Nadia uniosła ręce w geście poddania się, ale na jej twarzy pojawiło się rozbawienie. Zmierzyła podporucznika wzrokiem od stóp do głów, po czym wzruszyła ramionami.
-
Hej, spokojnie, ty też się tak nie spinaj – przeszła dwa kroki i stanęła przy barierce, opierając się o nią łokciem. –
Chciałam się tylko przywitać. Niepotrzebnie zakładasz od razu najgorsze, Claire. To nic, że obiecywane przez Hounda wynagrodzenie jest pięciocyfrowe, a ja nie zarabiam tyle przez rok.
Roześmiała się znowu, widząc minę Irene, którą zaczynało to wszystko coraz bardziej irytować. Ale mimo to nadal nie zrobiła nic, żeby pozbyć się kobiety, albo odwrócić się i odejść. W jej głowie kotłowało się za dużo niewiadomych i zbyt wiele pytań, by tak po prostu zignorować to spotkanie. Chociażby jedno, chyba najważniejsze w tym momencie.
-
Kto tu jeszcze jest? – w jej głosie nadal nie było ani śladu radości ze spotkania, którą wydawała się okazywać Nadia. –
Zadokowaliście tu? Czy on... jest też na Cytadeli?
Ostatnim, czego chciała, było spotkanie w tym momencie kogoś, kto planował zamknąć ją z powrotem w zatęchłym magazynie dwa na dwa metry i podejrzewała, że tym razem nie dostałaby ani vidów, ani nawet książki. Uniosła rękę, by położyć dłoń na zaciśniętej na swoim ramieniu ręce podporucznika. Czuła się lepiej, wiedząc, że stoi zaraz za nią. Być może gdyby Nadia rzuciła się na nią i próbowała ją unieruchomić, kosztowałoby to Irene dużo wysiłku, ale świadomość, że gdyby Arrow tylko chciał, mógłby złapać tamtą i bez problemu wyrzucić ją przez barierkę, trochę ją uspokajała.
Nadia westchnęła i przygryzła policzek od środka, rozglądając się obojętnie po Prezydium.
-
Nie ma go tu, spokojnie – odparła w końcu. –
I jestem tylko ja. Umówiłam się tu, czekam na zlecenie – w końcu uśmiechnęła się do Irene, o dziwo szczerze, bez tej złośliwości w spojrzeniu. –
Naprawdę wolę zarobić te kredyty inaczej, niż wciągać cię w to samo, od czego uciekłaś. Wszyscy wiemy, jaki Hound jest... no, nie wszyscy – zerknęła na Marshalla. –
Cud, że wytrzymałaś tak długo. Ale dobrze cię widzieć. Dobrze wyglądasz – skrzyżowała nogi w kostkach. –
A teraz może nas przedstawisz?
Irene rozluźniła się całkowicie i z ulgą wypuściła powietrze z płuc. Nie wpadło jej to do głowy, była bowiem przekonana, że lada moment pojawi się tu więcej składu, tylko po to, żeby dostać tę pięciocyfrową sumę. Cóż, znając Nadię, mogła wrócić na statek, powiedzieć wszystkim gdzie widziała Irene i dopiero wtedy Cytadela zaroi się od szukających ją ludzi. Ale mogła też tego nie robić... Irene nie była w stanie określić do końca intencji kobiety i była zadowolona, że przynajmniej teraz nie zamierzała jej robić problemów.
Przedstawić... Co miała powiedzieć? Hearrow nie znał całej historii, a reakcja Francuzki na sytuację nie stawiała jej znajomej w dobrym świetle. Musiałaby opowiedzieć mu teraz wszystko.
-
Arrow, to jest Nadia – powiedziała w końcu, odwracając lekko głowę w kierunku mężczyzny. –
Ona była... Na tym statku, o którym ci mówiłam – dokończyła trochę niezgrabnie. Zdecydowanie wiedział zbyt mało, żeby mogła wnikać w szczegóły. –
Była dla mnie dobra – dodała jeszcze, jakby chciała coś wyklarować, wywołując przy okazji szeroki uśmiech na twarzy blondynki. –
A to jest Arrow, porucznik Przymierza.
Sylwetka Nadii zastygła, razem z tym uśmiechem, a w oczach pojawiła się niepewność.
-
Ciekawe – stwierdziła tylko i wróciła do obojętnego rozglądania się po Prezydium, ale tym razem to u niej dało się zauważyć dziwne spięcie, którego widok wywołał w Irene lekką satysfakcję.
Proszę, nie tylko ja się będę stresować dzisiaj.