- Dziękuję - zaśmiała się i przeciągnęła włosy na ramię. Z tak bliskiej odległości Wilson nie mógł już nie poczuć zapachu konwalii, który zawsze jej towarzyszył. - Co prawda nie mówiłam poważnie o tej rekompensacie, ale miło z twojej strony - stwierdziła, zakładając nogę na nogę. Rozcięcie sukienki odsłoniło prawe udo, a smukła kostka Irene znalazła się tuż przy łydce mężczyzny, tak, że przy najmniejszym ruchu nie dało się uniknąć dotknięcia. Być może nie wypadało zachowywać się już w ten sposób, może było za wcześnie, ale nie obchodziło jej co na ten temat myśli Rebecca. Tym bardziej że teraz była zajęta jedzeniem i opłakiwaniem straconych kredytów. Raczej nie wyglądała, jakby chciała włączyć się w kolejną rozgrywkę. A Dubois miała swoje plany i swoją moralność i wcale nie zależało jej na tym, żeby ktoś ją głaskał po główce za poprawne zachowanie.
- Jeszcze raz? - westchnęła ostentacyjnie i pochyliła się nad stołem, zerkając na wynik Wilsona. - Na takich samych zasadach? No dobrze, może tym razem pójdzie mi lepiej.
Tutaj już było łatwiej i o ile nie przebije po raz kolejny, powinna bez problemy odzyskać przynajmniej część swoich kredytów. Trudno było nie przyznać, że kwazar dawał trochę adrenaliny, a Irene od adrenaliny była przecież mocno uzależniona. Nie od tej zwyczajnej, przewidywalnej, nie takiej którą czuje się w walce czy przy skoku ze spadochronem. Raczej od tej, która powodowała lekki, ale nieustępliwy niepokój, od niepewności, tej która miała związek z innymi ludźmi. I z kredytami.
Wpłaciła 300 kredytów i zabrała się za rzuty.
Wyświetl wiadomość pozafabularną
Niepewnie przyjrzała się wynikowi. Ryzykowanie nie było dobrym pomysłem. Na początku wyglądało to obiecująco, 17 miało być łatwe do przebicia, ale nie sądziła, że sama skończy na tym samym. W tej chwili nie chciała stracić kolejnych 600 kredytów. Zbyt słabo już było u niej ze stanem konta, choć jej zachowanie wcale na to nie wskazywało. Wolała sprawiać wrażenie, jakby nie stanowiło to dla niej problemu. Przegrać kolejne pół tysiąca w kwazara? Co mi tam.
- Pas - uśmiechnęła się przekornie i wyzerowała rzuty na terminalu. - Mamy remis, jeszcze raz.
Na widok reakcji Wilsona, gdy wspomniała o broni, uniosła brwi i rzuciła mu wieloznaczne spojrzenie. Jak bardzo już się domyślał, a jak bardzo jeszcze był w błędzie? Powinna chyba namieszać bardziej, wycofać się z tej niebezpiecznej pozycji w którą wpakowała się nieprzemyślanym komentarzem.
- Mam strzelbę i karabin. Nawet nie wiem co z nimi zrobić. Dostały mi się... jakby... w spadku - odwróciła wzrok, wbijając go gdzieś w ścianę. - To nie jest pamiątka, jakiej bym chciała. Na pewno... ktoś... z nich wcześniej korzystał, ale u mnie będą się tylko kurzyć.
Dobre, proste wyjaśnienie. W końcu co innego może zostać po gwałtownie zakończonym związku z żołnierzem, jak broń? Potrząsnęła głową, jakby próbowała odpędzić od siebie złe myśli i uśmiechnęła się do Wilsona ponownie.
- Proszę - położyła dłoń na jego ramieniu i oparła na niej brodę, zaglądając mu w terminal. Może przynajmniej go trochę rozproszy, a nawet jeśli nie, to chociaż na bieżąco poprzygląda się rzutom.