Brak wyszukanego sprzętu mógł być utrudnieniem. Charles który przywykł do hi-techu i funduszy korporacji, a musiał się zadowolić zupełnie przeciętną pukawką, czuł się trochę nieswojo. Zwłaszcza, że nie wiedział z czym się mierzy. Oczywiste było, że cokolwiek to jest, dysponuje zaawansowana technologią i nie ściąga z orbity statków, żeby... wolał nawet nie myśleć co mogą planować.
W głowie żołnierza przewijały się różne plany. Znalezienie bezpiecznego miejsca i punktu obserwacyjnego. Nim się ruszył spod statku, rozejrzał się dookoła w poszukiwaniu potencjalnej bazy. Dookoła las, drzewa wysokie, ale trudno będzie się na nie wspiąć. Z drugiej strony, niewielki łańcuch górski wydawał się kuszący. Oczywiście, góry były raczej niewysokie, ale w skali wyspy wypadały całkiem nieźle. Były nawet nieco wyższe niż ta wieża. Wzbijały się w niebo dość stromo, skąpo obrośnięte niewielkimi krzewami, naznaczone skalnymi występami i innymi skupiskami głazów o zimnej, szarej barwie, okazjonalnie przetykanej mchem. W dodatku, niedaleko, tylko troszkę bardziej na północny wschód od ich pozycji, znajdował się rozbity statek. Może znajdą tam coś cennego, a jeśli nawet nie to może to być dobra kryjówka i punkt obserwacyjny, bowiem wygięty maszt radiowy statku, górował nad okolicą.
Początek drogi nie był prosty. Przez mokradła nie było wytyczonej ścieżki, dlatego musieli bardzo uważać, gdzie stawiają kroki i o ile Charles poprzestał na okazjonalnym wejściu w błotnistą kałużę, Konrad nie miał tyle szczęścia. Na początku było dobrze, nadspodziewanie dobrze, aż tu wszystko chlup!
Striker tylko zobaczył jak ziemia pod Straussem nagle rozstąpiła się, najwyraźniej próbując go połknąć. I pewnie pochłonęłaby Konrada po same uszy, gdyby Charles nie złapał go za kołnierz i gwałtownym szarpnięciem wyciągnął z błotnistej pułapki. Lekko rozdygotany, ubłocony prawie po pas i na pewno mocno skonsternowany Konrad stanął przed swoim wybawcą. Nie było źle, a mogło się skończyć znacznie gorzej. Strach pomyśleć co tu się będzie działo po deszczu.
Dalsza droga przebiegła bez TAKICH niespodzianek. Po drodze mogli podziwiać fantastyczną, bujną roślinność tego miejsca, która składała się głównie z wielkoliściastych krzaków w różnych kolorach i rzadko rozstawionych, ale koszmarnie grubych drzew. Natknęli się też na okaz fauny. Z niektórych gałęzi, bardzo sporadycznie wystających, wśród lian zwisały grubsze pnącza. Okazał się być to jęzor potwora, który przypominał jedną wielką szczękę. Ozorem pewnie wciągał ofiary na górę. Nic z czym chcieliby mieć bliższy kontakt.
W końcu znaleźli się u stóp gór. Tutaj las przerzedzał się stopniowo. Wspinaczka mogła trochę zająć, a z chmur mogło lada chwila lunąć. W południowej części wyspy już padało. Tutaj rodziło się pytanie. Czy znaleźć schronienie już teraz, gdzie na dole: nie wiadomo czy jakieś będzie, jak już to skromne. Czy lepiej pójść pod górę, ryzykując przemoknięcie, ale dostanie się do statku. Przy okazji Charles odnotował jeszcze jedną, istotną rzecz. Jego przewidywania względem czasu okazały się błędne. Kiedy rozpoczęli podróż, pozycja słońca wskazywała na okolice popołudnia, 14:00? Teraz natomiast, znajdywało się znacznie bliżej zenitu. Co prawda, przez chmury, jedynie szczątkowe ilości światła przebijały się do nich, jednak to wystarczyło na ocenienie pozycji gwiazdy. Szybka matematyka. Szli może, godzinę, maks półtorej, a gwiazda ruszyła się jak po ziemskich 3-4 godzinach. Dzień musiał tu lecieć znacznie, znacznie szybciej. Jeśli wierzyć jego obliczeniom, została im najwyżej godzina dnia. Zakładając, że dzień był tutaj "długi".
Wyświetl wiadomość pozafabularnąSuper tajny, ale mało istotny rzut MG k10
Striker 3
Konrad 9
Striker 10, krytyczny sukces.