Gdyby było to prawdziwe przesłuchanie, Isyxa samą entropią swoich wypowiedzi zdołałaby ukradkiem wyciągnąć z drugiej osoby odpowiedzi. Gawędziła, o wszystkim, o niczym, przeplatała to co nieistotne z tym, co faktycznie ją interesowało. Otumaniony ilością informacji człowiek z trudem mógłby się połapać, na co konk
retnie powinien odpowiadać, a co było wyłącznie kulturalną wymianą uprzejmości, na które społeczeństwo posiadało już kilka gotowych odpowiedzi, po które można było sięgnąć.
Przy tym wszystkim wydawała się błogo nieświadoma tego, jak chaotyczny staje się przebieg tego spotkania. A może po prostu o to nie dbała. Starsza D'veve posiadała tak wiele masek, że rozmawiający z nią ludzie mogli mieć trudność w rozpoznawaniu jednej od drugiej. Zmieniała je płynnie, tak jak tematy rozmowy.
-
U mnie? Absolutnie po staremu - machnęła ręką, choć w jej głosie Isha natychmiast rozpoznała te drobne przejawy dumy, jaką kobieta czerpała ze swojej kariery. -
Wiesz, służba nie jest prosta, ale matka bardzo mnie wspiera. Ostatnio o naszym oddziale pisali w Dzienniku Lirii, wyobrażasz to sobie? Zaproszono nas na galę, a ja już nie pamiętam, jak na takie okazje należy się ubrać... - westchnęła w sposób tak wiarygodny, że nawet Isha mogłaby poczuć na chwilę, że opisywany przez nią problem był prawdziwą tragedią. -
Zresztą, co będę mówić, pewnie już o tym czytałaś!
Uśmiechnęła się szeroko, nie drążąc tematu swojego oczywistego zwycięstwa, tylko z góry zakładając, że młodsza D'veve była w temacie - nawet, jeśli nie utrzymywały ze sobą kontaktu od dłuższego czasu. Niestety cokolwiek poczynił ich oddział, nie było to na tyle istotne na tle galaktycznych wydarzeń by wydostać się poza prasę lokalną, z którą Isha nie miała zbyt wiele do czynienia od opuszczenia Thessii.
Asari odsunęła swój kieliszek obok na widok nadciągającego kelnera. Ciężko było stwierdzić, czy tak potwornie długo zajęło im przygotowanie obiadu, czy zrobili to w ekspresowym tempie - po prostu konwersacja z Isyxą zaginała czasoprzestrzeń dla przesłuchiwanej przez nią Ishy, wydłużając ją niemiłosiernie.
Danie młodszej D'veve było stosunkowo proste, choć ładnie zaprezentowane. Kotlet w panierce z mielonego mięsa z jakiegoś ziemskiego zwierzęcia z dodatkiem pieczonych ziemniaków i kolorowej sałatki. Danie Isyxy było znacznie bardziej wyszukane. Miseczka gęstej zupy bogatej w warzywa i owoce morza prezentowała się bardzo bogato i elegancko. Kobieta z lekkim niesmakiem spojrzała na wyłowione przez siebie mięso, dostrzegając, że jego kształt nieco przypominał macki na głowie asari.
-
Ciekawe jak zareagowaliby, jakbyśmy w naszej kuchni serwowali im falliczne potrawy - skomentowała z westchnieniem, po chwili zawahania wsuwając mięso do ust pomimo jego podobieństwa do elementu ich własnej biologii. -
Dlaczego to się nazywa owoc w ich języku? Przecież to mięso.
Znów ucichła, widząc grasującego po drugiej stronie lokalu kelnera, choć prawdopodobnie dosłyszał jej kolejną uszczypliwość. Isha znała ją na tyle by wiedzieć, że w razie jakiejkolwiek konfrontacji Isyxa najwyżej uśmiechnie się niewinnie i tonem słodkiej idiotki zrzuci winę na karb swojej niewiedzy.
Przerwała na moment jedzenie, które mimo swoich niecodziennych kształtów było całkiem smaczne, unosząc wzrok na Ishę gdy ta zadała bezpośrednie pytanie. Dopiero wtedy na twarzy starszej siostry na sekundę zagościł przemykający po jej twarzy cień niezadowolenia, który natychmiast schowała za jedną ze swoich masek.
-
Ależ Isha, to miejsce pozbawiło cię już kultury? Zjedzmy. Pozwól się twojej siostrze nacieszyć twoim towarzystwem nim znikniesz znów chol... nie wiadomo gdzie - uśmiechnęła się szerzej, może aż zbyt szeroko, by zachowała przy tym wiarygodność i, jak gdyby nigdy nic, powróciła do jedzenia.
Dokończenie dania i napojów, które sobie zamówiły, zajęło im kilkanaście minut, przez które Isyxa skutecznie prowadziła konwersację, czasem nawet sama sobie odpowiadając jeśli nie doczekała się reakcji od młodszej D'veve. Po skończeniu swojego drinka, odsunęła od siebie naczynia sugerując kelnerowi, by je zabrał i sięgnęła do terminala przy ich stoliku, bez zawahania płacąc za ich zamówienia.
-
Mam świetny pomysł - rozporządziła, nic sobie nie robiąc z kwestii, którą Isha poruszyła wcześniej. Na twarzy wymalowaną miała jednak radość planem, który zrodził się w jej głowie. -
Napijmy się czegoś mocniejszego. Potańczmy, jak wtedy, za starych -
niemal antycznych -
czasów! Widziałam ostatnio w vidzie rozróbę w Norze Chory. Nigdy tam nie byłam, może się przekonamy?
Wstała od stolika, przeciągając się lekko, bo minęło kilkadziesiąt minut odkąd weszły tutaj i zamówiły dla siebie jedzenie. Widząc, lub wyczuwając niechęć ze strony młodszej siostry, Isyxa podparła dłońmi boki.
-
No nie daj się prosić. Wiesz, że jak pojadę to znowu nie zobaczymy się nie wiadomo ile - przewróciła lekko oczami. -
Jesteśmy rodziną przecież. Pamiętasz?