowódcy, znów doprowadziła, by bezczynność otworzyła drogę jej panice. Miotała się na lewo i prawo, wyraźnie sugerując im, że powinni zdecydować się w przeciągu sekundy, bo każda chwila spędzona na dywagowaniu była zwiększającym się ryzykiem wtargnięcia tutaj uzbrojonych przeciwników.
Gdy zadecydowali, ludzki technik kiwnął głową. Turiański funkcjonariusz odprowadził ich do drzwi, zerkając na zewnątrz.
-
Powodzenia - rzucił im na odchodnym, nim drzwi za nimi się zamknęły.
Z początku nie widzieli różnicy. Dopiero po chwili z wnętrza pomieszczenia wydobył się urwany sygnał syreny, panel na drzwiach zmienił kolor na czerwony, a w szczelinach framugi dostrzegli znajomy, błękitny blask blokady. Cytadela rozpoznała w stacji medycznej potencjalną dziurę i załatała ją nim wtargnęła do środka pustka kosmosu otaczającego ich wokoło.
Korytarze były zwodniczo puste. Żadna armia przeciwników nie nadciągała w ich kierunku. Nikt nie walił pięściami w drzwi, nie słyszeli też żadnych nadbiegających kroków. Dopiero po chwili zastanawiania się nad kolejną drogą do obrania, usłyszeli łoskot ze strony klatki schodowej, którą zleciał kilkanaście minut temu Crassus.
Odruchowo unosząc bronie gotowe do strzału, napotkali wzrokiem dwójkę ubranych w pancerze SOC funkcjonariuszy. Jeden z nich podtrzymywał drugiego. Na ich czołach błyszczały się kropelki potu, oboje byli zmęczeni ewidentną walką, jaka miała miejsce chwilę temu. Ten, który wymagał asysty, krwawił u boku.
Wsparcie, które powinno dotrzeć do Radnej jakiś czas temu, napotkało przeszkodę, która je opóźniła. Teraz drzwi stacji medycznej były zamknięte permanentnie, jednak zagrożenie nie znikało.
-
Cerberus - wydusił z siebie mężczyzna, ranny plecami opierając się o ścianę, starając złapać oddech i zaaplikować sobie medi-żel. -
Wpadliśmy w pułapkę. Cerberus... Cerberus szturmuje wieżę. Przebijają się do góry, do centrum kontroli.
Kaszlnął, a jego towarzysz sięgnął do panelu pancerza na jego ramieniu, by zaaplikować lekarstwa za niego. Ten, pod wpływem ulgi i schodzącej z niego adrenaliny, osunął się powoli na ziemię, siadając na podłodze.
-
Udawaj trupa - mruknął mężczyzna widząc stan drugiego policjanta, który wykluczał go z dalszej walki. Po tym, uniósł spojrzenie na Crassusa i Milę, zerkając na ich logo na napierśnikach.
-
Powiedziano nam, że radna jest w stacji medycznej. Czy jest bezpieczna? - spytał, gdyż byli jedynymi żyjącymi, niewrogimi osobnikami w pobliżu lekarza.
Dostrzegając zablokowane drzwi, kiwnął głową, szybko zbierając swoje myśli.
-
Muszę udać się za Cerberusem - powiedział, choć jego głos brzmiał słabo. Wiedział, że jego szanse nie były wielkie, a jego wzrok szybko skupił się na ich uzbrojeniu. -
Wyglądacie na obytych w walce. Chcecie przysłużyć się Cytadeli? - spytał kwaśno, uśmiechając się lekko. Wiedział, jak absurdalne było jego pytanie w kontekście sytuacji, ale ta stała się tak dramatyczna, że nie pozostawiono mu innego wyboru.
[h3]Jaana[/h3]
Walka była krwawa.
Mężczyźni nie zareagowali od razu. Biotyczna eksplozja uderzyła jednym o ścianę, zrzucając go z nóg. Z jego ust popłynęła krew gdy osunął się na podłogę, podczas gdy jego towarzysz kontratakował. Tracąc cenne sekundy zaskoczenia, Flynn trafił w miejsce, od którego tamten odskoczył, walecznie rzucając się ku Jaanie w obronie drugiego policjanta.
W przeciągu kilku sekund, obie strony stały się na swój sposób stratne. Ritavuori swoimi celnymi atakami chcąc, nie chcąc, skupiła na sobie inicjatywę jej przeciwników, podczas gdy Tewers trzymał się z tyłu. Huk wystrzałów odbijał się od ścian, ogłuszając, a wypełnione adrenaliną ciało zdawało nie zauważać odnoszonych obrażeń, bólu w okolicy żeber czy gorąca wypływającej z otrzymanej przez nią rany krwi.
Na krótką chwilę, wszystko się zatrzymało. Mężczyźni spojrzeli to na Jaanę, to na Flynna, w ułamku sekundy podejmując decyzję o niekontynuowaniu walki. Pomimo kilku sprawnych ciosów, które udało się im wyprowadzić Jaanie, stracili wiele sił na ataku z zaskoczenia. Silniejszy z nich chwycił swojego kompana i rzucił się w tył, wgłąb korytarza, w stronę klatki schodowej, pod którą jeszcze chwilę temu stała Jaana.
-
Wystarczy - potwierdził Tewers, nie siląc się na gonienie policjantów. -
I tak gówno zrobią. Nasi zaraz tu będą.
Ocenił krytycznie stan Jaany, jednak nie wyciągnął ku niej medi-żelu ani nie zaoferował pomocy, uznając, że poradzi sobie sama.
-
Haker jest w centrum sterowania stacji na najwyższym piętrze. Prowadzą tam dwie klatki schodowe, my pójdziemy tamtą - wskazał na koniec korytarza skryty w mroku, po drugiej stronie niż ta, w którą pobiegli policjanci. -
Pojmać cel, nie zabijać. Wyeliminować każdą przeszkodę. Zrozumiano?
Przyglądał jej się upewniając, że zrozumie. W tym czasie z korytarza dobiegł ich znów odgłos kroków, a z cienia wyszła kolejna agentka. Tej twarzy Jaana nie znała, jednak na widok Flynna, kobieta zwolniła i skinęła mu głową.
-
Reszcie się nie udało - poinformowała go beznamiętnie. Porażka sprawiła, że skrzywił się lekko, niemniej nie stracił na pewności siebie.
-
Tak czy inaczej damy radę. Na schodach nic nie może nam zrobić - uznał, przyglądając się opatrującej swoją ranę Jaanie, czekając, aż ta będzie gotowa.
Wyświetl uwagę Mistrza GryDeadline; niedziela, koniec dnia